Prowadzi modny klub na plaży w Sopocie i popularną restaurację w Gdańsku. Jest aktywnym działaczem PO, dobrym znajomym premiera Tuska i innych prominentnych członków partii. Dwa tygodnie temu ogłosił publicznie, że jest gejem. Pytamy go, co z tego wynikło.
Maciej Sandecki: Warto było zrobić taki coming out na łamach "Dziennika Bałtyckiego"?
Radomir Szumełda: Warto było, z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że po tym tekście otrzymałem mnóstwo pozytywnych maili. Pisali do mnie ludzie ze środowiska LGBT (z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders), dla których było to ważne wyznanie. Wielu z nich kryje się ze swoim homoseksualizmem, żyją w tajemnicy, w szafie, a ten tekst dodał im otuchy. Zadzwonił do mnie jeden z wykładowców akademickich, by osobiście podziękować mi za to, że dałem mu siłę, by żyć. Takich maili dostałem bardzo dużo. Z drugiej strony napisał też do mnie znajomy, praktykujący katolik, który powiedział, że ta moja spowiedź wywróciła jego świat wartości do góry nogami. Napisał, że po tej lekturze, pierwszy raz z żoną przy kolacji użyli słowa gej, a nie pedał. Mam wrażenie, że udało mi się obalić w u niego stereotyp homoseksualisty - takiego hedonisty zainteresowanego wyłącznie seksem. Może przy okazji zrozumiał, że w głowie jego dziecka mogą tworzyć się podobne lęki, o których opowiadałem w Dzienniku. Drugi powód jest bardzo osobisty - poczułem się wolny. Wiem, że od teraz nie muszę już nic udawać, co wcześniej mi się zdarzało.
A co było po tekście? Przy wigilijnym stole kontynuowaliście temat?
- Krótko. Mama powiedziała, że jest ze mnie dumna, siostra była wzruszona, a ojciec podszedł do sprawy z akceptacją.
Nie bardzo rozumiem. Twoja rodzina, znajomi od dawna wiedzieli, że jesteś gejem i podchodzili do tego z pełnym zrozumieniem. Po co ogłaszać to jeszcze całemu światu?
- O takim publicznym coming out myślałem od dawna. Rozważałem to na przykład rok temu podczas kampanii wyborczej i uznałem wówczas, że wyborcy nie powinni głosować na mnie dlatego, że jestem gejem, tylko dlatego, jakimi wartościami się kieruję i co sobą reprezentuję. Wtedy nie zrobiłem coming outu, a dzisiaj nie prowadzę żadnej kampanii, więc to dobry czas, by wreszcie być sobą w pełnym tego słowa znaczeniu.
Cóż w takim razie różni cię od Roberta Biedronia? On też ujawnił, już dawno, swoją orientację seksualną, a teraz walczy o związki partnerskie w parlamencie.
- Chodzi o to, że Robert Biedroń wykreował siebie na polityka, który w pierwszej kolejności jest gejem, a dopiero później posłem. Ja bym chciał, by dla ludzi fakt, że jestem gejem był całkowicie nieistotny, co nie znaczy zatajony. W polityce ważny powinien być człowiek ze swoimi poglądami na rzeczywistość, ze swoimi dokonaniami, a nie jego orientacja seksualna. Po moim wyznaniu spotkałem się z ciekawym stwierdzeniem, że skoro jestem gejem, to powinienem mieć lewicowe poglądy. Nie zgadzam się z tym! Geje są po lewej, w centrum i po prawej stronie sceny politycznej. Znam nawet gejów związanych z PiS-em, wierzących i opowiadających się przeciwko związkom partnerskim.
A ty opowiadasz się za związkami partnerskimi, ale już przeciwko adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Dlaczego? Geje w Holandii, Szwecji czy Danii mają takie prawo. Dlaczego nie chcesz przyznać takiego prawa sobie samemu i innym gejom w Polsce?
- Bo uważam, że nie wszystkie zmiany da się zrobić gwałtownie i naraz. Najpierw powinniśmy zalegalizować związki partnerskie, pozwolić wielu homoseksualistom wyjść z szafy, przekonać społeczeństwo, że gej to normalny człowiek, a nie zwyrodnialec, pedofil czy zabójca dzieci. Dopiero jak przejdziemy te etapy, będziemy mogli rozpocząć debatę publiczną na temat adopcji dzieci, ale nie sądzę, żeby to stało się wcześniej niż za piętnaście, dwadzieścia lat. Wyobraźmy sobie, że takie prawo wprowadzamy już dzisiaj. Na jakie zagrożenia narażalibyśmy takie dzieci wychowywane przez dwóch tatusiów? Ustawą nie ochronimy tych dzieci przed szykanami ze strony kolegów z klasy czy ich rodziców. Takie zmiany należy przeprowadzać stopniowo. We Francji, która jest przecież obyczajowo dużo bardziej liberalnym krajem od Polski, dopiero od 2013 roku pary homoseksualne będą mogły adoptować dzieci, a i tak zmiana ta zachodzi tam przy bardzo ostrych protestach. Próbę wprowadzenia takich przepisów dzisiaj uważałbym za szkodliwą.
Natomiast dostrzegam problem dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne, w sytuacji gdy naturalny rodzic umiera. Dziecko trafia wtedy często w obce ręce, a nie pod opiekę drugiego rodzica, z którym było uczuciowo związane. Uważam, że tę kwestię można by prawnie rozwiązać już teraz.
Czyli jak za trzy lata dostaniesz się do Sejmu, to staniesz z Robertem Biedroniem ramię w ramię w walce o prawa gejów?
- W sprawie związków partnerskich absolutnie tak. Bliższe są mi propozycje Ruchu Palikota, niż te zawarte w projekcie Platformy Obywatelskiej. Projekt Ruchu Palikota likwiduje dyskryminację podatkową mniejszości seksualnych. Dotyczy to dziedziczenia majątku przez partnera i wspólnego opodatkowania. O ile związki heteroseksualne wciąż będą miały wybór, o tyle związki jednopłciowe pozostaną dyskryminowane. A przecież z drugiej strony geje i lesbijki mają identyczne obowiązki podatkowe co wszyscy inni. Nie rozumiem, dlaczego premier Tusk i liberalne skrzydło PO opowiada się za dyskryminacją, która jest niczym innym jak wykluczaniem ogromnej części społeczeństwa. PO powinno trzymać się politycznego centrum, szanować każdego obywatela bez wyjątku, a tymczasem wciąż dryfujemy na prawo.
Swój coming out zacząłeś na Facebooku. Napisałeś: jestem gejem i moje życie jest tysiąc razy trudniejsze niż wasze. Przepraszam, ale jakoś tego nie widzę. Widzę człowieka, który cieszy się pełną akceptacją rodziny i znajomych, robi karierę w polityce i osiąga sukces w biznesie. Co jest trudne w byciu gejem?
- Wiesz, ten wpis na Facebooku popełniłem nad ranem, spontanicznie, gdy po ludzku było mi smutno, po kilku drinkach. W pewnym sensie wyraził on moją wieloletnią frustrację - traumę dzieciństwa, brak akceptacji dla swojej seksualności, lęk przed odrzuceniem ze strony świata czy zwykłą ludzką samotność. Widzisz, wy heteroseksualni ludzie, macie nieporównywalnie większe szanse na znalezienie miłości, życiowego partnera. Jest was mnóstwo, mimo to często bywa tak, że jesteście samotni. Nas homoseksualistów jest zaledwie jakieś 7 procent w społeczeństwie, na dodatek wielu się z tym kryje, udaje kogoś innego. Znalezienie tej drugiej połówki w tak małej populacji jest naprawdę trudne. Mimo to powtarzam, nie było moją intencją licytowanie się na problemy z kimkolwiek i jeśli tak to ktoś odebrał, bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że po moim coming oucie pomogę innym się ujawnić, przełamać ten lęk i samotność. Mi się to po części udało.
Całość na Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz