środa, 1 maja 2013

Odpowiadamy na "list otwarty" posła Kownackiego


Poseł Bartosz Kownacki (PiS, potem SP, potem znów PiS) ogłosił, że jest "nękany" przez SPR, oraz rozdał mediom "list otwarty" - który był o tyle specyficznym listem otwartym, że pochodził wyłącznie od B. Kownackiego a jego adresatem było wyłącznie SPR. Tłem wystąpienia B. Kownackiego była nadpalona tęcza ze stołecznego Placu Zbawiciela (B. Kownackiego wybrano w Bydgoszczy, nie w Warszawie). SPR uznało, że na występ B. Kownackiego warto zareagować - stąd poniższa odpowiedź na list posła.

Szanowny Panie Pośle,

w odpowiedzi na Pana list z 24 kwietnia 2013 roku, udostępniony przez Pana mediom, Stowarzyszenie Na Rzecz Lesbijek, Gejów, Osób Biseksualnych, Osób Transpłciowych Oraz Osób Queer "Pracownia Różnorodności" zajmuje stanowisko, jak niżej.

1. Cieszymy się, że odniósł się Pan do pytań Stowarzyszenia i odpowiedział na nie: oznacza to, że podstawowy cel korespondencji skierowanej do Pana został osiągnięty – nawet jeśli uznał Pan, że listy Stowarzyszenia były "niedorzeczne".

2. Listy i pytania Stowarzyszenia (w tym listy i pytania kierowane do funkcjonariusza publicznego, jakim jest poseł) są przejawem zwykłej, codziennej działalności organizacji pozarządowej. Nie ma niczego "niedorzecznego" ani "zaskakującego" w gromadzeniu przez organizację społeczną informacji związanych z jej działalnością. Ponieważ Stowarzyszenie zajmuje się problemami osób LGBTQ – m.in. gromadzi informacje z tego zakresu.

3. Stowarzyszenie skierowało identycznej treści korespondencję do wszystkich posłów oraz posłanek wybranych z województwa kujawsko-pomorskiego, głosujących przeciw projektom ustaw o związkach partnerskich lub wstrzymujących się od głosu w tej sprawie. Nie był Pan zatem jedyną osobą, którą uprzejmie poproszono o odpowiedź. Pytania miały umożliwić w/w osobom wypowiedź na jednakowych warunkach, w sposób dowolnie obszerny, stąd wskazywanie przez Pana, że w działalności publicznej "nie ukrywa swoich przekonań" nie ma związku z pytaniami Stowarzyszenia i – samo w sobie – nie stanowi odpowiedzi na pytania Stowarzyszenia. Tym bardziej cieszymy się, że odpowiedział Pan na nasze pytania.

4. Jest Pan siódmą osobą, która odpowiedziała na nasze pytania – po posłankach Annie Elżbiecie Sobeckiej i Teresie Piotrowskiej oraz posłach Tomaszu Lenzu, Antonim Mężydle, Janie Krzysztofie Ardanowskim oraz Krzysztofie Brejzie. Żadna z tych osób nie zwołała z tego powodu konferencji prasowej ani twierdziła, że jest "nękana" – za podstawę takiego stwierdzenia mając aż trzy krótkie listy otrzymane w ciągu trzech miesięcy. Biorąc pod uwagę, że powyższa konferencja została zrelacjonowana przez m.in. "Onet.pl", "Wirtualną Polskę", "Dziennik" oraz Polskie Radio, pozostaje nam pogratulować Panu zmysłu medialnego i skuteczności w przebiciu się do mediów głównego nurtu – nawet jeśli wymagało to wyolbrzymienia i przedstawienia jako sensacji rzeczy tak zwyczajnej i nudnej jak trzy listy skierowane przez organizację społeczną do posła na sejm.

5. Wyprowadzając Pana z błędu uprzejmie informujemy, że znamy "system wartości oparty na Piśmie Świętym i nauce Kościoła Katolickiego" oraz "Katechizm Kościoła Katolickiego" a także – choć nie powołał się Pan na niego – dokument Kongregacji Nauki Wiary zatytułowany "Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami tej samej płci" z 03 czerwca 2003 roku.

6. Sposób, w jaki odpowiedział Pan na pytania Stowarzyszenia pozostawia nam niewiele nadziei na wyprowadzenie Pana z innego błędu: otóż pary osób tej samej płci potrzebują ustawowego uregulowania swoich związków. W chwili obecnej są to związki nieformalne: bez wzajemnych obowiązków, bez obowiązków wobec społeczeństwa i państwa, bez nawet podstawowych uprawnień, także wobec siebie. Nie tylko w interesie tych osób, ale także w interesie społeczeństwa i państwa, leży zapewnienie trwałości i stabilności także takich związków – a tego nie da się osiągnąć bez ich ustawowego uregulowania. Z tego względu nazywanie przez Pana podejmowanych m.in. przez nasze Stowarzyszenie starań w tym zakresie "wspieraniem złych i szkodliwych idei" jest oceną zbyt daleko idącą, krzywdzącą i nieuprawnioną.

7. Nieprawdą jest, że "osoby tej samej płci" – domyślamy się, że chodziło Panu o związki takich osób – "w perspektywie kilkudziesięciu lat stają się obciążeniem dla społeczeństwa, które będzie musiało łożyć na ich utrzymanie". Związki osób tej samej płci nie są utrzymywane przez społeczeństwo – taka teza jest absurdalna – osoby w tych związkach utrzymują się same, podobnie jak osoby w związkach różnopłciowych oraz osoby samotne. Nie ma też żadnego związku pomiędzy posiadaniem przez daną osobę lub parę osób potomstwa biologicznego (do którego ograniczyła się Pana wypowiedź) a obciążaniem społeczeństwa kosztami utrzymania takiej osoby lub pary osób. Gdyby potraktować Pana tezę poważnie, trzeba by uznać, że "obciążeniem dla społeczeństwa" są wszystkie osoby samotne oraz wszystkie związki, które nie mają biologicznych dzieci (czyli także małżeństwa, które wspólnie przysposobiły dziecko), natomiast "obciążeniem dla społeczeństwa" nie są rodziny wielodzietne egzystujące wyłącznie dzięki pomocy społecznej, a zatem niewątpliwie utrzymywane przez społeczeństwo. Tymczasem samotność i bezdzietność (wynikająca przecież nie tylko z bezpłodności) występują we wszystkich grupach społecznych i zawodowych, np. przywódca największej i najważniejszej partii opozycyjnej nie ma dzieci, a przecież nikt (w tym Pan) nie twierdzi, że jest on z tego powodu "obciążeniem dla społeczeństwa", które musi go utrzymywać.

8. Jak prawidłowo Pan zauważył, nasze Stowarzyszenie działa na rzecz lesbijek, gejów, osób biseksualnych, osób transpłciowych oraz osób queer i – siłą rzeczy – nie zajmuje się kwestią przerywania ciąży ani eutanazji. Pana list jest dowodem, że przed Stowarzyszeniem jest jeszcze wiele lat działalności.

9. Rozbawiło nas przytoczenie przez Pana fragmentu tekstu Michaela Swifta, opublikowanego w czasopiśmie "Gay Community News" (numer z 15-21 lutego 1987 roku), czasem tytułowanego "Gay Revolutionary" ("Gej-rewolucjonista"). Z niemal śmiertelną powagą potraktował Pan satyryczny tekst, którego pierwsze zdanie (pominięte przez Pana w liście do Stowarzyszenia) brzmi: "This essay is an outré, madness, a tragic, cruel fantasy, an eruption of inner rage, on how the oppressed desperately dream of being the oppressor" ("niniejszy esej to dziwactwo, szaleństwo, to tragiczna, okrutna fantazja, erupcja wewnętrznego gniewu dotycząca tego, jak uciskani rozpaczliwie śnią o tym, żeby uciskać"). Trochę żeby Pana pocieszyć a trochę, żeby Pana usprawiedliwić, wyjaśniamy, że przedmiotowy tekst jest – zwłaszcza w środowiskach prawicowych i homofobicznych – notorycznie przedstawiany jako dowód na istnienie "homoseksualnego lobby" i jego ponurych planów wobec świata, trochę na zasadzie, na jakiej "Protokoły mędrców Syjonu" są do dziś uważane za dowód na istnienie "żydowskiego spisku" vel "żydowskiego lobby". Dał się na to nabrać – w 1989 roku – nawet amerykański Kongres, więc użycie przez Pana powyższego tekstu jako wskazówki co do "prawdziwych" intencji "organizacji zabiegających o uchwalenie ustawy o związkach partnerskich" można wybaczyć. Pełny, oryginalny tekst M. Swifta – zawierający przytoczone wyżej pierwsze zdanie – można znaleźć m.in. na stronie internetowej Uniwersytetu Fordham, prywatnej amerykańskiej uczelni, początkowo kościelnej a do dziś silnie związanej z tradycją i zakonem jezuitów (sądzimy, że takie źródło informacji o cytowanym przez Pana tekście i jego rzeczywistym – tj. satyrycznym – charakterze będzie dla Pana wiarygodne).

Za i w imieniu Stowarzyszenia

(-) Monika Dąbrowska
osoba wchodząca w skład zarządu
(-) Przemysław Szczepłocki
osoba wchodząca w skład zarządu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz