wtorek, 13 kwietnia 2010

Kalisz o Izabeli Jarudze-Nowackiej/Joyce Meyer przeciw ustawie anty homoseksualnej Ugandy

Joyce Meyer ewangeliczka, za pośrednictwem poczty elektronicznej. Potępiła ustawę Ugandy przeciw lesbijkom i gejom, nazwała ją, niebezpieczną dla wolności jednostki oraz praw człowieka nie tylko obywateli Ugandy, ale też dla społeczności międzynarodowej", napisała Meyer.
cały artykuł:

http://gayrights.change.org/blog/view/evangelical_minister_joyce_meyer_condemns_ugandas_kill_the_gays_bill

-------------------------
W marcu, konkurent do fotela prezydenckiego John McCain z Arizony, złożył oświadczenie, że małżeństwa homoseksualny może doprowadzić do małżeństwa człowieka z koniem. McCain kpi tak, z małżeństw homoseksualny. Jego żona i córka pobierają, a on sam przeciw homoseksualistą.
------------------

Izabela Jaruga - Nowacka w tym roku skończyłaby 60 lat. Działała na rzecz kobiet, była Pełnomocnikiem Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Przyświecało jej hasło Kongresu dla Kobiet (była członkinią Honorowej Rady Programowej kongresu): "Kobiety dla Polski, Polska dla kobiet". Izabela Jaruga - Nowacka już nie będzie walczyć o parytety. Posłanka osierociła dwie córki.

Przez jeden dzień rządziła Polską, przez całe życie broniła praw kobiet i najsłabszych, a wkrótce miała zostać babcią. Gdańszczankę Izabelę Jarugę-Nowacką wspomina jej przyjaciel Ryszard Kalisz, polityk SLD.
Maciej Sandecki: Ostatni raz pan widział panią Izabelę...

Ryszard Kalisz: - W piątek w Sejmie, kilkanaście godzin przed odlotem. Byliśmy w restauracji na kawie, długo rozmawialiśmy. Potem zeszliśmy na dół, tam gdzie znajduje się palarnia i skrzynki dla posłów. Pamiętam, że ubrana była w taki stylowy żakiet i spodnie - wyglądała przepięknie! Nawet ją skomplementowałem. Powiedziałem: Iza jaką ty masz figurę! Pożegnaliśmy się, po czym zniknęła mi w obrotowych drzwiach.

A pamięta pan wasze pierwsze spotkanie?

- Nie pamiętam, ale to było gdzieś na początku lat 90. Byłem jeszcze wtedy adwokatem. Od razu się polubiliśmy, z czasem ta znajomość przerodziła się w przyjaźń. Zaczęliśmy bywać u siebie w domu, poznaliśmy swoje rodziny.

Jaki był jej dom?

- Niezwykły. Razem ze swoim mężem, profesorem Jerzym Nowackim, rektorem Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie, stworzyli magiczne miejsce. To był otwarty dom, przez który przewijało się mnóstwo osób. Mieli bardzo barwnych przyjaciół, ludzi różnych narodowości, kultur, wyznań.

Przez Jerzego, mieli sporo znajomych Japończyków. W ich domu bywało wielu artystów, ludzi nauki - Hanna Bakuła, Krystyna Kofta, Magdalena Środa. Toczyliśmy tam fascynujące rozmowy. Do tego ten klimat Wschodu. Iza i Jerzy byli zafascynowani kulturą japońską, chińską. Ich pasją były podróże w tamte rejony. Wielokrotnie pokazywała mi zdjęcia z tych wypraw. Zawsze przywozili też jakieś działa sztuki, którymi ozdabiali dom. Podczas towarzyskich spotkań Iza przygotowywała też często egzotyczne potrawy. Sushi gościło na ich stole na długo zanim stało się modne. Mieli też coroczną tradycję - w pierwszy dzień lata organizowali u siebie garden party. Byli wspaniała parą - kochającą się, oddaną sobie, wierną.

Byliście nie tylko znajomymi, ale współpracownikami w jednym rządzie Marka Belki. Pan, minister spraw wewnętrznych, ona wicepremier odpowiedzialna za sprawy społeczne. Jak to wyglądało?

- To był w ogóle rząd przyjaciół, w którym nie dochodziło do większych sporów. Iza zajmowała w nim jednak szczególną rolę. Na posiedzeniach Rady Ministrów odważnie zabierała głos, była zdecydowana, potrafiła uparcie bronić swoich racji. To budziło respekt, ale Iza robiła to z poczucia misji. Polityka w jej wykonaniu była do bólu autentyczna. Była szczerze zaangażowana w sprawy najuboższych, chorych, pielęgniarek, niepełnosprawnych i oczywiście w sprawy kobiet. Była taką esencją lewicy - otwartą, życzliwą, wrażliwą na ludzką krzywdę. Bardzo wspierała pielęgniarki, pamiętam, że godzinami rozmawiała z nimi przez telefon, spotykała się. Iza była fascynującą kobietą. Z jednej strony subtelną, kobiecą, niezwykle ciepłą, a z drugiej bardzo stanowczą w sprawach, na których jej zależało.

Pamięta pan jakąś szczególną sytuację z posiedzenia rządu?

- No tak, Iza, przez jeden dzień rządziła krajem!

Jak to?

- Pamiętam dokładnie, to było 7 lipca 2005 roku, dzień ataków terrorystycznych w Londynie. Wielka tragedia, mobilizacja, a tu premiera Belki i wicepremiera Hausnera nie ma w kraju, ja byłem akurat chory, no i Iza wszystkim musiała zarządzać. Poradziła sobie perfekcyjnie! Byłem pod wielkim wrażeniem jej sprawności organizacyjnej, determinacji, efektywności.

Drugi taki szczególny moment to parada równości w Warszawie. Słynna sprawa - prezydent miasta Lech Kaczyński nie wydał na nią zgody, a manifestanci i tak chcieli przejść. Iza zadzwoniła do mnie, szefa MSWiA, przekonywała, że chociaż ta parada jest nielegalna, to musi mieć ochronę policji. Była tak zaangażowana w sprawę, że uległem. Potem okazało się, że miała rację, co zostało potwierdzone orzeczeniami sądów. To właśnie Iza namówiła mnie później, żebym poszedł na manifę i chodzę już na te parady od lat.

Osierociła dwie córki...

- Poznałem Kasię i Basię, ich mężów. Była również babcią 3-letniego Jakuba. Od tygodni cieszyła się, że wkrótce przyjdzie na świat jej drugi wnuk. Nie doczekała.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz