Kiedy patrzę na dzisiejszą scenę polityczną, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jako społeczeństwo mamy poważny problem z pamięcią. Jakbyśmy zapomnieli, przez co już przeszliśmy – nagonki na osoby LGBT+, na kobiety walczące o swoje prawa, na wszelką odmienność od ciasno zdefiniowanej „normalności”. Jakbyśmy już nie pamiętali, czym naprawdę była „strefa wolna od LGBT”, jak brzmiały słowa prezydenta o „ideologii LGBT” czy ministra Czarnka, który bez cienia wstydu stwierdził, że osoby LGBT „nie są równe innym”.
Pamiętacie pierwszy Marsz Równości w Białymstoku? Pamiętacie, jak wyglądał? Pamiętacie tę nienawiść, tę agresję, te tłumy kiboli oblegających dzieci z tęczowymi flagami? Wśród nich ktoś taki jak Karol Nawrocki odnalazłby się doskonale – bo właśnie z takich nastrojów i lęków czerpie siłę jego kandydatura. To człowiek, który nie miałby problemu z podpisaniem ustawy zakazującej marszów równości – jak to się już dzieje na Węgrzech. Projekty ustaw Romanowskiego już są gotowe. Oni nie żartują. Oni nie cofną się nawet o krok.
A tymczasem wielu z nas znów rozważa „protestowe niegłosowanie”, albo oddanie głosu „na złość” – dla zabawy, dla buntu, dla pokazania środkowego palca establishmentowi. Jakbyśmy tego nie przerabiali. Ile razy jeszcze pozwolimy, by frustracja zdemolowała nasze szanse na normalność? Bo tak, część wyborców Konfederacji to nie są tylko narodowcy. To ludzie, którzy głosują z gniewu. Z przekonania, że „wszyscy są tacy sami”, że „polityka to gówno”.
Ale polityka to nie abstrakcja. To konkretne decyzje i konkretni ludzie, którzy mają wpływ na życie Twoje i Twoich bliskich. Jeżeli chcesz Polski normalnej – to głosuj z myślą o tych, którzy są wokół Ciebie. O znajomych, przyjaciołach, dzieciach, które dorastają w lęku, bo ich tożsamość jest na celowniku polityków. Zrób to dla nich.
Głosuj na Rafała Trzaskowskiego. To nie jest kandydat idealny. Ale jest to kandydat, który stoi po stronie otwartości, równości i szacunku. A dziś to naprawdę dużo.
Z sondaży wynika, że Trzaskowski i Nawrocki idą łeb w łeb. Decydują pojedyncze głosy. I, co gorsza, wiemy już, że demobilizacja elektoratu lewicy – wyborców Zandberga – może zaważyć o wyniku. Wystarczy, że suwak „mobilizacji” tej grupy przesuniemy o sześć punktów w dół i prowadzenie przejmuje Nawrocki. Tak, to takie proste. A tak dramatyczne w skutkach.
Lewica już raz, w 2015 roku, pośrednio umożliwiła samodzielne rządy PiS, gdy Zandberg rozbił listę i nie przekroczył progu. Te głosy się zmarnowały. A potem były: Trybunał Julii Przyłębskiej, niszczenie niezależnych sądów, propaganda TVP, strefy wolne od LGBT, antykobiece ustawy, edukacja cofnięta do XIX wieku. Naprawdę chcecie to powtórzyć?
Nie dajcie się złapać w narrację, że „obaj są tacy sami”. To nieprawda. To nie jest wybór między dżumą a cholerą. To wybór między Polską, w której każdy może być sobą – a Polską, w której dzieci będą się bały chodzić z tęczową przypinką po ulicy.
Nie chodzi tylko o politykę. Chodzi o to, jakiego świata chcecie dla swoich przyjaciół, dzieci, partnerów. Dla ludzi, których kochacie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz