Potwierdzona została teza, że „poglądy prawicowe" są domeną osób ze słabszymi neuroprocesorami. Od kilku dni na naszej prawicy lament przeplatany z wezwaniami do kontrrewolucji, ponieważ Amsterdam tworzy getto dla homofobów. Chcą odbierać nam mieszkania, zamykać nas i nasze dzieci w kontenerach — zawodzą. Chrześcijanin24: Amsterdam: osoby nietolerancyjne dla gejów zostaną przesiedlone do kontenerowego „getta". Portal wPolityce.pl — Uczciwy Punkt Widzenia ogłasza wielkimi literami: „Amsterdam wprowadza szokujące prawo. Każdy uznany za szykanującego homoseksualistów... trafi do specjalnego getta z kontenerów!" W tekście „Szykujmy się do getta" redakcja Frondy radzi władzom Amsterdamu, by wprowadzili też nakaz noszenia przez homofobów specjalnych opasek z krzyżami. Na łamach Polonia Christiana ks. dr Marek Drzewiecki majaczy o groźbie ludobójstwa homofobów. Portal Nacjonalista.pl grzmi, że wysiedlać mają nie tylko homofobów, ale i nacjonalistów!
Prof. Jacek Bartyzel, pracownik naukowy z UMK w Toruniu odznaczony przez Lecha Kaczyńskiego Orderem Odrodzenia Polski, na łamach prawica.net napisał uczenie, że ludzie prawicy mają cztery opcje: 1) augustyńską — uznać to za dopust Boży; 2) tomistyczną — zorganizować powstanie; 3) karlistowską — powiesić rajców Amsterdamu; 4) maurrasowską — powiesić rajców i wypatroszyć „co znaczniejszych pedalskich aktywistów". Sam Bartyzel jak wiadomo jest miłośnikiem karlizmu, który marzy o obaleniu demokracji. Kiedy został za to wezwanie skrytykowany, w jego obronie stanął poseł Stanisław Pięta z PiSu, który stwierdził, że wezwanie do patroszenia i wieszania to tylko „niewinny żart" (zakładam, że obejmuje to również wezwanie do rozstrzelania, które sformułował sam Pięta...). Za dużo jednak w ostatnim czasie tych „żartobliwych" nawoływań do mordów! Jak widać z komentarzy pod tekstem Bartyzela, jego czytelnicy wcale nie odebrali tego, jako żart czy „intelektualna gra znawcy pism Ojców Kościoła". Za tego rodzaju żarty, które mają mało żartobliwy wpływ, Bartyzel powinien zostać usunięty z uczelni publicznej (łatwo znajdzie zatrudnienie w uczelni katolickiej), zaś Pięta powinien stracić mandat. Ten ostatni do porządku został przywołany przez administrację Facebooka, która nie zważając na immunitet i nie rozpoznając się na jego poczuciu humoru, wywaliła te brednie z serwisu. Jeśli Pięta uważa za śmieszne rozważania o tym, czy należy patroszyć, wieszać czy może rozstrzelać radnych innego państwa, to niech najmie się na komika odpustowego i nie zabiera za legislację.
Dodatkowa zaś Rada Etyki Mediów powinna napiętnować dziennik Fakt, który tym razem wypuścił kaczkę, która obudziła żądzę mordu na prawicy. Zastanawiam się przez ile brukowców musi przejść informacja, by poprawczak dla znęcających się recydywistów zmutował w „kontenerowe getto dla homofobów"… Serwisy prawicowe bez skrępowania podają przy swoich rewelacjach: „Źródło: Fakt.pl". Czy powoływanie się na brukowiec jako źródło zdumiewających faktów to jedynie nierzetelność? Trudno jest uwierzyć, by profesor Bartyzel nie sprawdził tak zdumiewające doniesienie, a pomimo ultrakonserwatywnych poglądów nie jest to typ najsławniejszego dendrologa katolickiego — uważam Bartyzela za dobrego znawcę reżimów autorytarnych i faszystowskich, przez co zachowywałem do niego szacunek pomimo radykalnie odmiennych przekonań. Mą niewiarę w zwykłą nierzetelność za tym stojącą wzmacnia fakt cenzurowania prób wskazywania na fałszywość informacji.
Brukowiec to medium, które funkcjonuje w oparciu o podsycanie przesądów i lęków społecznych. Znamienne, że obecny wicenaczelny to były dziennikarz „Trybuny", którego kariera w „Fakcie" rozpoczęła się, kiedy wystawił się na osobiste niebezpieczeństwo, by zdobyć rarytas brukowego dziennikarstwa: zdjęcie Hojarskiej na klozecie. Miesiąc przed swym powołaniem na stanowisko wicenaczelnego wyspowiadał się z grzechu lewactwa, zaczynając słowami: "Przyznaję: byłem jawnym i świadomym współpracownikiem 'sił postępowych'" (Homo-parada. Już nie dla mnie!). Spowiedź nie wzbudziła jednak poklasku gawiedzi homofobicznej, jeden z liderów ruchu smoleńskiego stwierdził oschle, że do rozgrzeszenia potrzebne jest zadośćuczynienie…
— Nie lubisz gejów? Trafisz do getta! W ten sposób chcą walczyć z nietolerancją wobec mniejszości seksualnych — straszy fakt w artykule http://www.fakt.pl/Szokujaca-decyzja-wladz-Amsterdamu-Przeciwnicy-gejow-beda-wysiedlani-z-mieszkan-do-kontenerowych-gett,artykuly,196467,1.html Materiał został w internecie spopularyzowany przez Onet, który zamieścił go u siebie.
W rzeczywistości od początku roku rozpoczął się w Amsterdamie nowatorski projekt społeczny, tyle że nie jest on wymierzony w homofobów a w najgorszych sprawców przemocy fizycznej i psychicznej wobec sąsiadów. Jest to część planu Treiteraanpak, który ma na celu poprawienie ochrony ofiar znęcania. Przy czym nie chodzi tutaj o zwykłe kłótnie sąsiedzkie. Ktoś kto zwyzywa sąsiada nie będzie zamykany w poprawczaku. Obecnie bywa tak, że nękana ofiara decyduje się na przeprowadzkę. Amsterdam chce odwrócić tę sytuację: jeśli zawiodą wszystkie inne środki, to notoryczny prześladowca ma się wyprowadzić, przynajmniej na jakiś czas, do specjalnego ośrodka poprawczego pod miastem. Z dotychczasowych doświadczeń, władze szacują, że dotyczyć to może ok. 10 osób rocznie.
— Przed przemocą sąsiedzką powinno chronić nas prawo karne! — ktoś może rzec. Jest to jednak błędne myślenie. Prawo karne to środek ostateczny reagowania na problemy społeczne. Jeśli osoba posiadająca władzę uważa, że prawo karne jest od rozwiązywania problemów społecznych — sama staje się problemem społecznym. W Polsce niestety jest wiele takich osób, dlatego mamy przepełnione więzienia, które częściej zamieniają chuliganów w zbrodniarzy niż poprawiają. Dlatego też, by rozwiązywać problemy społeczne potrzebne jest nie prawo karne, a odpowiednia polityka społeczna, której dobrym przykładem jest właśnie amsterdamski Treiteraanpak. Nie będę opisywał całego programu, w każdym razie czasowe przeniesienie do poprawczaka w ramach szeroko zakrojonej komunalnej ochrony ofiar jest środkiem ostatecznym.
Treiteraanpak nie tylko dlatego jest przejawem wysokiej kultury politycznej, że dąży do przeciwdziałania wiktymizacji na poziomie polityki społecznej, ale też dlatego, że projekt ten podjął mer Eberhard van der Laan z Partii Pracy, choć była to propozycja podobna do tej zgłoszonej przez ich przeciwnika politycznego — Geerta Wildersa z Partii Wolności. Socjaldemokraci ujęli to inaczej niż Wilders, lecz mimo tego nieholenderscy dziennikarze i tak na ogół opisują ten projekt językiem Wildersa, który rok wcześniej proponował stworzenie „wioski szumowin" (np. w przyzwoicie opracowanym materiale na ten temat w Daily Mail, redakcja zatytułowała go: The 'scum villages' of Amsterdam). Dla Guardiana podobieństwo tego projektu do propozycji Wildersa to wystarczający powód, by ogłosić holenderską Partię Pracy — „moralnym bankrutem". W wersji socjaldemokratycznej nie chodzi jednak o „wioskę szumowin", lecz o „stały ośrodek dla najgorszych prześladowców" (w oryg. na stronie miejskiej: permanente opvanglocatie voor extreme treiteraars).
Holendrzy to popierają , m.in. dlatego, że wzorowane to jest na udanym duńskim projekcie Skæve Huse. Chodzi o specjalne domy dla nietypowych jednostek, które z różnych powodów są uciążliwe dla otoczenia (np. cierpią na niektóre choroby psychiczne). Program ten jest wdrażany od kilku lat także w kilku miastach holenderskich, m.in. w Utrechcie i Amsterdamie.
Należy więc wyraźnie podkreślić, że w programie holenderskim nie ma znaczenia przyczyna dla której notorycznie nęka się sąsiada: może to być równie dobrze atakowanie „pedała", gnębienie za nienoszenie burki lub agresja bez ideologicznego podłoża. Jak więc to stało się gettem dla homofobów? Nie odtworzyłem całego procesu deformacji informacji wyjściowej, lecz zapewne wynikła ona stąd, że odpowiadając na zarzuty podobieństwa projektu do pomysłu Wildersa, przedstawiciele magistratu odpowiadali, że ich projekt nie jest „radykalnie prawicowym", lecz liberalnym, podając przykład przemocy wobec homoseksualistów, przed jaką może on także ochraniać. W istocie jednak przemoc wobec gejów nie jest w Amsterdamie realnym problemem, więc był to raczej przykład dość „teoretyczny". Przypomnijmy jednocześnie, że niemal wszystkie komentarze prawicowe trąbiły, że chodzi tutaj o ściganie za poglądy homofobiczne.
Nie tylko fanatycy religijni dali się wciągnąć w straszenie homofaszyzmem. „Za 'homofobię' do kontenera" — straszy Hastur na ateista.pl, co jest tym bardziej zdumiewające, że powołuje się przy tym nie na Fakt, lecz na bardzo solidnie opracowany materiał z BBC — pomimo tego i tak opisuje kwestie językiem Faktu. O co zatem chodzi z tymi kontenerami? Jedynie o to, by sprawcy nie spodziewali się, że trafią do pięciogwiazdkowego hotelu. Strasznie brzmiące kontenery to nic innego jak nasze TBSy, czyli skromne domki i mieszkania, budowane z materiałów „ekonomicznych". W Holandii to są właśnie „domy kontenerowe" lub „kontenery mieszkalne". W Polsce mieszkanie w kontenerze kojarzy najwyżej z lepiankami bezdomnych niż z TBSami, więc wyeksponowanie kontenerów nadaje wiadomości dodatkowego dramatyzmu. W oryginale jednostki mieszkalne tego ośrodka określane są mianem afkoelunits, którymi mogą być nie tylko kontenery mieszkaniowe (wooncontainer), ale i przyczepy kempingowe.
Mieszkalnictwo kontenerowe nie ma jednak w Holandii negatywnych konotacji, gdyż kojarzy się przede wszystkim ze studentami. To dla studentów głównie rozwija się ta dziedzina budownictwa, w oparciu o ten materiał stawiane są nawet całe skomplikowane miasteczka studenckie. Studenckie mieszkalnictwo kontenerowe: Wonen in een container, helemaal zo gek nog niet. Przykład miasteczka studenckiego z 500 kontenerów: Studenten in bijzondere huurwoningen.
Poza tym jednak istnieje jeszcze inny trend, w którym kontenery postrzegane są jako „ikony globalizacji" a budownictwo kontenerowe staje się modne. Zob. np. Trend: wonen in een container. Istnieją firmy w tym się specjalizujące (np. amsterdamska Tempo Housing) oraz architekci sprawiający, że dom kontenerowy staje się czymś więcej niż tanim mieszkaniem studenckim.
Tweet
Prof. Jacek Bartyzel, pracownik naukowy z UMK w Toruniu odznaczony przez Lecha Kaczyńskiego Orderem Odrodzenia Polski, na łamach prawica.net napisał uczenie, że ludzie prawicy mają cztery opcje: 1) augustyńską — uznać to za dopust Boży; 2) tomistyczną — zorganizować powstanie; 3) karlistowską — powiesić rajców Amsterdamu; 4) maurrasowską — powiesić rajców i wypatroszyć „co znaczniejszych pedalskich aktywistów". Sam Bartyzel jak wiadomo jest miłośnikiem karlizmu, który marzy o obaleniu demokracji. Kiedy został za to wezwanie skrytykowany, w jego obronie stanął poseł Stanisław Pięta z PiSu, który stwierdził, że wezwanie do patroszenia i wieszania to tylko „niewinny żart" (zakładam, że obejmuje to również wezwanie do rozstrzelania, które sformułował sam Pięta...). Za dużo jednak w ostatnim czasie tych „żartobliwych" nawoływań do mordów! Jak widać z komentarzy pod tekstem Bartyzela, jego czytelnicy wcale nie odebrali tego, jako żart czy „intelektualna gra znawcy pism Ojców Kościoła". Za tego rodzaju żarty, które mają mało żartobliwy wpływ, Bartyzel powinien zostać usunięty z uczelni publicznej (łatwo znajdzie zatrudnienie w uczelni katolickiej), zaś Pięta powinien stracić mandat. Ten ostatni do porządku został przywołany przez administrację Facebooka, która nie zważając na immunitet i nie rozpoznając się na jego poczuciu humoru, wywaliła te brednie z serwisu. Jeśli Pięta uważa za śmieszne rozważania o tym, czy należy patroszyć, wieszać czy może rozstrzelać radnych innego państwa, to niech najmie się na komika odpustowego i nie zabiera za legislację.
Pokoik w studenckim kontenerze mieszkalnym |
Brukowiec to medium, które funkcjonuje w oparciu o podsycanie przesądów i lęków społecznych. Znamienne, że obecny wicenaczelny to były dziennikarz „Trybuny", którego kariera w „Fakcie" rozpoczęła się, kiedy wystawił się na osobiste niebezpieczeństwo, by zdobyć rarytas brukowego dziennikarstwa: zdjęcie Hojarskiej na klozecie. Miesiąc przed swym powołaniem na stanowisko wicenaczelnego wyspowiadał się z grzechu lewactwa, zaczynając słowami: "Przyznaję: byłem jawnym i świadomym współpracownikiem 'sił postępowych'" (Homo-parada. Już nie dla mnie!). Spowiedź nie wzbudziła jednak poklasku gawiedzi homofobicznej, jeden z liderów ruchu smoleńskiego stwierdził oschle, że do rozgrzeszenia potrzebne jest zadośćuczynienie…
— Nie lubisz gejów? Trafisz do getta! W ten sposób chcą walczyć z nietolerancją wobec mniejszości seksualnych — straszy fakt w artykule http://www.fakt.pl/Szokujaca-decyzja-wladz-Amsterdamu-Przeciwnicy-gejow-beda-wysiedlani-z-mieszkan-do-kontenerowych-gett,artykuly,196467,1.html Materiał został w internecie spopularyzowany przez Onet, który zamieścił go u siebie.
W rzeczywistości od początku roku rozpoczął się w Amsterdamie nowatorski projekt społeczny, tyle że nie jest on wymierzony w homofobów a w najgorszych sprawców przemocy fizycznej i psychicznej wobec sąsiadów. Jest to część planu Treiteraanpak, który ma na celu poprawienie ochrony ofiar znęcania. Przy czym nie chodzi tutaj o zwykłe kłótnie sąsiedzkie. Ktoś kto zwyzywa sąsiada nie będzie zamykany w poprawczaku. Obecnie bywa tak, że nękana ofiara decyduje się na przeprowadzkę. Amsterdam chce odwrócić tę sytuację: jeśli zawiodą wszystkie inne środki, to notoryczny prześladowca ma się wyprowadzić, przynajmniej na jakiś czas, do specjalnego ośrodka poprawczego pod miastem. Z dotychczasowych doświadczeń, władze szacują, że dotyczyć to może ok. 10 osób rocznie.
— Przed przemocą sąsiedzką powinno chronić nas prawo karne! — ktoś może rzec. Jest to jednak błędne myślenie. Prawo karne to środek ostateczny reagowania na problemy społeczne. Jeśli osoba posiadająca władzę uważa, że prawo karne jest od rozwiązywania problemów społecznych — sama staje się problemem społecznym. W Polsce niestety jest wiele takich osób, dlatego mamy przepełnione więzienia, które częściej zamieniają chuliganów w zbrodniarzy niż poprawiają. Dlatego też, by rozwiązywać problemy społeczne potrzebne jest nie prawo karne, a odpowiednia polityka społeczna, której dobrym przykładem jest właśnie amsterdamski Treiteraanpak. Nie będę opisywał całego programu, w każdym razie czasowe przeniesienie do poprawczaka w ramach szeroko zakrojonej komunalnej ochrony ofiar jest środkiem ostatecznym.
Treiteraanpak nie tylko dlatego jest przejawem wysokiej kultury politycznej, że dąży do przeciwdziałania wiktymizacji na poziomie polityki społecznej, ale też dlatego, że projekt ten podjął mer Eberhard van der Laan z Partii Pracy, choć była to propozycja podobna do tej zgłoszonej przez ich przeciwnika politycznego — Geerta Wildersa z Partii Wolności. Socjaldemokraci ujęli to inaczej niż Wilders, lecz mimo tego nieholenderscy dziennikarze i tak na ogół opisują ten projekt językiem Wildersa, który rok wcześniej proponował stworzenie „wioski szumowin" (np. w przyzwoicie opracowanym materiale na ten temat w Daily Mail, redakcja zatytułowała go: The 'scum villages' of Amsterdam). Dla Guardiana podobieństwo tego projektu do propozycji Wildersa to wystarczający powód, by ogłosić holenderską Partię Pracy — „moralnym bankrutem". W wersji socjaldemokratycznej nie chodzi jednak o „wioskę szumowin", lecz o „stały ośrodek dla najgorszych prześladowców" (w oryg. na stronie miejskiej: permanente opvanglocatie voor extreme treiteraars).
Holendrzy to popierają , m.in. dlatego, że wzorowane to jest na udanym duńskim projekcie Skæve Huse. Chodzi o specjalne domy dla nietypowych jednostek, które z różnych powodów są uciążliwe dla otoczenia (np. cierpią na niektóre choroby psychiczne). Program ten jest wdrażany od kilku lat także w kilku miastach holenderskich, m.in. w Utrechcie i Amsterdamie.
Należy więc wyraźnie podkreślić, że w programie holenderskim nie ma znaczenia przyczyna dla której notorycznie nęka się sąsiada: może to być równie dobrze atakowanie „pedała", gnębienie za nienoszenie burki lub agresja bez ideologicznego podłoża. Jak więc to stało się gettem dla homofobów? Nie odtworzyłem całego procesu deformacji informacji wyjściowej, lecz zapewne wynikła ona stąd, że odpowiadając na zarzuty podobieństwa projektu do pomysłu Wildersa, przedstawiciele magistratu odpowiadali, że ich projekt nie jest „radykalnie prawicowym", lecz liberalnym, podając przykład przemocy wobec homoseksualistów, przed jaką może on także ochraniać. W istocie jednak przemoc wobec gejów nie jest w Amsterdamie realnym problemem, więc był to raczej przykład dość „teoretyczny". Przypomnijmy jednocześnie, że niemal wszystkie komentarze prawicowe trąbiły, że chodzi tutaj o ściganie za poglądy homofobiczne.
Nie tylko fanatycy religijni dali się wciągnąć w straszenie homofaszyzmem. „Za 'homofobię' do kontenera" — straszy Hastur na ateista.pl, co jest tym bardziej zdumiewające, że powołuje się przy tym nie na Fakt, lecz na bardzo solidnie opracowany materiał z BBC — pomimo tego i tak opisuje kwestie językiem Faktu. O co zatem chodzi z tymi kontenerami? Jedynie o to, by sprawcy nie spodziewali się, że trafią do pięciogwiazdkowego hotelu. Strasznie brzmiące kontenery to nic innego jak nasze TBSy, czyli skromne domki i mieszkania, budowane z materiałów „ekonomicznych". W Holandii to są właśnie „domy kontenerowe" lub „kontenery mieszkalne". W Polsce mieszkanie w kontenerze kojarzy najwyżej z lepiankami bezdomnych niż z TBSami, więc wyeksponowanie kontenerów nadaje wiadomości dodatkowego dramatyzmu. W oryginale jednostki mieszkalne tego ośrodka określane są mianem afkoelunits, którymi mogą być nie tylko kontenery mieszkaniowe (wooncontainer), ale i przyczepy kempingowe.
Mieszkalnictwo kontenerowe nie ma jednak w Holandii negatywnych konotacji, gdyż kojarzy się przede wszystkim ze studentami. To dla studentów głównie rozwija się ta dziedzina budownictwa, w oparciu o ten materiał stawiane są nawet całe skomplikowane miasteczka studenckie. Studenckie mieszkalnictwo kontenerowe: Wonen in een container, helemaal zo gek nog niet. Przykład miasteczka studenckiego z 500 kontenerów: Studenten in bijzondere huurwoningen.
Poza tym jednak istnieje jeszcze inny trend, w którym kontenery postrzegane są jako „ikony globalizacji" a budownictwo kontenerowe staje się modne. Zob. np. Trend: wonen in een container. Istnieją firmy w tym się specjalizujące (np. amsterdamska Tempo Housing) oraz architekci sprawiający, że dom kontenerowy staje się czymś więcej niż tanim mieszkaniem studenckim.
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz