Nie dawno minęła 25. rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego, frontmana Queen. Plotki, że Freddie „ma AIDS” krążyły wtedy od dawna. Od pięciu lat już nie koncertował. Był bardzo szczupły i mocno przypudrowany w clipie do „I’m going slightly mad”, swym, jak się okazało, ostatnim. Potem gruchnęła wiadomość, że Freddie wydał oświadczenie: tak, choruje na AIDS. Wtedy takie wyznanie równało się też homoseksualnemu coming outowi, którego Freddie nigdy wcześniej nie zrobił.
I dzień po oświadczeniu zmarł.
Nawet dziś wielu rockandrollowcom z trudem przychodzi przełknąć, że jeden z największych idoli rocka w historii nie był hetero. Wyszło właśnie u nas drugie wydanie wspomnień ostatniego faceta Freddiego – Jima Huttona („Freddie Mercury i ja” – polecamy!). Jim pisze rozbrajająco szczerze.
Typowy wstępny tekst Freddiego na podryw? „Cześć, dużego masz ptaka?” Tak właśnie poderwał Jima.
Imię Freddiego dla wtajemniczonej paczki? Melina. Elton John był Sharon. Rod Stewart – Phyllis.
U siebie w domu miał gejowską rodzinę, którą zatrudniał – kucharza geja, szofera geja i asystenta geja. Oraz ogrodnika i fryzjera geja, ale na specjalnych prawach, bo to był właśnie jego Jim.
Wszystko to było tajemnicą poliszynela.
Freddie, gdybyś tylko zobaczył, co się w tej Wielkiej Brytanii – i w innych krajach też - przez te 25 lat nawyrabiało, to byś zaśpiewał „WE ARE THE CHAMPIONS” jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek. (Replika)
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz