Dziś obchodzimy Święto Niepodległości, upamiętniając odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku, po ponad stu latach zaborów. To jednak nie tylko święto polskiej wolności państwowej – jest to również okazja, by spojrzeć na długą historię tolerancji w Polsce, w tym także tej dotyczącej mniejszości seksualnych.
Polska, będąc pod wpływem trzech różnych zaborców, doświadczyła różnych podejść do homoseksualizmu, który stał się karalny głównie za sprawą prawa wprowadzonego przez zaborców, zwłaszcza w części rosyjskiej. Przed zaborami Polska była jednym z nielicznych krajów, gdzie orientacja seksualna nie była przyczyną prześladowań, co podkreśla wyjątkowy charakter naszej historii.
Średniowieczne sądy kościelne w Europie skazywały osoby uznane za „sodomitów” na stos lub inne okrutne kary. Jednak w Polsce historia opowiada o państwie „bez stosów”, gdzie nie było kary śmierci za homoseksualizm. Kluczowym momentem była data 27 lutego 1493 roku, kiedy to król Jan I Olbracht wydał dekret oddzielający sądy państwowe od kościelnych. To oznaczało, że duchowieństwo przestało mieć wpływ na prawo świeckie, co uczyniło polską kulturę bardziej niezależną od religijnych wpływów w tej sferze.
Polscy królowie także nie byli wolni od plotek o homoseksualnych relacjach – historia wspomina o królach Bolesławie Śmiałym i Leszku Czarnym, a także Władysławie IV, który był synem Zygmunta III Wazy i przez długi czas skrywał swą orientację. W Polsce, w niektórych przypadkach, mężczyźni zawierali związki błogosławione przez kościół, gdzie ceremonialnie przysięgali sobie dozgonną przyjaźń i lojalność, ukazując, że także homoseksualne relacje mogły istnieć w przestrzeni publicznej.
Kodeks karny Makarewicza, wprowadzony w 1932 roku, nie zawierał żadnych przepisów karzących homoseksualizm, co na tamte czasy było krokiem radykalnym i wyprzedzało większość państw europejskich. Marszałek Józef Piłsudski, będąc w dobrych stosunkach z postępowym poetą Tadeuszem Boyem-Żeleńskim, który otwarcie walczył o prawa kobiet i mniejszości, zdecydowanie sprzeciwiał się karaniu homoseksualizmu.
Po II wojnie światowej Polska weszła w okres PRL, kiedy to przeprowadzono akcję Hiacynt – operację wymierzoną przeciwko osobom homoseksualnym, co pozostawiło trwałe ślady w pamięci społecznej. Warto jednak zauważyć, że PRL, pomimo prześladowań, nigdy nie wprowadził kar za homoseksualizm na taką skalę jak np. ZSRR.
Na placu Zbawiciela, symboliczne Tęcza, była nie tylko symbolem wsparcia dla społeczności LGBTQ+, lecz także przypomnieniem o wielowiekowej polskiej tradycji tolerancji. Tak, jak kolumna Zygmunta, budowana przez syna Zygmunta III Wazy, jest dziś symbolem Warszawy, tak tęcza może być symbolem odradzającej się Polski dla wszystkich.
Dziś, w Święto Niepodległości, warto wspomnieć o historii LGBT w Polsce, której korzenie sięgają znacznie głębiej, niż moglibyśmy przypuszczać. W wielu zakątkach Polski znajdują się wspólne groby mężczyzn, którzy spędzili życie razem, co sugeruje, że homoseksualne związki były częścią naszej kultury, nawet jeśli nie były oficjalnie akceptowane. Nasza historia dowodzi, że Polska nie była krajem wykluczającym mniejszości seksualne i przez wiele lat była wzorem tolerancji w tej sferze.
Obecnie mamy możliwość otwartego mówienia o tej przeszłości. Może to właśnie symbole, takie jak tęcza na placu Zbawiciela, które odwołują się do wielowiekowej tradycji tolerancji, powinny przypominać, że polskość ma wiele twarzy.
Tak, ten fragment i całe listy Fryderyka Chopina do Tytusa Wojciechowskiego są zdecydowanie romantyczne, a ich ton bliskości od dawna budzi zainteresowanie badaczy i melomanów. To, że Chopin pisał z taką otwartością o emocjach, jest fascynujące – zarówno pod względem jego osobistych uczuć, jak i tego, jak w tamtych czasach wyrażano przyjaźń i miłość.
Warto zauważyć, że współczesne odczytywanie tych listów jako „homoerotycznych” ukazuje ewolucję naszego spojrzenia na historię i sposób, w jaki analizujemy osobiste relacje wielkich postaci. Rzeczywiście, Fryderyk Chopin, podobnie jak Kazimierz Pułaski, uosabia to, jak nasze społeczeństwo długo unikało rozmów na temat różnorodnych tożsamości i orientacji osób z przeszłości.
Kwestia niejednoznacznych zapisów Chopina pozostawia wiele miejsca na dyskusję i pokazuje, że historia pełna jest przykładów osób, których życie można odczytywać w nowym świetle. Cała sprawa z Chopinem i, wcześniej, z Pułaskim, podkreśla, jak wiele historii wciąż czeka na pełniejsze odkrycie – szczególnie tej, która dotyczy osób LGBTQ+.
Słowacki nie chciał metek. I ja chcę pokazać, że w różnych momentach życia ze sztywnymi ramami seksualności nie miał zbyt wiele wspólnego. Bo jaki wpływ na wielkość poety ma to, czy on wzdychał, myśląc o mężczyźnie, kobiecie, czy może o jednym i o drugim, a może o żadnym? To nie odbiera mu chwały, nie powoduje, że on jest mniej wybitny - mówi w rozmowie z Onet Kultura dr Marta Justyna Nowicka, autorka książki "Słowacki. Wychodzenie z szafy", która ukazała się 25 października nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Moja książka mówi o Słowackim i niejako go odsłania. Można się co nieco dowiedzieć o jego psychoseksualności. Zmiennej psychoseksualności. Bo - co ważne - nie jest tak, że można bez krzty wątpliwości powiedzieć, że Juliusz był gejem.
Nas wmontowano w ten świat opozycji, stąd też potrzeba stawiania się w niej. Wielu mężczyzn ma problem, żeby zauważyć, że inny mężczyzna jest przystojny. A za tym w ogóle nie musi iść orientacja seksualna, może chodzić o to, że podoba nam się czyjś styl, fryzura itd. Czy to czyni z niego tego straszliwego geja zauważającego urodę innego mężczyzny? Wątpię. Ale ma pan rację - ta tendencja do binarnych opozycji, w które Juliusz Słowacki bardzo się nie wpisywał, była niegdyś bardzo silna.
Alan Rynkiewicz: Zacznijmy od najważniejszego – tytuł książki "Słowacki wychodzi z szafy" sugeruje, że nasz narodowy wieszcz był gejem. Ale to wcale takie proste nie jest (...).
Chopin był homoseksualistą, generał Pułaski intersexem, Konopnicka lesbijką, a geja Słowackiego pochowali na Wawelu i przez to święty Lech Kaczyński leży tam teraz w towarzystwie pederasty.
Powtórzmy: Chopin, Konopnicka i Słowacki to ludzie LGBTQ, a generał Pułaski był mężczyzna i kobietą w jednym.
Gejowskie serce Chopina, które gorąco kochało facetów spoczywa sobie w krypcie kościoła św. Krzyża w Warszawie. Reszta sławnego geja jest w Paryżu, na cmentarzu Père Lachaise.
Gdy siostra Fryderyka przywiozła w słoiku jego serce do Warszawy i przekazała księżom z parafialnego kościoła rodziny Chopinów ci wcale nie byli tym zachwyceni. Wręcz przeciwnie. Ciepnęli serce w słoiku do piwnicy i zostawili miedzy połamanymi krzesłami. Dlaczego nie chcieli wyeksponować słynnego serca? Bo miało romans z George Sand, kobietą wyzwoloną, palącą cygara i serca kochanków. Victor Hugo mówił o niej, ze nie mogła się zdecydować, czy jest mężczyzną, czy kobietą, wiec nie wiedział czy nazywać ja swoją siostra czy bratem w literaturze. Ubierała się w męskie ciuchy. Z mężem się rozwiodła, dzieci utrzymywała ze swojego pisania, a poza kochankami miała tez kochanki. Serce Chopina za romans z nią przekiblowało w rupieciarni kościoła do 1880, czyli 30 lat! W końcu jednak ufundowano gejowi Chopinowi ładne epitafium od NARODU i tak sobie tam leży wsłuchując się w kościelne kazania o zagrożeniu cywilizacyjnym ideologią gender i LGBTQ i myśląc o kochanku Tytusie Wojciechowskim, do którego pisał: "Nie lubisz być całowany. Proszę, pozwól mi to dziś zrobić. Musisz zapłacić mi za ten brudny sen, który miałem o tobie zeszłej nocy”, "Moje najdroższe życie" lub "Prześlij mi pocałunek, najdroższy kochanku".
Interpłciowy generał Pulaski ma swoje pomniki na dwóch kontynentach, gdyż był bohaterem polskim i amerykańskim. Ma popiersie w samej Częstochowie, jego imieniem nazywano statki i pułki strzelców konnych, uniwersytety i szlaki turystyczne. W 2009 roku senat Rzeczpospolitej podjął uchwałę, by o tym generale z wąsem i żeńskimi genitaliami nauczać polskie dzieci! O bosze, bosze!
Gej Słowacki marzył by być pochowany na Wawelu już, gdy miał 23 lata. Klechy go jednak na Wawelu nie chciały, bo był zbyt romantyczny i niewystarczająco pobożnym nacjonalistą. Mówiono, ze na Wawelu nie ma miejsca, choć od czasu, gdy zabrakło nam królów zaczęto tam chować naszych bohaterów narodowych, wtedy jeszcze tych prawdziwych, niewyklętych. Tu złożono Poniatowskiego, Kościuszkę i Mickiewicza, ale szczątkom Słowackiego doradzano jechać do Warszawy. Awantura była o to nieziemska. Pierwszy poeta narodowy Mickiewicz już lezal na Wawelu, a drugiego poety narodowego galicyjska konserwa tam nie chciała. Gdy zaczęli w końcu kruszec, zaproponowali by położyć Słowackiego obok Mickiewicza. Lucjan Rydel, krakowski poeta, zauważył, ze byłaby to gruba niezręczność, bo panowie byli zawziętymi konkurentami i za sobą nie przepadali. Zaproponował by rozdzielić ich narodowym poetą numer 3, Zygmuntem Krasińskim. Nie doszło do tego niestety, a byłaby taka piękna katastrofa narodowa, bo Juliusz z Zygmuntem byli parą kochanków z Willi Róż. Słowacki tak pisał w wierszu „Do Zygmunta" : „Żegnaj, o żegnaj, archaniele wiary!/ Coś przyszedł robić z moim sercem czary,/ Coś w łzy zamienił jego krew czerwoną,/ Wyrwał je z piersi, wziął we własne łono,/ Ogrzał, oświetlił, by nie poszło w trumnę".
Szczątki Słowackiego wydobyto z cmentarza na Montmartre dopiero w 1927, gdy za pogrzeb geja Juliusza zabrał się sam Piłsudski. W niewielkiej chuście zmieściły się kosteczki, czaszka, czupryna i jedna biała wełniana skarpeta. Włożono je do podwójnej skrzyneczki i wysłano drogą morską na ORP Wilia do Gdyni. W Gdyni przesiadły się kości Słowackiego na statek o nazwie Mickiewicz i Wisłą dopłynęły do Warszawy, a potem pociągiem do Krakowa. Przemawiał i żegnał (zmarłego w 1849) sam marszałek. Na koniec ceremonii rozkazał:
„W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, bo królom był równy”.
I tak nam geja na Wawelu pochowano z wszystkimi największymi honorami. Królom hetero był równy!
Na pogrzebie Marii Konopnickiej biskup nie chciał przemawiać. Matka Polka i autorka Roty była bowiem rozwódką, która 20 lat życia spędziła z kobietą i wcale nie była oddana swoim dzieciom, a wręcz przeciwnie nawet. Maria K. była typem femme, a jej kochanka, Maria Dulębianka, typem butch, męskim. Konopnicka nazywała ją Pietrek. Obie obracały się w środowisku feministek i innych lesbijek.
Konopnicka była prawie o dwadzieścia lat starsza od Dulębianki i zmarła pierwsza. Dulębianka, zwana tez przez Konopnicką jej „opatrznością”, wyprawiła jej pogrzeb, w którym wzięło udział 50 tysięcy ludzi, ale bez księdza! Pietrek zmarła dziewięć lat później. Pochowano ją na Konopnickiej, we wspólnym grobie, na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. No i zrobił się problem, bo jeszcze żyli ci, którzy pamiętali, jak panie były nierozłączne i nie chciano, by niezdrowe plotki o nich żyły po ich śmierci. Panią Dulębiankę wiec wykopano i przeniesiono na cmentarz Orląt.
Napisałam to w pośpiechu, by jeszcze zdążyć przed ustawą zakazująca propagowania homoseksualizmu, bo za ten tekst wkrótce będą mnie ścigać listem gończym władze faszystowskiej, pissowskiej RP. Doceńcie więc - Jola Z Banicji
Bart Staszewski - Historia Andrzeja jest gejem i patriotą a także drag queen - Lulla La Polaca
Wywiad Karola Radziszewskiego Ewą Hołuszko
Polscy Żydzi mówią o patriotyzmie, obrzezaniu i antysemityzmie. Dawid Gurfinkiel z Gminy Wyznaniowej w Łodzi odpowiada także na na pytanie, czy jest dumny z Polski i czy jest w stanie wybaczyć ludziom, którzy obrażają Żydów.
Dziewięciu weteranów Armii Krajowej wystąpiło w krótkim filmie nagranym z okazji Święta Niepodległości. Apelują, aby "środowiska nie mające nic wspólnego z tradycją Polski Walczącej" nie zawłaszczały znaku, który dla nich jest niemal świętością. (Wirtualna Polska)
Jerzy Waldorff Powstanie Warszawskie
Drunk History - Pół Litra Historii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz