czwartek, 22 listopada 2012

Fińska Maria Konopnicka?


Znakomita biografia Tove Jansson, autorki opowieści o Dolinie Muminków, to historia wielkiego sukcesu, a także historia kobiety przeżywającej głębokie i dramatyczne rozterki życiowe.

W ciemnych zakamarkach prawicowej części naszej sceny politycznej i medialnej trwa dyskusja, czy Maria Konopnicka była lesbijką? Czy z Marią Dulębianką łączyła ją tylko zwyczajna wieloletnia przyjaźń, czy też może uczucie, a nawet seks? Bo jeśli tak, to czy wypada nadal śpiewać przy patriotycznych okazjach ,,Rotę", którą napisała i czy - co niedawno słusznie rozśmieszyło Krystynę Jandę - można pozwalać dzieciom czytać baśń o Marysi i krasnoludkach?

Tu oczywiście powinno się rozważyć problem, czy lesbijka (i gej także) ma prawo być patriotką? Czy też może to jakaś forma półpatriotki, albo nawet ćwierć... Konopnicka - była czy nie była lesbijką - wypełniła swój patriotyczny obowiązek nie tylko werbalnie, bo nim porzuciła męża i związała się z Dulębianką urodziła i wychowała gromadkę dzieci, by naród rósł w siłę, a przyszłe pokolenia żyły dostatniej.

Tak oddana swojej ojczyźnie nie była Tove Jansson (1914-2001), fińska autorka znanych na całym świecie opowieści o Muminkach. W młodości miała kilka poważnych związków z mężczyznami, przynajmniej ze dwa razy była bliska zamążpójścia, ale już wtedy zdecydowanie deklarowała, że nie chce ,,sprowadzać na świat dzieci, które zabije jedna z przyszłych wojen". I jako - powiedzmy - pra-feministka przekonana była, ,,że chęć do dawania życia zabili w niej mężczyźni i tego nigdy im nie wybaczy" (pewnie dlatego, że uważa się wojnę za męski wynalazek).

Tak to i sporo innych pikantnych szczegółów opisuje Boel Westin, autorka monumentalnej i bardzo interesującej biografii Tove Jansson, która właśnie pojawiła się w naszych księgarniach. Te najbardziej pikantne to opisane dyskretnie -­ jako coś w gruncie rzeczy normalnego - jej dwa długoletnie związki z kobietami, a i jeszcze jeden, który wygląda na przyjaźń realizującą się w korespondencji, ale temperatura listów i kontekst innych zdarzeń z życia Jansson każe podejrzewać, że to też była miłość, tyle że platoniczna.

Boel Westin jest pierwszą badaczką, która miała swobodny dostęp do prywatnego archiwum Tove Jansson i jej korespondencji, więc śmiało odsłania to, co w życiorysie ,,mamy Muminków" dotąd było zasłonięte czy otoczone mgłą niedopowiedzenia. I okazuje się, że podobnie jak opór przed posiadaniem dzieci miał swoje źródło w traumie wojennych przeżyć, tak i z tego samego powodu Jansson wymyśliła Dolinę Muminków i jej - w większości poczciwych i przyjaznych innym - mieszkańców.

Rozłożona na wiele tomów historia małego Muminka, jego rodziny i przyjaciół była po prostu ucieczką przed światem, w którym możliwe było wojenne okrucieństwo, strach, cierpienie czy obawa o bliskich. Ucieczka zresztą nie do końca udana, bo przecież i w świecie Muminków obecne jest przez cały czas zagrożenie tym, że może się wydarzyć coś złego i strasznego. W prawdziwym, nie literackim życiu Tove Jansson też miała skłonność do ucieczek - to dlatego z taką pasją budowała jeden i drugi domek (powiedzielibyśmy: letniskowy) na małych, skalistych wysepkach u wybrzeża Finlandii i chroniła się w nich na tak długo, jak mogła przed światem.

Całość na Newsweek.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz