Łk 12, 13-21
Wiara i Tęcza: Less Festival zakończył się, a my pozostajemy w przekonaniu, że chrześcijaństwo jednak jest bardziej przed nami, niż za nami, a tym bardziej nie jest reliktem przeszłości (w której wielu chciałoby je zamknąć raz na zawsze).
Motywacją naszego udziału w tej imprezie, był zamiar podzielnia się ze „światem lesbijek”, przekonaniem, że istota chrześcijaństwa nie jest nam wroga. Natomiast, „zapotrzebowanie na duchowość”, jak się okazało, jest w tym kręgu bardzo duże, choć wiele kobiet nie wie, jak ją realizować w Kościele, jednocześnie nie rezygnując z własnej seksualności, a nawet kobiecości, którą pojmują inaczej, niż wielu przedstawicieli doktryny kościelnej.
Czy lesbijka może być wierzącą chrześcijanką? No właśnie. Nie ma takich dyskusji w Polsce, bo i same lesbijki oddały to pole pod uprawę innym - patriarchalnym mężczyznom, patriarchalnym kobietom, a nawet samym gejom, niby braciom w sprawie. Lesbijkom trudniej odczuwać bliskość z historią męską, to oczywiste, chociaż już mężczyźni homoseksualni mogą tą bliskość w historii Kościoła bardziej odnaleźć.
Kobieta w przestrzeni religijnej i patriotycznej – patrz „Matka Polka”/ bo w naszej ojczyźnie obie sfery bardzo głęboko się wzajemnie przeniknęły/ ma określone miejsce, a lesbijka w niej oczywiście nie istnieje. Chociaż, jestem przekonana, iż udziałem w pierwszych szeregach XIX wiecznych organizacji politycznych: socjalistów, komunistów, a nawet narodowców – właśnie „kobieta lesbijka” była zainteresowana bardziej, niż przeciętna „heretyczka”, gdyż w ten sposób, mogła prawie bezkarnie wpleść własną „inność” w ideologię, która wymagała poświęcenia, a brak męża oraz dzieci był… bardziej zrozumiały i usprawiedliwiony. Sądzę, iż lesbijka, mogła mieć więcej powodów do takiej działalności, niż kobieta heteroseksualna, która często nie miała specjalnie ważnych powodów, aby prowadzić tak intensywne, niebezpieczne i nie pasujące do roli społecznej życie (chociaż nie o generalizowanie w tym miejscu mi chodzi). Zapewne, w naszej polskiej historii są lesbijki, które mogłyby dawać nam dzisiaj powód do patriotycznych uniesień ale … stały się częścią historii mężczyzn. To taka mała dygresja, która się sama nasuwa i sądzę że jest przez wiele lesbijek w jakimś sensie wyczuwalna.
„Lesbijka w Kościele” to temat, który przenosi nas również do kwestii feminizmu, a tym samym do roli i miejsca samej kobiety w Kościele. A miejsce i rola kobiety, szczególnie w doktrynie rzymskokatolickiej, jest jakby z góry ustalone. I z tym zaszeregowaniem wiele kobiet się nie zgadza, odczuwając olbrzymi dyskomfort, kiedy chce się je sprowadzić do roli matek i „służebniczek”. I tutaj szczególna rola w zmianie tych stereotypów, w moim przekonaniu, może przypaść właśnie lesbijkom, jako bardziej zdeterminowanych i z większą motywacją do zmian, które dyskryminują, je nie jako podwójnie.
Trudne, ale i fascynujące jest to wezwanie nas lesbijek do pokazania, że „Ewangelia Chrystusa jest Dobrą Nowiną dla każdego i w każdej sytuacji wyzwala ze stanu zniewolenia lękiem lub poczucia własnej winy” Ale ludzie Kościoła / nie wszyscy to jasne/ od wieków nam zakładają woalki na oczy i nie dopuszczają do wiedzy o tym, że „Zbawiciel jest prawdziwie polifoniczny i wieloraki w działaniu” i dlatego m. in. lesbijki z Kościoła odchodzą, bo to jest walka nie tyle z Kościołem, ale walka o własną kobiecą, lesbijską godność. Zresztą ta godność zostaje nam niekiedy odebrana już w domu rodzinnym...
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz