sobota, 4 lutego 2012

Znaleziono zwłoki zaginionej Madzi


Gazeta.pl: Policjanci odnaleźli w Sosnowcu ciało zaginionej półrocznej Magdy. Miejsce ukrycia zwłok wskazała matka dziewczynki - poinformował rzecznik śląskiej policji, podinspektor Andrzej Gąska.

Ciało Magdy znaleziono w piątek późnym wieczorem w kompleksie parkowym przy ul. Żeromskiego, przy torach kolejowych za halą Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. - To ok. 1,5 km od miejsca, wskazanego wcześniej przez pana Krzysztofa Rutkowskiego - powiedział rzecznik.

Wczoraj wieczorem matka dziewczynki została przewieziona do katowickiej prokuratury. Wcześniej powiedziała policjantom, gdzie ukryte jest ciało Magdy. Przyznała, że wskazując prywatnemu detektywowi inne miejsce, nie mówiła prawdy.

Jak podaje TVN24, ciało dziecka miało być przykryte stertą kamieni.

Ta kobieta cały czas kamie raz mówi to raz to, dziwna jest każdy normalny rodzic raduje dziecko, ona postanowiła ukryje i jak pod kamieniami, czy ona naprawdę kochała ją? Czy ciąża jej była planowana czy przypadkowo? kochała męża? Jakie pierwsze były odznaki jej zachowania przed śmiercią córki? Była szczęśliwa.  Dużo pytań czy można do tej tragedii nie dojść czas przemyśleń.

Gazeta Wyborcza:  Ewa Siedlecka: Jaka jest wiarygodność zeznań matki Madzi? Może ona po prostu nie wie, co mówi?

Jerzy Pobocha: Sprawdzała, jak oszukać wariograf, co wskazuje, że jednak jakby działa z jakąś premedytacją. Że musi być coś, czego nie chce ujawnić, i że czuje się winna. To wszystko nie wygląda na sytuację, gdy oszalała z bólu po nieszczęśliwym wypadku matka popełnia kolejne absurdalne, chaotyczne kroki zmierzające do ukrycia tego zdarzenia, działając w stanie niepełnej świadomości.

Gdy chodzi o nieszczęśliwy wypadek czy działanie w afekcie, gdy sprawca nie chciał wywołać takiego skutku, podejmuje on działania naprawcze: próbuje ratować, wzywa pomoc. Nie robią tego osoby, które zamierzały zrobić to, co zrobiły. Albo zrobiły to z premedytacją, albo wynikało to z ich wcześniejszych myśli, nastawienia.

Z informacji rodziny wynika, że ta matka nie była z dzieckiem silnie związana i że mogła się chcieć go pozbyć. Najprostszy wariant jest taki, że nie usiłowała ratować dziecka z powodu chłodu uczuciowego, a sprawę ukryła, bo chciała uniknąć odpowiedzialności.

Mogło być też tak, że dziecko straciło przytomność, a ona go nie ratowała, wychodząc z założenia, że może mieć uszkodzony mózg, więc lepiej dla niego, jeśli umrze. Takie przypadki: niech lepiej umrze, niż miałby się męczyć - nie są rzadkie.

Ale czy osoba w pełni władz umysłowych może uczynić takie założenie, że wypadek ma nieodwracalne skutki, i nie wezwać pomocy?

- Na tym właśnie polega działanie w stresie, w lęku. Wtedy wszystko jest spotęgowane i niekoniecznie racjonalne. Sytuacją podobną jest wypadek drogowy, gdy sprawca najeżdża człowieka i zamiast wezwać pomoc - ucieka. Strach ma wielkie oczy, a on chce uniknąć odpowiedzialności i to jest w tym momencie dla niego najważniejsze. To nie są rzadkie przypadki, chociaż oczywiście znacznie bardziej wstrząsające jest nieudzielenie pomocy własnemu dziecku.

Jednak jeśli jej stosunek do tego dziecka był przez rodzinę krytykowany, to mogła się bać obwiniania przez rodzinę, oskarżeń, że jest złą matką, odrzucenia przez rodzinę, znajomych. Więc zamiast próbować ratować dziecko, skoncentrowała się na ukryciu całego zdarzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz