Foto: Maciej Staniewicz / Onet |
I cały czas wierzę. Jak większość osób takich jak ja: modlę się do Boga.
Nie chciano mnie wpuścić na obchody 25. rocznicy strajku, który prowadziłam - w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej. Drzwi otworzyła mi dopiero pani komendant. Jednak organizatorzy robili wszystko, bym czuła się tam jak niepotrzebny pies. A właściwie suka.
W tygodniku "Solidarność" w 2007 r. ukazał się tekst o mnie. Żyłam wtedy w dużo gorszych warunkach niż teraz. To był bunkier. Zima. A okna zasłonięte styropianem. Ciemno. Starałam się jakoś przeżyć zimę.
Kilka lat temu byłam dla dużej części społeczeństwa niepotrzebnym, wyrzuconym śmieciem. Był to śmieć, który myśli i czuje. Miałam zniknąć. Zginąć. Według dużej części społeczeństwa najlepszą rzeczą, jaka może spotkać taką osobę jak ja, jest śmierć.
Ale nie czytam, że Ewa Hołuszko jest wierząca i że przystępuje do eucharystii. Tego nie można napisać zwłaszcza w prawicowych mediach. Bo to oznaczałoby, że jestem człowiekiem. Kiedyś tak robiono z Żydami. Niemcy najpierw ich w społeczeństwie odczłowieczyli. A potem zabijali.
Teraz działalność np. poseł Krystyny Pawłowicz i ks. Dariusza Oko polega na odhumanizowaniu takich jak ja. Żebym stała się mrówką, gnidą - jakimś prusakiem, którego należy zgnieść. Ci ludzie nie bronią, a walczą z przesłaniem chrześcijaństwa.
Zawsze było trudne. W 2008 r. wykryto u mnie raka. Teraz cały brzuch mam przerżnięty. 12 chemii. Nikt - także w dalszej rodzinie - mi nie wierzy, że przetrwałam też przerzuty tego raka. Według Boga chyba mam jeszcze coś do zrobienia!
W tym momencie może Pani powiedzieć: mam rodzinę? Tak. Mam trzech synów. Macie dobry kontakt? Teraz tak. Nigdy mnie nie opuścili. Za płotem mieszka moja siostra. Mam nadzieję, że kiedyś do mnie przyjdzie. Albo porozmawiamy. Czasem przyjeżdża też mój brat - z Kanady. ...
Całość na ONET.PL
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz