środa, 5 czerwca 2024

Jacek Dehnel kazanie z okazji Miesiąca Dumy


Jacek Dehnel: No, dobra, będzie kazanie z okazji Miesiąca Dumy, bo już mam tego po kokardkę. A sprawa jest powtarzalna. Właściwie za każdym razem, kiedy pojawia się jakaś krytyka chrześcijaństwa jako religii systemowo homofobicznej, wyskakuje jak filip z konopi jakiś „dobry chrześcijanin” (homo czy hetero, egal) i dopomina się, że „nie wszyscy chrześcijanie są tacy”. Że „nie wolno wrzucać do jednego worka”, że to jest „niesprawiedliwe oskarżenie”, i tak dalej. Jest w tym z jednej strony pretensja, a z drugiej jakieś roszczenie, że osoby LGBT zawsze muszą pisać „no, niektórzy chrześcijanie, ale nie wszyscy”.
Otóż: nie. Nie musimy.

Właśnie przerabiałem to po raz kolejny z pewnym panem (którego tu nie oznaczam, bo nie wiem, czy by sobie tego życzył, zresztą nie chodzi o niego, a o linię argumentacji, która jest powtarzalna). Jest to członek pewnego australijskiego kościoła, faktycznie niedyskryminującego, a nawet udzielającego ślubów jednopłciowych. Ale cóż z tego? 

Nie jest tak, że każdy, kto wyznaje chrześcijaństwo, jest przemocowym homofobem. Nie. Owszem, są wyznania – w skali świata liczebnie marginalne – jak kościół tego pana. Nie polemizuję z tym. Ale na świecie jest 2,6 mld chrześcijan, a członkowie tego kościoła – jednego z 41 tysięcy wyznań i denominacji chrześcijańskich - liczą 260 tys. Procent procenta, jedna dziesiąta promila. Ile jest tych wszystkich chrześcijan w związkach religijnych, które nie dyskryminują osób LGBT? Nie wiem, kto chętny, niech sobie policzy. Tak czy owak, jest to pomijalna mniejszość. 

Co więcej: dzieje się tak od bardzo niedawna, ten konkretny kościół od września 2018 (a pierwszy na świecie chyba UCC w 2005). Od niespełna sześciu lat – i stało się po długiej walce, przy wielkich oporach od początku lat 80. Tak. Blisko czterdzieści lat walki – nie z jakimiś katastrofami naturalnymi, tylko po prostu z tą społecznością, z członkami kościoła, którzy do 2018 roku mieli większość i CHCIELI dyskryminacji, UPIERALI SIĘ przy dyskryminacji. A nie mówimy o czymś ze średniowiecza czy XVIII wieku – ci dyskryminujący, ci walecznie obstający przy dyskryminacji członkowie nadal żyją, tylko stracili parę lat temu większość. 

Problem polega na tym, że cała ta religia opiera się na korpusie przemocowych tekstów, będących rzekomo własnym zdaniem bóstwa, które stworzyło wszechświat. I nawet jeśli uznamy caveaty, że „słowo boże” się zmienia, zmienia się jego rozumienie – to nie da się pominąć oczywistej sprawy, że wprawdzie (według jakiejś grupy) od 2018 roku bóstwo jest za równością osób LGBT, ale w czasach Mojżesza uważało, że jest DOBRZE, kiedy tego oto dwudziestoletniego Achaba i osiemnastoletniego Jorama się ukamienuje, bo uprawiali ze sobą zakazany seks. I ten wszechmocny, nieomylny, wszechwiedzący i absolutnie dobry Jahwe, który stworzył Kasjopeję, Obłok Magellana, rozwielitkę i pierwiosnek, miał taki pogląd, tylko go zmienił. 

Tego absurdu nie da się unieważnić. Jest on bowiem absurdem systemowym.

Chrześcijanie przez tysiące lat mordowali, prześladowali i dyskryminowali osoby LGBT. Również w Polsce, również na naszych oczach. Nadal to robią. Czy jest jakaś niewielka mniejszość, która tego nie robi? Tak. Natomiast kolejna absurdalność tej sytuacji polega na tym, że członkowie tej niewielkiej grupy uważają, że przedstawiciele mniejszości, którą ich wspólnota od dwóch tysięcy lat prześladuje, są im coś winni. Jakieś uznanie, nie wiem, Medal Tolerancji. Że my, osoby LGBT, mamy jakiś obowiązek pamiętać: „Hej, ale jest taki jeden kościół w Australii, co nas nie prześladuje”. 

To mniej więcej tak, jakby nazizm trwał i mordował przez dwa tysiące lat, w wielu krajach mordował nadal, ale jakiś członek mniejszościowego Horstwesselizmu domagałby się od Żydów pamiętania, że ich odłam sześć lat temu zniósł ustawy norymberskie i pozwala na śluby Żydów z Aryjczykami. Choć pozostawił tekst ustaw w prawie jako martwy cytat, z szacunku dla spójności tekstu i tradycji. 

Wszystko to wynika z niebywałej wprost hucpy i uprzywilejowania chrześcijan, którzy mają wbudowane poczucie, że ich hegemonicznej religii należy się szacunek. Za nic, z samego faktu jej istnienia. I teraz: owszem, wyznawcom wszystkich, dużych i małych religii należy się elementarny szacunek i prawo do jej wyznawania i praktykowania (z wyłączeniem sytuacji, w której obrzędy są przestępcze, np. składanie ofiar z ludzi). Ale nie znaczy to, że należy się szacunek do samej religijnej ideologii. Osoba LGBT, proszę zapamiętać, NIE JEST zobowiązana do szacunku wobec ideologii, która tej osobie odmawia elementarnych praw i twierdzi, że należy ją zamordować. 

Z faktu, że jakaś część chrześcijan nas nie prześladuje, nie wynika, że osoby LGBT zaciągają wobec tej części jakieś zobowiązanie. To nie jest kuria mać żadne etyczne osiągnięcie, że wasz proboszcz nie gwałcił dzieci, a wasza parafia udziela ślubów jednopłciowych i nikogo nie kamienuje. Medalu za to nie dostaniecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz