Kontrowersje z spotkania Anny Grodzkiej w Radomiu, oprócz młodzieży wszechpolskiej, była dziewczyna obrażała Annę Grodzką,
Inteligencja nacjonalistów Ewa Zajączkowska: "Jako Konserwatystka nie mam nic przeciwko, aby Pan Bęgowski nazywał się Anna Grodzka w domu, ale narzucanie innym PUBLICZNIE normy: facet jako kobieta- nie ma na to zgody. Tak samo jak nie ma zgody na parady równości czy promowanie takich zachowań publicznie. Prywatnie niech sobie robi, nazywa, czuje jak chce; szanuje. Jako kandydat na Prezydenta z takimi zasadami jako norma? Dla mnie nie do przyjęcia".
Działaczka LGBT Wiary i Tęczy transpłciowa - Kinga Kosińska, napisała jej "Dziewczyno dorośnij! Życzę Ci Boga w sercu. Swoim zachowaniem obrażasz "prawdziwe" kobiety i propagujesz zachowania niegodne, poniżające drugiego człowieka."
KPH: Anna Grodzka jako pierwsza kandydatka na Prezydenta RP zorganizowała w sejmie spotkanie z organizacjami LGBT. Chciała dowiedzieć się czego społeczność LGBT oczekuje od posłów i posłanek oraz Prezydenta RP. Liczymy na to, że pozostali kandydaci i kandydatki wezmą przykład z Anny Grodzkiej i już niebawem opublikujemy informację o kolejnym spotkaniu.
Komu przeszkadza Anna Grodzka?Jest to prawda. Nie ma innej lewicowej kandydatki ani kandydata w zbliżających się wyborach. I komuś bardzo zależy, żeby takiej kandydatki nie było. Na pewno zależy na tym dziennikarzowi TVN Michałowi Traczowi, od którego tweeta zaczęło się całe zamieszanie. Tracz pisze: „Anna Grodzka pierwsza przyznaje, że nie zbierze podpisów”. Tymczasem Anna Grodzka powiedziała jedynie w Radiu Zet u Moniki Olejnik, że może się to nie udać. Grodzka, w przeciwieństwie do Tracza, powiedziała prawdę. Oczywiście, że zebranie podpisów może się nie udać. Partia nieposiadająca dotacji budżetowych i nieposiadająca struktur opłacanych z pieniędzy podatników może nie zmobilizować wystarczającej ilości aktywistów, aby zebrać wymaganą olbrzymią liczbę podpisów. Mądrzy ludzie są zniechęceni polityką i nie chcą się pod niczym podpisywać. Wolą się trzymać z daleka. Nie rozumieją, że podpisanie się pod kandydaturą nie oznacza konieczności głosowania na kandydata ani jego zwycięstwa, a jedynie jest krokiem w stronę większej różnorodności sceny politycznej i jej demokratyzacji. A może po prostu nie chcą udostępniać swoich danych osobowych obcym? Widziałem to wszystko, gdy sam zacząłem zbierać podpisy... całość na Krytyka Polityczna
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz