czwartek, 2 lipca 2020

O lewicy solidarności i głosowaniu na Trzaskowskiego


Serce mi bije po lewej. Powiedziałam to już setki razy, udowodniłam również.

Znajomy dziś zapytał w poście, czemu elektorat deklarujący się jako lewicowy opuścił Biedronia.

Napiszę od siebie. O Biedroniu, którego traktuję jako emanację Lewicy. Tej z wielkiej litery.

Zrobiłam sobie przegląd wspomnień i wyszło mi, że nikt*z Lewicy nigdy nie wsparł mnie, gdy potrzebowałam pomocy. Żaden z polityków i pilityczek, które ją dziś tworzą, nie dał mi poczucia, że mogę na niego liczyć w którejkolwiek z rozlicznych spraw, w jakich uczestniczyłam czy uczestniczę. Po antyfaszystkowskich Kobietach z Mostu? Nul. Po Ogórek? Państwo raczą żartować. Zandberg potrzebował pół roku, by przeprosić za słowa o bydle i to by było wsio. Po Tęczowej Madonnie? Prócz selfików z obrazkiem, nic.

A ja, jak ten wierny berneńczyk, głos na Lewicę tu, głos na Lewicę tam...

Mało tego, teksty, jakie do mnie dopływały z tego środowiska powinny sprawić, że odwrócę się na pięcie i w życiu nie uwierzę w żadne piękne hasła.

A mimo to. Bo wartości.

Tym razem zrobiłam inaczej.

Nauczyciele psychoterapii mówią, że jeśli w terapię bardziej angażuje się terapeuta niż klient, to coś należy przemyśleć.

Biedroń nie chciał walczyć o prezydenturę; to czuło się każdą komórką nerwową, że bardziej chce jego elektorat niż on sam.

U Trzaskowskiego nie czuję tego "mamo, czy ja naprawdę muszę dziś iść do szkoły?". Mam poczucie, że kiedy zaczął walczyć, to jest w tej walce cały i przekonywujący.

Zdecydowałam, że stawiam na niego. Choć zgodził się, by upchnąć w szafie tematy dla mnie ważne (rrrrrany, jak mi było dziś wstyd, gdy byłam o to pytana na panelu London Pride...). Choć rzygam z rozczarowania i strachu, gdy kokietuje elektorat, któremu, w najlepszym razie, nie przeszkadza faszyzm. Choć mam dreszcze, kiedy gloryfikuje wolny rynek.

Ale pierwszy raz postanowiłam być egoistką. Głosować w zgodzie z własnym partykularnym interesem.

Są szanse, że Rafał wygra te wybory. A jeśli wygra, to jest nadzieja, że Kamiński z Ziobrą nie rozklepią mnie na placuszek.

Trzaskowski znaczy dla mnie większa nadzieja na osobiste bezpieczeństwo. Które Lewico zawsze miałaś głęboko w dupie, niestety.

Więc się nie dziw. Także temu, że takich jak ja jest nieco więcej.

Edit* Tak tak, Joanna Scheuring-Wielgus to odrębny temat. Dla niej zawsze osobista wdzięczność i uścisk. Złapałam się na tej niesprawiedliwości po kilku minutach. Chyba wzięło się to stąd, że traktuję jak outsiderkę. Zawsze jest inna, wszędzie. W N, potem w Wiośnie, teraz w Lewicy. Przywykłam traktować ją jako byt odrębny. Gdy o niej myślę, nigdy nie widzę żadnej partii. Tylko Człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz