Gdy dorastałem, w każdą niedzielę chodziłem z babcią do kościoła. Nosiłem jej torbę z książkami, a ona pytała mnie, którą wspólnotę chcę odwiedzić. W tygodniu modliliśmy się razem, a gdy dorastałem, wciąż zadawałem jej pytania o Boga. Zawsze była gotowa, by mi odpowiedzieć. Moje najtrwalsze wspomnienie z nią związane to obraz, jak siedzi w swoim ulubionym fotelu, czyta Biblię i śpiewa pieśni.
Wielu z nas dorastało w podobny sposób – ucząc się miłości i zrozumienia wobec Boga dzięki temu fundamentowi. W niektórych domach powiedzenie babci, że nie chce się iść do kościoła, byłoby wręcz bluźnierstwem! Ten aspekt mojej tożsamości przetrwał długo po jej śmierci – nawet wtedy, gdy odkryłem siebie jako osobę transpłciową, niebinarną o maskulinicznej tożsamości (zaimki: on/jego).
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że noszę w sobie także głęboką traumę spowodowaną przez kościół – byciem wykluczonym, niezrozumianym i doświadczaniem brutalności podszytej „chrześcijańską miłością”. Moje uczucia względem Boga pozostają silne, ale obecny stan Kościoła stoi, moim zdaniem, w sprzeczności z naukami Jezusa.
Biblia mówi: „Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali. Jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłować.” – Jan 13:34-35.
Wielu z nas znajduje pocieszenie w tych słowach, wiedząc, że miłość jest obecna w naszym Stwórcy i wspólnocie.
Niestety, Ewangeliczny Związek Botswany (EFB) – koalicja kościołów, w tym Apostolic Faith Mission, Assemblies of God, Pentecostal Protestant Church (PPC) i innych – przyjął stanowisko sprzeczne z tym podstawowym przykazaniem, sprzeciwiając się prawom osób LGBTQI+.
Wzorując się na szerszym ruchu antygenderowym, EFB szczególnie atakuje społeczność osób trans i gejów, wykorzystując lęki i istniejące uprzedzenia.
Twierdzą, że chodzi o ochronę dzieci przed „indoktrynacją” ze strony osób LGBTQI+. To niebezpieczna taktyka – granie na najgłębiej zakorzenionych obawach, co ułatwia akceptację odbierania nam praw i demonizowania naszej społeczności. Użycie dzieci jako narzędzia jest wyjątkowo podstępne – odwołuje się do instynktownej potrzeby ochrony bezbronnych.
W ostatnich latach ruch ten zaczął działać z ogromną wrogością. Gdy Uganda wprowadziła Ustawę o Zakazie Homoseksualizmu, obawiałem się, że reszta Afryki pójdzie w jej ślady. Nie spodziewałem się jednak, że Botswana stanie się polem bitwy o religijną nietolerancję.
Liderzy kościelni wyszli na ulice Molepolole, a w mediach społecznościowych krążyły zdjęcia dzieci uczestniczących w tych protestach. Potem przenieśli się do stolicy, gdzie setki ludzi maszerowały, protestując przeciwko naszemu istnieniu.
Ich retoryka szczególnie uderza w osoby transpłciowe – misgenderując kobiety trans jako „gejów”, nie rozumiejąc złożoności naszych tożsamości. Postrzegają nas jak jakieś potwory Frankensteina – istoty przebrane, by kogoś oszukać.
Zawsze jesteśmy najłatwiejszym celem, gdy ruchy antygenderowe atakują społeczność LGBTQI+. Jesteśmy widoczni, łatwi do zidentyfikowania – przez to stajemy się kozłami ofiarnymi. Ten schemat powtarza się na całym świecie.
Zanim ruch ewangeliczny zwrócił się przeciwko nam, niektóre kościoły zaczęły nas akceptować. Włożyliśmy wiele pracy w edukowanie członków Botswana Council of Churches (BCC) i zyskaliśmy sojuszników, którzy zaczęli mówić w naszym imieniu.
Tradycyjne Kościoły Afrykańskie wydają się bardziej otwarte. Pamiętam, jak jedna kapłanka powiedziała mi: „Jeśli jesteś mężczyzną, to jesteś mężczyzną – i Twój Bóg też widzi Cię jako mężczyznę.” Inni również spotkali się z podobną akceptacją w tych wspólnotach.
Pomimo tych promieni nadziei, wiele osób – w tym ja – nosi głębokie rany po wykluczeniu z miejsc kultu. Stałem się tematem kazań, a każdej niedzieli poddawano mnie „uwolnieniu”. Wiele osób trans przeszło przez to samo. Wiele z nich wybrało ciszę – trzymają się z dala od kościołów, które głoszą, że ich istnienie to grzech.
Są jednak i tacy, którzy nadal uczestniczą w nabożeństwach. Angażują się w trudne rozmowy teologiczne z liderami, występują w obronie tych, którzy nie mogą. Pytają: „Czy Bóg nie powiedział: ‘Przyjdź taki, jaki jesteś’? Czy nie stworzył nas na swoje podobieństwo? Jak więc inny człowiek może mnie oceniać zanim zrobi to mój Bóg?” To pytania, na które muszą odpowiedzieć ci, którzy używają Boga jako narzędzia opresji.
Osoby trans znajdują też nowe sposoby na trwanie w wierze – modląc się wspólnie, czytając Biblię w gronie innych osób trans, a czasem uczestnicząc w nabożeństwach w progresywnych kościołach. Bywa, że sami organizują msze niedzielne dla tych, którzy szukają bezpiecznej przestrzeni modlitwy.
Ja sam jestem w długiej podróży dekonstrukcji. Wciąż trzymam się pewnych fundamentów, które wyniosłem z chrześcijańskiego wychowania: kochać innych to znać Boga, bo Bóg jest miłością. Ale nie potrzebuję już Bożego potwierdzenia, by kochać.
Mam też nadzieję, że Ewangeliczny Związek Botswany i cały ruch antygenderowy pewnego dnia spojrzą na nas tak, jak spojrzałby Jezus. Nie jesteśmy bezbożni ani niegodni. Być może to oni zapomnieli, kim On naprawdę był – i po co przyszedł, by nas zbawić.
Phio Kenosi to transpłciowy, niebinarny aktywista z Botswany, działający od 2017 roku na rzecz osób trans i różnorodnych płciowo. Jego praca koncentruje się na poprawie jakości życia społeczności trans i walce o równość - Mamba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz