środa, 25 grudnia 2013

Komentarz Jacka Dehnela do artykułu gazety wywiad z gejem 18 letnim


Komentarz Jacka Dehnela sprawie artykułu Gazety Bałtyckiej artykuł "Obcując ze współczesną literaturą faktu, wśród wielkich nazwisk twórców Polskiej Szkoły Reportażu, natrafiłam na Michała Witkowskiego i jego powieści „Lubiewo”. Jej bohaterowie to starsi panowie, wrocławscy homoseksualiści sprzed okresu emancypacji. Mówią o sobie w rodzaju żeńskim, pozują na kobiety – Patrycję, Lukrecję, Jessicę. One nie walczą o prawa do małżeństw i adopcji. W ogóle nie walczą i do niczego nie dążą. Nie mówią językiem Tomasza Raczka. Mówią „nie” dla stałego partnera, „nie” dla kondomów, „nie” dla bliskości i przyjaźni. „Tak” dla pikiety, urofilii, oralnego seksu, seksu w ogóle, dla rui".

Tyle tu złej woli i przekłamań ze strony dziennikarki, że, doprawdy, nie wiadomo, od czego zacząć. Po pierwsze: książka Witkowskiego nie portretuje środowiska gejowskiego, tylko „ciotowskie”: subkulturę z lat PRLu, sprzed epidemii AIDS, która to subkultura obejmowała tylko część społeczności homoseksualnej. To mniej więcej tak, jakby pytać o heteroseksualizm na podstawie wspomnień klientów pań z Poznańskiej (warszawska ulica, gdzie pracują mocno zużyte życiem prostytutki) albo panów bijących „seksualny rekord świata”. Ale nawet tu dziennikarka dokonuje przekłamań, bo przy całym stylu życia Patrycji i Lukrecji – „nie dla bliskości i przyjaźni”?? Przecież tam wszystko dotyczy bliskości i przyjaźni, strachu przed samotnością, itd.!

Ale idźmy dalej. Bohater tekstu „jest rozważny i nie wplątuje się w takie towarzystwo”, bo wiedzę o nim czerpie z tego, co mu tatuś z mamusią powiedzieli o tym, kim są „oni”. Woli zatem „normalne kontakty” (co się chwali; kto chciałby mieć z kimkolwiek „nienormalne kontakty”?), ale nie bardzo wiadomo, na czym miałyby polegać i czym się odróżniać od „nienormalnych” – z kim wreszcie miałyby przebiegać, skoro „oni” są, jak twierdzi tatuś z mamusią, „nie dbają o higienę stosunku i często łapią choroby”. Najpewniej Mariusz będzie miał „normalne kontakty” z kimś innym niż homoseksualiści, pewnie z jakąś fajną dziewczyną hetero, jak rozumiem (bo dziewczyna homo to też homoseksualny rozsadnik chorób, przeca!). Z nią dojdzie do „przemyślanego seksu”, choć przed chorobami nie chroni, Mariuszu, seks przemyślany, tylko seks bezpieczny. „Oni” zaś, pamiętajmy, „często myślą jedynie o seksie z młodą osobą” – trudno powiedzieć, skąd Mariusz to wie, że często czy półczęsto, czy rzadko, skoro jest rozważny i „nie wplątuje się w takie towarzystwo”. Może też tatuś z mamusią, niezawodni, powiedzieli (skąd oni znają tak dobrze środowisko homoseksualne – trudno powiedzieć, wymaga to dalszych badań).

Wreszcie myśli osiemnastoletni Mariusz, że wiele by się nie zmieniło, gdyby żył w PRLu, a nie w III RP – no, piątki za wyobraźnię nie dostanie. Za wiedzę z historii (nie tylko historii LGBT w Polsce, ale z historii XX wieku w ogóle) też nie.

I żeby było jasne: nie potępiam chłopaka, który ma 18 lat i guzik wie, pochodzi najwyraźniej z tradycyjnego domu, który mu wrzucił niezłą sieczkę do głowy; przez ileś lat będzie z tego wychodził i wyjdzie, poszerzy horyzonty, przekona się, że w każdej społeczności, polskiej, włoskiej czy niemieckiej, homo czy hetero, są ludzie dobrzy i źli, szukający miłości i bliskości (większość) i cierpiący na seksoholizm (mniejszość), uprawiający seks bezpieczny i seks bez zabezpieczeń, i tak dalej, i tak dalej. Natomiast pytania dziennikarki są stawiane z tezą, a już za „tak zwaną dyskryminację mniejszości seksualnych” pani Kaniewska powinna dostać Hienę Roku. TAK ZWANĄ? Kobieto, żyjesz w kraju, gdzie para jednopłciowa nie może nie tylko zawrzeć ślubu, ale nawet związku, gdzie po śmierci partnera cały majątek zabiera rodzina (w przypadku testamentu – prawie cały, bo w myśl prawa są to zupełnie obce osoby i zachowkiem można wyrabować dużą część majątku), gdzie partner z kraju z obowiązkiem wizowym nie może uzyskać prawa pobytu, gdzie pobicia osób za ich orientację homoseksualną (prawdziwą lub wydumaną) są na porządku dziennym, gdzie księża z ambon i posłowie z mównicy głoszą hasła, jakich nie powstydziliby się endecy wobec Żydów – i to jest „tak zwana” dyskryminacja? To jest faktyczna dyskryminacja: systemowa, prawna, ale i powszechna społecznie.

1 komentarz:

  1. nie jest aż tak źle, Polska robi małe postępy. poczytaj, jak traktuje się gejów w Rumunii i Bułgarii, a to jest też UE...

    OdpowiedzUsuń