niedziela, 14 września 2014

Pamiętajmy w środowisku to nie tylko piękni i zdrowi, ale też niesprawni


zdjęcie od W związku z miłością/Marta i Barbara ich syn
Jestem dziewicą. Mam nie tylko zero doświadczenia seksualnego, ale też zero jakiegokolwiek doświadczenia związanego z randkowaniem: moje przeżycia można by porównać z życiem erotycznym 12-latki, która nigdy nawet nie grała w butelkę. Oczywiście nie ma nic złego w byciu dziewicą czy prawiczkiem, pod warunkiem, że jest to nasz świadomy wybór. Istnieje milion powodów mogących dyktować indywidualne tempo czyichś przeżyć erotycznych. Problem zaczyna się, gdy uświadamiasz sobie, że odczuwasz te pragnienia i chcesz je wyrazić, ale społeczeństwo ci na to nie pozwala. Co gorsza, społeczeństwo uzurpuje sobie prawo do zanegowania twojej atrakcyjności i twoich erotycznych potrzeb, a także potrzeb wszystkich osób z niepełnosprawnością, może z kilkoma wyjątkami.

Mam na imię Erin i jestem właśnie na etapie kończenia studiów na kierunku filmoznawstwo, z LGBT studies jako przedmiotem dodatkowym. Identyfikuję się jako nieheteronormatywna feministka, wierząca, że osobowość/wygląd/pewność siebie wygrywają z anatomią przy wyborze partnera/ki. Jestem również osobą z niepełnosprawnością: mam porażenie mózgowe. Moja niepełnosprawność jest bardzo widoczna – jeżdżę na wózku inwalidzkim. Chciałabym opowiedzieć wam dziś o tym, jak bycie kobietą z niepełnosprawnością wpłynęło (negatywnie) na moje życie romantyczne i erotyczne.

(...)
Odkrycie własnej nieheteronormatywności, zamiast zapewnić mi bezpieczną przystań, pogłębiło jedynie moje uczucie odrzucenia. Dołączyłam do uczelnianej koalicji homo-hetero – jako hetero-sojuszniczka (haha) – i natychmiast zadurzyłam się w dziewczynie, rozpoczynając tym samym długą, nieudaną serię zauroczeń kobietami. Biorąc pod uwagę przesłanie społeczności nieheteronormatywnej o akceptacji i afirmacji seksualnej, miałam nadzieję, że wreszcie odnalazłam niszę, w której moja seksualność zostanie uszanowana i zaakceptowana. Ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam się z tą samą pasywną dyskryminacją co na zewnątrz. Gdy zawiodło infantylizowanie mnie, wiele osób postanowiło zamaskować swą awersję wobec seksualności osób z niepełnosprawnością pod płaszczykiem bifobii. Ostania dziewczyna, w której się zadurzyłam i której wyznałam uczucia pod wpływem alkoholu, uniknęła tematu upierając się, że po kilku latach spotykania się z kobietą nieuchronnie porzuciłabym ją dla mężczyzny. Gdy zapewniłam, że nigdy nie zrezygnowałabym ze związku tylko ze względu na czyjąś płeć, oświadczyła, że nie mogę mieć takiej pewności, bo nigdy nie spałam z mężczyzną. Tak desperacko dążyła do zanegowania mojej umiejętności wejścia w romantyczną relację, że skonstruowała zagmatwany, hipotetyczny ciąg rozumowania mający na celu udowodnienie mojej dwulicowości i promiskuityzmu wynikającego z biseksualności, wytykając mi jednocześnie dziewictwo (zabawny zwrot akcji: wkrótce potem zaczęła spotykać się z pełnosprawną, biseksualną kobietą). Musiałam wreszcie pogodzić się z myślą, że byłam stale odrzucana nie dlatego, że nie przystawałam do jakichś archaicznych, heteronormatywnych, kobiecych standardów, ale dlatego, że osoby z niepełnosprawnością traktowane są przez przedstawicieli/ki wszystkich orientacji jak dzieci i istoty aseksualne.

Narzucając osobom niepełnosprawnym tożsamość zgorzkniałych, kalekich dziewic i prawiczków, społeczność osób pełnosprawnych usiłuje oczyścić się z wyrzutów sumienia i odpowiedzialności za piętnowanie seksualności ludzi z niepełnosprawnością. Jeśli w jakiś sposób uda im się ukazać nasze rozgoryczenie jako źródło naszych niepowodzeń, nie będą musieli szukać jego przyczyn w sobie. Jeśli tylko bylibyśmy szczęśliwsi/sze, bardziej bierni/e, gdybyśmy tylko tak bardzo się tym wszystkim nie przejmowali/ły – wszystkie nasze problemy same by się rozwiązały. Jest tylko jeden podstawowy, rażący błąd w tego typu rozumowaniu: społeczeństwo nie może patologizować jednostki za reagowanie na warunki, które to społeczeństwo samo stworzyło i utrwaliło. Zgorzkniała, kaleka dziewica czy prawiczek stają się tym samym przypowieścią, mającą promować cichą asymilację i przeciwdziałać krytycznej analizie mechanizmów konstruujących obraz osób z niepełnosprawnością jako istot zawsze trochę mniej ludzkich niż pełnosprawna reszta. Nie ma czegoś takiego jak zgorzkniała, kaleka dziewica czy zgorzkniały, kaleki prawiczek. Mit ten ma w naganny sposób zatuszować wysiłki tych osób z niepełnosprawnością, które mają na tyle odwagi, by zwrócić uwagę na społeczną dyskryminację i zażądać uznania dla ich prawa do wyrażania seksualności. W przeciwieństwie do mitu, wysiłki tych osób są bardzo, bardzo realne.

Całość na Codziennik Feministyczny.

Archiwalny List pisarki Izabeli Morskiej do byłej już minister ds. równego traktowania, Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz w sprawie patronatu nad Paradą Równości rok wcześniej.

W kwestii parady równości, homoseksualności, niepełnosprawności i nierealistycznych oczekiwań

Szanowna Pani, przeczytałam właśnie, iż zapowiedziała Pani organizatorom Parady Równości, iż „będzie on zgodny z nazwą, tylko wtedy, gdy pojawią się na nim również przedstawiciele m. in. osób z niepełnosprawnością, osoby starsze, czujące się wykluczone z różnych względów, mniejszości etniczne i narodowe, ludzie chorzy… Jeśli jednak nie uda się tak zorganizować tegorocznego marszu, jeśli kolejny raz będzie on monotematyczny, to nie zdecyduję się na kolejne patronaty.”

Mam wrażenie, że Pani ultimatum jest nie do końca przemyślane. Nie można zakładać, że osoby homoseksualne są zdrowe, pełnosprawne, bogate i rdzennie polskie. Zapewniam Panią również, że dużo trudniej jest przeżyć chorobę, niepełnosprawność, biedę, lub przynależność do mniejszości etnicznej, jeśli się jest przy tym osobą homoseksualną lub transseksualną.

Zaledwie niecały rok temu zmarła dziennikarka i działaczka praw osób LGBT, Anna Laszuk, zmarła na raka. Ja mam 51 lat, jestem chora, jestem niepełnosprawna, i jestem lesbijką. Nie widać jednak po mnie, że jestem chora. Nie mam tego wypisanego na czole. A jeśli przyjadę na Paradę Równości, to nie po to, żeby wyliczać moje wykluczenia, lecz po to, żeby cieszyć się z przynależności do mojej społeczności, którą postrzegam jako otwartą i różnorodną.

Nie wiem też czy zdaje Pani sobie sprawę czym jest przejazd pociągiem PKP dla osoby chorej lub niepełnosprawnej. A to przecież chyba ważne, bo żeby znaleźć się na paradzie i stanowić o jej różnorodności, musimy jakoś na nią dojechać. Dla mojej partnerki, która jest niewidoma, i która opuściła Polskę, bo dalsze jej życie tu, z powodu braku regulacji prawnej naszego związku, byłoby trudne lub niemożliwe, wsiadanie i wysiadanie z pociągów PKP wiązało się zawsze z narażeniem życia. Dlatego powtarzam, można stawiać warunki, ale powinny one być realistyczne. Tymczasem, choć wokół nas powstają stadiony, to dostępność środków komunikacji dla osób chorych i niepełnosprawnych pozostawia wiele do życzenia, i dlatego spełnienie stawianych przez Panią warunków może graniczyć z fikcją.

Zakładając jednak, że ja i podobne mi osoby przyjadą, to w jaki sposób chce Pani zmierzyć procentowo naszą obecność? Skąd będzie pani wiedzieć, że roztańczona dziewczyna jest nieuleczalnie chora, a chłopak niosący tęczową flagę jest Kaszubą, Romem, Białorusinem, lub Łemkiem? A może mamy podpisywać listę obecności, zaznaczając na niej przynależność do stosownej mniejszości, żeby upewnić Panią w poczuciu… ale właściwie w jakim poczuciu? Czego Pani tak w ogóle chce, ale serio? Bo nawet gdyby na paradzie były tylko osoby homoseksualne, to zapewniam, że znajdzie się wśród nas wystarczająco dużo samotnych matek (samotnych niejako z musu, ponieważ państwo polskie nie uznaje rodzicielstwa osób homoseksualnych), osób chorych, niepełnosprawnych oraz ich partnerów i partnerek, a do tego niebogatych i obawiających się dyskryminacji w miejscu pracy z powodu udziału w tej paradzie, żeby zaprzeczyć Pani nierealistycznemu i, mówię, to z przykrością–zdając sobie sprawę z Pani wyjątkowego w polskim kontekście poparcia dla spraw LGBT–niedorzecznemu przekonaniu, że Parada Równości, na której pojawiłyby się tylko osoby homoseksualne, byłaby „monotematyczna”.

Inną sprawą jest jawny udział organizacji d/s osób niepełnosprawnych lub seniorów w Paradzie Równości. Nie pojmuję jak może się Pani spodziewać, że organizacje te, często zależne od dotacji rad miejskich, złożonych z biurokratów, realizujących w ich obrębie programy własnych partii, wezmą udział w paradzie równości, ryzykując tym samym, że stracą przyszłe dotacje. Dodatkowo w obrębie tych organizacji, jak i w społeczeństwie panuje przekonanie, że osoby niepełnosprawne i osoby starsze są albo heteroseksualne, albo, zwłaszcza jeśli są kobietami, ”aseksualne”. Niezmiernie trudno jest stawiać czoła takim przekonaniom i zmiana ich nie może zależeć tylko od aktywistów lgbt. Przekonania te mogą się zmienić tylko w efekcie wyraźnej i czytelnej zmiany polityki rządu. A na to się nie zapowiada. Jak rzekłam wcześniej, można stawiać warunki, ale powinny one być realistyczne. (Replika)

Osoby LGBT niesprawni są podwójnie dyskryminowani, raz przez swoją niesprawność druga raz przez ich orientację seksualną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz