Frank Ocean wydał swój nowy album Blond, oraz teledysk do utworu Nike. Album otwiera żywiołowy i delikatny utwór „Nikes", do którego wideo wypuścił w sobotę. Piękny klip został nagrany przez Tyrone'a Lebona. Tytuł jest tylko jednym z wielu nawiązań do nazw marek na całym „Blond" — pojawiają się także Balmain i Comme Des Garçons. Tekst opisuje problematyczny związek, pełen tekstów typu „nie kochamy się, ale będę się z tobą kochać". Jesteśmy kupieni, Frank wrócił.
„Ivy" to najbardziej przepełniona emocjami piosenka w jego karierze, pełna brzęczących gitar, falsetu w stylu Prince'a i okrzyków Kanyego na końcu. „Pink and White" zaczyna się smyczkami i spokojnym bitem, brzmi rześko i letnio, podobnie jak jego stary cover Coldplay „Strawberry Swing", który kończy się szumem, dźwiękiem budzika i spokojną pobudką.
Muzykę nagle przerywa wiadomość od jego mamy, stanowiąca wstęp do gospelowej piosenki „Solo", w której Frank opisuje życie na własną rękę (sory, mamo). „Solo" to medytacja, praktykowanie samotności w stylu mnichów i analiza czasu, który spędza na mieście. W „Solo (Reprise)" pojawia się Andre 3000 z OutKast i 8-bitowa melodia. Potem słyszymy smutną gitarę i anegdotę od fotografa Wolfganga Tillmansa, stojącego za eurobeatowym zakończeniem „Endless".
„White Ferrari" to druzgocąca opowieść o straconej miłości, która zapożycza tekst z „Here, There and Everywhere" Beatlesów. Potem Frank cytuje „A Fond Farewell Seigfried" Elliotta Smitha w nastrojowym akustycznym numerze. Ocean ma wrodzoną umiejętność, dzięki której sprawia, że nagle myślimy o wszystkim, co zrobiliśmy w życiu źle, wywołuje niepewność — „Może źle postąpiłem?". Rozmyśla też nad dziwactwami współczesnych związków — „Twoje SMSy zupełnie nie pasują do tego, jak wyglądasz". Oszczędnie operuje bolesną nostalgią. Album jest jednocześnie bardzo osobisty i uniwersalny, możemy się z nim utożsamiać. To cecha charakterystyczna dobrej sztuki.
Towarzyszący płycie zin stanie się pewnie rarytasem na eBayu, bo już zdążył zniknąć z półek pojedynczych sklepów w Londynie, Los Angeles, Nowym Jorku i Chicago, w których był dostępny. Znajdują się w nim zdjęcia Harley Weir i Nabila Elderkina, wiersze artysty i przyjaciół oraz lista wszystkich ludzi, którzy przyczynili się do powstania albumu, składająca się z 44 pozycji. Wśród nich Arca, Beyoncé, Brian Eno, David Bowie, James Blake, Jamie XX, Kanye, Kendrick, Pharrell, Rick Rubin, Tyler The Creator i Yung Lean. Ten projekt pokazuje, do czego Frank jest zdolny, ile jeszcze może stworzyć oraz jak oddany jest fanom.
To obowiązkowy rozdział w historii Franka Oceana, który przypomina miłość. Byliśmy świadkami tego procesu, pragnęliśmy, potem lekceważyliśmy i znów powitaliśmy swoją miłość z otwartymi ramionami. Wznieśmy toast za Franka. (id-vice.com)
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz