czwartek, 7 czerwca 2012

Jej Perfekcyjność: "Parada musi być świętem przegiętych ciot"

Skoro obchodzimy w Polsce np. dzień asystentki i sekretarki (25 stycznia), to dlaczego nie powinniśmy/powinnyśmy obchodzić święta np. wszystkich zmaskulinizowanych lesbijek i sfeminizowanych gejów? Znam ten kontrargument. „Nie pójdę na Paradę, bo tam są przegięte cioty, które nie pomagają nam w walce o tolerancję . Tylko szkodzą środowisku.”. Zamiast „przegięte cioty” możecie wstawić „obrzydliwe drag queen”, „transwestyci” lub „obściskujący się geje”. Wszystko jedno. Traktuję ten epitet jako symbol i określenie pewnej kategorii, która może nam podczas marszy przeszkadzać.

Pozwólcie, że rozłożę to zdanie na czynniki pierwsze, by ukazać, jakim jest bezsensowym bełkotem.

„Bo tam są przegięte cioty”

Oczywiście, że są. Bo dlaczego miałoby ich nie być? Środowiska LGBTQ są wszędzie zróżnicowane. Macie racje, nie łączy nas nic poza „niestandardową” orientacją seksualną lub „niestandardową” identyfikacją płciową. To tak, jakby zebrać ludzi z niebieskimi oczami i oczekiwać, że będą do siebie pod innymi względami podobne. Nie będą. Tak samo my nie jesteśmy.

Są wśród nas przegięte cioty. Są i męskie. Jest mnóstwo męskich lesbijek. Znajdzie się sporo hiperkobiecych. Jesteśmy bardzo różnorodną grupą (w sensie socjologicznym nie jesteśmy nawet grupą społeczną, a jedynie zbiorowością, tłumem). Maszerujemy jednak razem, bo mamy pewne wspólne cele do osiągnięcia. (O tym, że trudno te cele wskazać – za chwilkę). Ale maszerujemy też, bo chcemy się dobrze bawić. Parada Równości jest także świętem radości, świętem różnorodności. Takim jednym dniem w roku, gdy wszystkie osoby będące w mniejszości chcą zebrać się razem i poczuć się silniejsze.

Nie chodzi o to, że dzięki Paradzie Równości ludzie nagle stwierdzą: „ej, oni/one jednak są fajni/fajne, musimy ich lubić!”.

Osobiście uważam, że Parada Równości jest przede wszystkim napędzającym mnie na pozostałe 364 dni roku wydarzeniem. W świecie, w którym na co dzień jesteśmy w mniejszości, czujemy się czasem zagrożeni/zagrożone, mamy różné obawy, jesteśmy traktowani/traktowanie niesprawiedliwie – mamy ten jeden jedyny marsz, gdy możemy poczuć się silniejsi/silniejsze. Gdy możemy wspólnie stworzyć, choć na chwilę, front walki o uszanowanie naszych wyborów, naszych odmienności. I dlatego będą z nami przegięte cioty. Bo chcemy, żeby i przegięte cioty czuły się w Polsce okej. Żeby przegięte cioty nie bały się wyjść na ulicę. Żeby przegięte cioty – które czasem są naszymi braćmi, siostrami, przyjaciółmi, znajomymi, wykładowcami, uczniami, pracownikami, pracodawcami, usługodawcami, klientami – żeby mogli być sobą i czuć się bezpiecznie. Za każdym razem, gdy chcemy, żeby nie chodzili/chodziły na Paradę Równości, stosujemy ten sam argument, który stosują wobec nas w szkole/pracy, gdy na informację, że wyjeżdżamy z partnerem/partnerką tej samej płci na wakacje, pytają nas: „musisz się tak obnosić ze swoją orientacją seksualną?”

„Nie pomagają nam”

Nie? Naprawdę? A udział w Paradzie Równości nie jest formą pomocy? Jasne, Parada jako zgromadzenie publiczne nie jest przestrzenią do wyrażania skomplikowanych, racjonalnych argumentów popartych badaniami i sondażami. Parada to festyn, to święto – chodzi o to, byśmy sami/same poczuli się wówczas dobrze, ale i żebyśmy sami/same sobie pokazali/pokazały, że jest nas wielu/wiele i że są inni/inne takie jak my. Że jest okej być innym/inną. Że nie trzeba się tego bać. Że można być LGBT i być osobą szczęśliwą. To ma też pomagać tym z nas, którzy/które nadal się boją tego, że coming out zniszczy im życie.

Parada Równości jest symbolem. Nie jest sposobem osiągania celów sama w sobie. Szacunek dla nas i naszych potrzeb to coś, co możemy osiągnąć edukując. Formalne związki partnerskie poprzez działania w Sejmie RP. I tak dalej, i tak dalej. Parada Równości jest od tego – będę to powtarzać do znudzenia – byśmy nabrali/nabrały sił do codziennej walki, byśmy poczuli/poczuły się lepiej ze sobą, byśmy zobaczyli/zobaczyły, że jest nas wiele.

Organizacje działające na rzecz LGBTQ oraz osoby będące kimś, kogo nazywam „aktywist(k)ą dnia codziennego” walczą na innych polach przez cały rok. Organizują konferencje, panele, spotkania, dyskusje, wykłady, pokazy filmowe. Wysyłają listy, pisma, skargi, wnioski, zapytania. Przygotowują projekty ustaw, organizują happeningi, rozmawiają z ludźmi. Pomagają osobom, które nie radzą sobie w swoich środowiskach, udzielają porad, kierują do specjalistów. To jest walka, która pozwala osiągać wymierne efekty. Parada Równości ma jedynie wzmacniać te osiągnięcia. Ale i być momentem, kiedy zobaczymy, jak wiele się zmieniło od początku – od pierwszej Parady Równości w 2001 roku (kilkanaście osób w maskach zakrywających twarze). I oczywiście, że liczebność ma znaczenie. Że im więcej nas, tym lepiej. Dlatego cieszmy się, że są z nami także przegięte cioty. Że chcą z nami iść, że się nie boją, że są dumne z tego, że potrafią być sobą każdego dnia. A co Ty zrobiłeś/zrobiłaś dla innych osób LGBT? Jak Ty pomogłeś/pomogłaś „nam”?

„W walce o tolerancję”

Z tolerancją jest problem. Ze słowem „tolerancja”. Nie lubię go, przyznaję się szczerze. Wolę mówić o otwartości, poszanowaniu różnorodności. Tolerujący jest bowiem zawsze ponad tolerowanym. W dyskursie ustawia się te słowa tak, że tolerujący (heteroseksualiści) łaskawie zgodzą się tolerować tych gorszych (nieheteroseksualistów). Nigdy nikt nie pyta nas, czy niehetero tolerują hetero. To pytanie brzmi wręcz głupio, prawda?

CBOS nie pyta w sondażu czy zdaniem respondenta/respondentki stosunki seksualne pomiędzy osobami różnej płci powinny być dozwolone. A robi tak, pytając o stosunki osób tej samej płci (kilkanaście procent badanych uważa, że powinny być zakazane…).

Dopóki nie będzie symetrii, równego traktowania, nie będzie mowy o osiągnięciu celu. Nie chodzi mi o to, by ktoś mnie/nas łaskawie zgodził się tolerować. Bo taka tolerancja, rozumiana jako „zgoda na to, żebyście istnieli obok nas” zawsze może być wycofana. Zależy mi na tym, byśmy szanowali swoją różnorodność. Wezwanie do poszanowania różnorodności – w przeciwieństwie do pytania o bycie tolerancyjnym – odnosi się do wszystkich tak samo. Szanuję to, że ktoś jest hetero. Szanuję to, że ktoś nie jest hetero. Szanuję to, że jesteśmy różnorodni.

Wydaje się też, że różnorodność ta powinna być powodem do dumy. Badania jednoznacznie wskazują, że firmy dbające o różnorodność (tak wśród pracowników/pracowniczek jak i klientów/klientek) po prostu więcej zarabiają, lepiej trzymają się na rynku (Microsoft przekazał w tym roku 100 tys. dolarów na walkę o małżeństwa jednopłciowe w swoim rodzinnym stanie).

W dupie mam to, czy ktoś mnie toleruje czy nie. Chcę by mnie i moją różnorodność szanowano. Wówczas obiecuję szanować różnorodność inny

ch osób. Nie ma jednego „środowiska”. Na tym polega fałsz w tej części zdania. Nie ma jednej cechy, którą osoby LGBTQ miałyby wspólną. A nawet, gdyby się uprzeć i próbować znaleźć (np. że wszystkie te osoby podlegają opresji w Polsce), to i tak nie tworzy z nas środowiska – tak jak to, że wszystkie dzieci w wieku 8 lat chodzą do szkoły podstawowej nie tworzy środowiska z tych dzieci. Jest nas wiele, mamy różné cele, różné potrzeby, różné doświadczenia. Są wśród nas osoby żyjące w małych miastach, zagubione i zastraszone, ale są i żyjące w metropoliach, dobrze ustawione i akceptowane w swoim najbliższym otoczeniu. To dwie zupełnie inne osoby, dwa zupełnie inne światy. Szukać można, oczywiście, zawsze jakiś maksymalnie wspólnych celów – takich, które uznaje większość z nas. I pewno legalne związki partnerskie będą czymś takim. Podobnie jak walka o rzetelną edukację nt. ludzkiej seksualności czy zwiększenie nakładów na opiekę nad osobami z HIV i chorymi na AIDS. Ale znów: to nie są cele nas wszystkich. Jesteśmy różnorodni/różnorodne i to jest okej.

Oczywiście, w mediach będziemy prezentowani jako jednorodna grupa – „ci geje i te lesbijki”. To – z jednej strony – ułatwia nam walkę polityczną w pewnych kwestiach, ale z drugiej świadczy o tym, że trzeba innym też uświadamiać, że różnorodność jest wśród nas ogromna i jest czymś, z czego jesteśmy dumni/dumne.

Przegięte cioty muszą iść w Paradzie

Tegoroczny odpowiednik Parady Równości w Pradze idzie pod hasłem dbania o mniejszości w mniejszości. Zajmować się będą osobami biseksualnymi, transwestytami i osobami interseksualnymi. To piękny przykład tego, jak warto zwracać uwagę na tych, których i które sami/same wykluczamy z naszych – i tak już wykluczonych – społeczności.

Dlatego właśnie przegięte cioty muszą iść w Paradzie Równości. Dlatego musimy być dumni/dumne z tego, że są z nami. Dlatego musimy jeszcze mocniej walczyć o ich godność, o ich życie, o poszanowanie tego, kim są i kim chcą być. W ten sposób pokazujemy tak naprawdę na jakich wartościach nam zależy. Nie wspominając o tym, że gdybyśmy wszyscy/wszystkie byli tacy sami/takie same, Parada Równości byłaby strasznie nudnym wydarzeniem.

źródło homoseksualizm.org.pl

Zgadzam się z JP na nasza różnorodność musimy być dumni, a nie wyrzucać inność po nie pasują nam czy zniewieściali czy wierzący w Boga. Gdy wyrzucamy inność naszą smai dyskryminujemy siebie, nie będzie równości dopóki sami nie zaakceptujemy naszą różnorodność. Druga strona ci tak zwanie "zniewieściali" są bardziej odważni niż ci którzy przez całe życie siedzią w szafie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz