W niedzielną noc w 2016 roku, 20-letni Mark tańczy w Ram Bar, gejowskim klubie w Kampali. Unosi ręce i kołysze biodrami w rytm muzyki Sheebah Karungi. Kilka godzin wcześniej, rano, robił to samo, ale z inną muzyką, dla innej publiczności i z innym celem. W kościele, nie kryjąc swojego entuzjazmu, oddawał chwałę Bogu.
Mark przez długi czas wiedział, kim jest: queerowym chrześcijaninem. Pogodził swoją seksualność z wiarą. Kiedy rozmowy na ten temat pojawiały się w kościele lub w kręgu rodzinnym, był lekko poruszony, ale generalnie niewzruszony. Doskonale opanował sztukę dzielenia swojego życia na dwa światy. Dla niego każdy queerowy człowiek w Kampali żył w ten sposób. Mark wiedział, kiedy mógł być sobą, a kiedy musiał się ukryć.
„Czuję, że pewnego dnia wszystko wyjdzie na jaw,” mówi. „Więc, jak bardzo bym tego nie ukrywał, czuję, że pewnego dnia nie będę w stanie tego ukrywać tak, jak dotąd.”
Wiele „incydentów” - jak sytuacja, kiedy babcia zobaczyła na jego telefonie kompromitujące zdjęcie, czy też kiedy jeden z jego byłych chłopaków niechcący go zdemaskował przed jego siostrą - pomogło mu wykształcić mechanizmy radzenia sobie i pewność siebie, które pozwalały mu wyjść z takich sytuacji bez większego szwanku.
„Jednym z incydentów, który naprawdę mnie przestraszył, były okropne komentarze i oznaczenia na Facebooku,” wspomina. „Moja babcia i niektórzy ludzie z rodziny otrzymali powiadomienia, musiałem usiąść z nimi wszystkimi, aby wytłumaczyć się, dlaczego mężczyźni komentują moje zdjęcia, mówiąc, że jestem seksowny, przystojny i że nie mogą się doczekać, aby mnie zobaczyć."
Po tym wydarzeniu całkowicie zrezygnował z Facebooka. Wiedział, że nie może kontrolować tego, co ludzie komentują, oznaczają czy lubią. Na szczęście nikt nie widział jego własnych komentarzy czy oznaczeń – tylko to, co inni publikowali na jego osi czasu.
Mark miał dość szczelny harmonogram tygodniowy. Poniedziałki, wtorki i środy spędzał głównie na uczelni, czwartki były dniem prób chóru. W piątki i soboty spotykał się z przyjaciółmi queerowymi. Niedzielne poranki i popołudnia poświęcał kilkugodzinnym nabożeństwom, które uwielbiał. Pracował w zespole uwielbienia i cieszył się, że choć byli tam inni queerowi członkowie, to jednak byli zbyt zamknięci w sobie, aby mu odpowiadać.
Gdy nabożeństwa dobiegały końca, około 16:00 mógł pozwolić sobie na zasłużoną drzemkę. Ta była niezbędna, nie tylko by odpocząć po intensywnym dniu, ale z innego ważnego powodu: musiał być gotowy na całą noc w gejowskim klubie.
W Ugandzie społeczeństwo jest w większości negatywnie nastawione do osób LGBTQ, a rząd podziela te nastroje. Zgromadzenia osób LGBTQ są niemile widziane i często atakowane, gdyż uważa się je za „promocję” homoseksualizmu. Takie podejście zostało zapisane w przepisach, takich jak uchylona już ustawa o zakazie homoseksualizmu z 2014 roku oraz jej następca, ustawa z 2023 roku.
Niedziela była idealnym dniem dla gejowskiego klubu w Kampali na działalność, gdyż policja była mniej aktywna. Mark uwielbiał ten klub. Tam poznał swojego pierwszego chłopaka, tam znał wszystkich – nawet ukrywających się gejów z kościoła. Tam nie istniały klasy społeczne ani hierarchia. „Każdy po prostu był gejem,” mówi. Było to ekscytujące, dlatego często rezygnował z poniedziałkowych zajęć, aby spędzić tam noc.
„Ram był jedynym azylem dla nas wszystkich,” opowiada. „Wszyscy przychodzili tam w 'prosto' ubranych strojach, a potem zmieniali się w toalecie, by poczuć, że są w innym świecie – takim, w którym nie są oceniani.”
Mark był stałym bywalcem, ale nie wiedział, że wkrótce znajdzie się w policyjnej celi, a jego podwójne życie legnie w gruzach.
O północy bar został zaatakowany przez policję. Mark, który siedział na końcu lokalu, zorientował się jako ostatni. Większość przyjaciół uciekła, przeskakując przez ogrodzenie. Jednak około 40 osób, w tym Mark, nie zdążyło. Policja brutalnie wyprowadziła ich na parking, wykrzykując homofobiczne komentarze. To było przerażające.
Po przeszukaniu toreb i zarekwirowaniu jego rzeczy, policja zabrała ich na komisariat. Mark bał się, że jego rodzina zobaczy go w telewizji – w krótkiej bluzce i szortach, ubraniach, które jego rodzice nigdy wcześniej nie widzieli. Zadzwonił do znajomego z kościoła, ale było już za późno, by załatwić kaucję. Spędził noc w celi.
Następnego dnia kontynuował życie, jakby nic się nie stało. Jego tożsamość nie wyciekła do mediów, ale słyszał historie o osobach, które uciekając, łamały sobie nogi i spędzały miesiące w areszcie.
Po tym incydencie Mark chciał unikać barów, ale już po kilku tygodniach odwiedził nowy klub, pewniejszy siebie niż kiedykolwiek. Teraz wiedział, jaką cenę może zapłacić za bycie sobą, ale mimo to żył śmielej.
„Byłem przerażony, byłem zszokowany brutalnością policji, ale spotkałem się później z osobą, która uratowała mnie w potrzebie. Zrozumiałem, że nie można żyć całego życia w ukryciu,” mówi Mark. „Teraz jestem bardziej queer niż kiedykolwiek i bardziej doceniam gejów z kościoła, którzy są moją podporą w wierze.”
Dziś Mark nadal chodzi do kościoła, pamiętając, że gdzieś w cieniu czeka na niego druga rodzina queerowa. Nie czuje, że żyje podwójnie. Życie ma wiele aspektów, a wiara i seksualność to tylko dwa z nich.
źródło 76crimes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz