sobota, 26 września 2020

Co dzieje z GW homofobiczny tekst o wolny stref od LGBT



Co do zasady nie komentuje tekstów prawicowej szczujni. Są manipulatywne, nierzetelne, bez researchu i pisane pod tezę. Niestety taki obrzydliwy tekst pojawił się dzisiaj na stronach internetowych Wyborczej...

Tekst zmanipulowany i kłamliwy, dokonujący analizy Samorządowych Kart Praw Rodzin, choć to nie one są głównym problemem i nie na nich opiera się moja akcja ze znakiem - to jest taktyka rodem z prawckiej szczujni, która pisze o prorodzinnych uchwałach, zapominając o tych drugich wprost anty-LGBT. O tych jest trochę na sam koniec tekstu. Jednym słowem stref nie ma, aktywiści oszukują. Do tego zdjęcie przyozdobione moim uściskiem ręki z Czarnkiem. Wszystko polane w sosie objawionej prawdy bez słowa o wyrokach sądów, bez słowa o ocenie uchwał dokonanej przez RPO Adam Bodnar i jego skargach, za to z kłamstwami, że Staszewski robi zdjęcia tam gdzie przyjęto SKPR, choć akurat tam zdjęć nie robię. Czytając miałem wrażenie, że czytam dorzeczy, a to wyborcza... kto to puścił??

Nie będę domagał się sprostowania, bo ten tekst jest cały zakłamany. Dzisiaj widzę się z prawnikami, aby rozważyć możliwe kroki prawne.



Ponieważ Gazeta Wyborcza usunęła ze strony tekst newslettera autorstwa Piotra Głuchowskiego, który dzisiaj wysłała do swoich odbiorców, to wklejam Wam moją odpowiedź na niego, którą wysłałem naczelnym gazety. Chowanie głowy w piasek poprzez usuwanie tekstów nie sprawia, że one znikają, a ja po publikacjach Gadomskiego, Naszkowskiej czy Głuchowskiego mam spore wątpliwości czy "im nie jest wszystko jedno" i czy ktoś w ogóle odpowiada za treści w "GW" publikowane.

---

“W Polsce nie ma "stref wolnych od LGBT"” dowiódł w dziennikarskim śledztwie Piotr Głuchowski. Są Karty Rodziny, są uchwały sprzeciwiające się edukacji seksualnej, ale strefy to wymysł działacza, Barta Staszewskiego, który szkodzi tym samym wizerunkowi Polski na międzynarodowej arenie. Cały świat się dał nabrać na manipulację, na szczęście mamy Głuchowskiego.

Wysyłam przyjacielowi, dziennikarzowi „Gazety” link do artykułu Głuchowskiego. Piszę, że to manipulacja, niezrozumienie czym jest dyskryminacja i tak dalej. – Szkoda słów, brzmi odpowiedź.

Też od pewnego czasu wydaje mi się, że „Gazecie Wyborczej” zwyczajnie szkoda słów, bo dziennik dołączający do swoich wydań tęczową flagę i jednocześnie publikujący tego rodzaju paszkwile jak Gadomskiego czy Głuchowskiego pokazuje, że jest fałszywym sojusznikiem i instrumentalizuje wsparcie osób LGBTQ.

Pisze Głuchowski, że „strefy wolne od LGBT” to „obszary, na których nie mogliby mieszkać albo przebywać geje i inne osoby nieheteronormatywne”. To oczywiście prawda, ponieważ jeszcze i na szczęście tego rodzaju działania nie są podejmowane, tylko że kto – poza samym Głuchowskim – rozumie „strefy wolne od LGBT” jako „obszary”, na których osoby nieheteronormatywne nie mogłyby mieszkać? Autorzy happeningu i akcji informującej o gminach czy powiatach przyjmujących uchwały deklarujące wolność od “ideologii LGBT” piszą wyraźnie na swojej stronie internetowej: „Strefa wolna od ideologii LGBT lub strefą anty-LGBT nazywamy miejscowość (gminę, powiat, województwo) w Polsce objętą uchwałą deklarującą, że jest to teren wolny od tzw. „ideologii LGBT” lub podobną”. Gdyby Głuchowski przyjrzał się Atlas Nienawiści, internetowej inicjatywie dokumentującej homofobiczne uchwały jednostek samorządowych, odkryłby, że na przykład Rada Gminy Mełgiew pisze: „Nie pozwolimy wywierać administracyjnej presji na rzecz stosowania poprawności politycznej (słusznie zwanej niekiedy po prostu homopropagandą) w wybranych zawodach”. Dalej jest o rocznicy Chrztu Polski, odzyskaniu niepodległości i samorządności.

Wprowadzanie do oficjalnych dokumentów terminologii takiej jak „homopropaganda” to plucie w twarz wszystkim, nie tylko nieheteronormatywnym mieszkańcom gminy Mełgiew. To plucie w twarz rodzicom, którzy wychowują swoje dzieci w atmosferze samoakceptacji, nauczycielkom, które uczą dzieci, że mogą być w przyszłości kim zechcą - na przykład szczęśliwymi rodzicami w zwiazku nieheteronormatywnym.

Niezwykłą naiwnością jest twierdzenie, że „wymiar Karty jest jedynie symboliczny”. Czy Piotr Głuchowski słyszał kiedyś o pojęciu „przemocy symbolicznej”? Najwyraźniej nie, bo jako uprzywilejowany heteroseksualny mężczyzna nie jest w stanie wyjść poza swoje przywileje i choćby spróbować zobaczyć świat oczami dyskryminowanej mniejszości. Panie Głuchowski, żyjemy w świecie symboli i to właśnie symbolem – tęczową flagą - posługiwaliście się jako „Gazeta Wyborcza”. Wlaśnie wtedy myślałem – „ma to wymiar symboliczny” i było dla mnie ważne. Dzisiaj dowiaduję się, że jednak symbole dla dziennikarzy „Gazety Wyborczej” znaczą niewiele, a już na pewno nie tyle, by z ich powodu robić międzynarodowy raban.

Głuchowski oceniając Samorządową Kartę Praw Rodziny pisze, że „gminy, powiaty i regiony deklarują wsparcie tego wszystkiego, co służy rodzinie, oraz niewspieranie tego, co jej szkodzi”. Pojęcie rodziny, którym posługuje się Karta, jak i Konstytucja ma już swoje lata i w ostatnich dziesięcioleciach uległo wyraźnym przekształceniom. Uporczywe wracanie do przebrzmiałych definicji pokazuje, że nie tylko radni z różnych gmin, ale i dziennikarze „Gazety Wyborczej” z aktualną wiedzą naukową się nie zetknęli, lub ją negują. Ale czego się spodziewać po osobach, które negują zalecenia WHO w kwestii edukacji seksualnej. Czekam aż „Gazeta” zacznie negować pandemię koronawirusa – bo o niej też WHO mówi. Pisze Głuchowski w obronie konstytucyjnego zapisu i małżeństwie jako związku osób dwóch różnych płci (wątpliwego z resztą w swym logicznym wywodzie): „A zatem: KonsTYtucJA!”. No i? Co tym samym udowodnił dziennikarz? Że skoro coś jest zapisane w konstytucji to jest prawdą objawiona, która nie podlega zmianie? Otóż każda konstytucja i każdy akt normatywny może podlegać społecznej debacie i zmianom. „My, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej”, to też my – osoby nieheteronormatywne, które protestują przeciwko dyskryminacji – także symbolicznej – i to też my mamy prawo domagać się jej zmiany. Niczego pan nie udowodnił tym wykrzyknieniem, może poza własną ignorancją. Pisze Głuchowski manipulując retorycznie: „Przyznacie, że daleko stąd do „strefy wolnej od gejów”. A jednak Europa i USA wyraziły w ostatnich dniach ostre zaniepokojenie polskimi Kartami”. Otóż nie – zaniepokojenie Kartami i uchwałami polskich gmin wyraziły też polskie sądy, uchylające uchwały przeciwne “ideologii LGBT” jako niezgodne z zasadą równego traktowania i – właśnie – Konstytucją.

Porażająca jest wręcz ignorancja dziennikarza „Gazety Wyborczej”, który wprost przyznaje, że korzysta z Wikipedii, by dowiedzieć się o działaniach Barta Staszewskiego, bo jest „bardziej obiektywna od posła Czarnka”. A gdzie zasada oddania głosu zainteresowanemu?

Ja wiem dlaczego dziennikarz Głuchowski nie powołał się w swoim paszkwilu na rozmowę z Bartem. Dziennikarz Głuchowski boi się o polski wizerunek. Bo „za 80 lat będzie można odnaleźć polskie znaki „LGBT FREE””, a przyszli historycy mogą „na ich podstawie sądzić, że z początkiem XXI wieku Rzeczpospolita Polska była odgejowywana tak, jak odżydzana była wcześniej III Rzesza Niemiecka? Niewykluczone”. Jeżeli będą robić research do swoich badań na podobnie żenującym poziomie jak Głuchowski – to rzeczywiście mogą wyciągnąć takie wnioski. Jednak zakładam, że historycy i historyczki nawet za osiemdziesiąt lat będą w stanie sięgnąć do źródeł, a nie manipulować informacjami jak robi to dziennikarz „Gazety Wyborczej”, dający więcej miejsca w swoim tekście publicystom prawicowych dzienników, które przecież jako pierwsze dołączyły do swoich wydań naklejki „strefa wolna od LGBT”, niż działaczom i działazczki antydyskryminacyjne, które zostały kilka dni temu nominowani do Nagrody Sacharowa. Nagrody, którą dostało m.in. Stowarzyszenie Memoriał i kubańskie Kobiety w Bieli. Wstyd? Ja jestem z Atlasu dumny, bo nie jest wstydem pokazywanie tego, co jak rak żre ten kraj – homofobicznej nienawiści zyskującej wsparcie ze strony polityków i polityczek.

Jakaż musi być niezwykła siła propagandy Barta Staszewskiego i osób z nim sprzymierzonych, że cały świat mówi o „strefach wolnych od LGBT”, Atlas Nienawiści jest nominowany do prestiżowej nagrody prawnoczłowieczej, a kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych pisze o tym na Twitterze. I wszyscy oni się mylą, prawdę odkrył zaś dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Nie ma to jak śledztwo dziennikarskie przeprowadzone z pomocą Wikipedii i tygodnika „Sieci”. O nazistowskich naklejkach dołączanych do prawicowych gazet Głuchowski nie wspomina. To nawet dobra wiadomość – tak by można mu było zarzucić symetryzm, a tak możemy od razu zarzucić mu świadomą manipulację.

Pisze dziennikarz „Gazety…”, że nie podoba mu się akcja Staszewskiego, bo „utrwala wizerunek naszego kraju jako państwa niemalże nazistowskiego ciemnogrodu”. Smuteczek. Naprawdę, żyjąc kilkadziesiąt lat w kraju, który odmawia mi podstawowych praw nie powinienem mówić, że jest to „państwo niemalże nazistowskie”. Otóż, nie. Mam prawo. Gdy prezes PiS mówi: „nie chcemy żadnych represji, ale społeczeństwo trzeba bronić”, a także, że „próbuje się wmówić społeczeństwu, że to jest normalne, a to jest całkowity rozkład samego fundamentu społecznego”, to jak mam oceniać te treści inaczej niż jako nazistowskie?

Głuchowski pisze, że nie żyjemy w kraju „pełnym oddolnych antyludzkich i motywowanych nienawiścią inicjatyw”. To, że nam się ziemia w tym kraju rozsunęła i żyjemy w różnych światach, już nie jest dla mnie żadną nowością. Co jakiś czas ktoś uprzywilejowany mi o tym przypomina. Pana Polska może taka nie jest, ale od dziennikarza i komentatora życia społecznego wymagam – poza jakąś rudymentarną wiedzą i brakiem manipulacji – umiejętności spojrzenia poza swoją planetę-Polska.

Głuchowski udaje symetryzm, pozoruje go pisząc, że co prawda za Samorządowymi Kartami Praw Rodziny ukrywają się cele niegodne i możliwe czyny nieprzyjemne, ale to wciąż nie daje prawa do protestu. Dziennikarz zwraca uwagę , że „wyganianie ze szkół pracowników, których zadaniem jest pilnować, by nikt nie był zaszczuwany z powodu swej orientacji - to jest już bardzo słabe”. Czyli jednak jest homofobia i przemoc w tym jakże wspaniałym kraju?

Nie wiem też dlaczego heteroseksualni publicyści muszą dzielić się z nami swoimi nastoletnimi fantazjami seksualnymi. Piotr Głuchowski przyznaje się „bez bicia, że pomiędzy 11. a 14. rokiem życia nieustannie” fantazjował „o gołej babie”. I ta „goła baba” nie wyrządziła mu żadnej krzywdy w mózgu. Fascynująca opowieść.

Mam propozycję do „Gazety Wyborczej” – zróbcie wśród dziennikarzy i dziennikarek konkurs na najciekawsze fantazje z okresu dorastania. Mogą być spisane w formie opowiadań, dzienników, tylko proszę nie pod postacią artykułów prasowych, bo ja widzę potencjał w tym jednym zdaniu Głuchowskiego, pieszczę je w swojej głowie i kokietuję, myśląc, że skoro już Agora opublikowała Blankę Lipińską, to i miejsce na fantazje Głuchowskiego się znajdzie.

Przestańcie tylko już proszę udawać sojuszników osób LGBTQ, przestańcie używać flagi, do której sami – jako gazeta publikująca tego rodzaju paszkwile – odebraliście sobie prawo.

Postawię to samo pytanie, które zadał w swoim usuniętym przez GW tekście Głuchowski - Po co ludzi oszukiwać?



Wmawiać to tylko karty rodziny, czy na prawdę ktoś czyta całe te projekty tam są wyraźnie mówi się o LGBT np w Karcie Rodziny w Kieleckim.

Przyznam, że trochę nie rozumiem polskiej prawicy oburzającej się na unijną krytykę stref wolnych od LGBT. Przecież to jest dokładnie to, o co prawicy chodzi.

Przypomnijmy, swego czasu Gazeta Polska dołączyła do swojego papierowego wydania naklejkę z napisem „Strefa wolna od LGBT”. Większość prawicy była zachwycona, naklejka była naklejana, więc chyba prawica nie powinna mieć pretensji, prawda? Skoro sama biegała z takimi naklejkami.

Dalej Ordo Iuris wymyśliło głupio sprytny event, gdzie pod pozorem walki o prawa rodzin, faktycznie chodzi o podkreślenie wykluczenia praw LGBT. Problem w tym, że o ile Ordo Iuris może przygotować pozornie bezstronny projekt samorządowej karty rodzin, o tyle nie za bardzo może zamknąć usta radnym, które uchwały przyjmują. A radni uzasadniając przyjęcie uchwał, jechali po LGBT jak po burej suce. Ba, w pierwszym akapicie takich uchwał, zwykle powtarzano wprost, że karta jest odpowiedzią na deklarację LGBT Rafała Trzaskowskiego. A więc siłą rzeczy jest więc uchwałą antyLGBT. No i wreszcie, w treści karty znalazł się zapis o sprzeciwie wobec podważania prawnego statusu rodziny, co jest oczywiście sprzeczne z wolnością słowa. Każdy może bowiem postulować zmianę definicji małżeństwa w drodze prawnej. Także osoby LGBT (...)

Po prostu Bart przejął Waszą symbolikę i ora teraz Wami ziemię tak, że już na prawicy płaczecie i bijecie o matę. Oto siła lewicowej subwersji, oto siła aktywizmu społecznego (...) - Galopujący Major.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz