czwartek, 11 sierpnia 2011
Zamieszki w Londynie -kobieta, która wyskoczyła z płonącego domu, jest Polką
Wrzeszczała na ludzi. Gestykulowała. Udowodniła tym, że nie wszyscy imigranci plądrują dzielnice Londynu. Pokazała, że zwykli ludzie także mają dość zamieszek. W dogoadny sposób, stojąc przed tłumem, powiedziała co o nim sądzi. Nagranie, na którym imigrantka z Karaibów próbuje zapanować nad tłumem, robi furorę w sieci: Chodzi o gościa, którego zastrzelili w Tottenham! Nie chodzi o rabowanie i prostacką zabawę! Czemu do cholery palicie cudzą własność? Czemu do cholery palicie sklepy innych ludzi? Uspokójcie się, zejdźcie na ziemię!
Nie jest to jedyny głos rozsądku wśród mieszkańców Londynu. Podczas gdy bandyci organizują się' poprzez serwisy społecznościowe i SMS-y, na Twitterze większość stanowią głosy zwykłych Londyńczyków. Nikogo nie powinno dziwić, że mają już dość płonących samochodów i wybitych witryn sklepowych.
Wysiłek, który podejmują obywatele miasta, nie ogranicza się do wykrzykiwania haseł. Przekonali się o tym klienci restauracji The Ledbury, położonej w dzielnicy Notting Hill. Dwa dni temu, podczas wieczornego posiłku wtargnęła tam spora grupa rabusi uzbrojonych w kije, tłukąc witryny i żądając od klientów pieniędzy i kosztowności.
Za pierwszym podejściem udało im się okraść kilka osób, po czym rabusie uciekli. Restauratorzy natychmiast zaczęli przepraszać, oferować rekompensaty i rozlewać szampana. Jednak gdy nadeszło ostrzeżenie o powrocie grupy zamaskowanych bandytów, goście w panice zaczęli zamykać się w toaletach.
Wtedy zainterweniowali kucharze i kelnerzy - pozostałym klientom poradzili schować się w piwnicy, a sami ruszyli naprzeciw rabusiom uzbrojeni w wałki, patelnie i inne ciężkie utensylia kuchenne. Udało im się odstraszyć napastników, zamknąć lokal i odesłać przerażonych klientów do ich domów.
Do ruchu ''sprzątaczy'' dołączył tymczasem Boris Johnson, burmistrz Londynu (choć wielu zarzuca mu, że zrobił to za późno). Uzbrojony w szczotkę z tworzywa sztucznego spotkał się z mieszkańcami, pomagając w usuwaniu zniszczeń powstałych poprzedniej nocy. Razem z nim w szeregu stanął cały przekrój mieszkańców miasta: zarówno rdzenni londyńczycy jak i imigranci, niezależnie od koloru skóry i wyznania. Londyńczycy starają się organizować na różne sposoby. Na ulicach można zaobserwować nawet tak egzotyczne widoki jak kapela jazzowa rozstawiona w Brixton, czy ludzi serwujących mieszkańcom herbatę z mlekiem. Najważniejsze jest podtrzymanie ducha współpracy.
Gdy Sikhowie mieszkający w okolicach Southall dowiedzieli się, że to w ich stronę udają się zamaskowani rabusie, postanowili nie dopuścić do splądrowania swojej świątyni. Setki wiernych, część z nich w tradycyjnych strojach, rozeszły się po okolicznych osiedlach aby bronić ich przed tłumem. Zorganizowali także patrole motocyklowe i obstawę stacji kolejowej. Obrona podziałała - rozszalały tłum ominął grupy Sikhów.
Mimo ogromnego zaangażowania Londyńczyków, policja ostrzega przed pochopnymi akcjami. Po serwisach społecznościowych krążą już filmiki z dzikich pogoni mieszkańców za rabusiami, od których niedaleko już do samosądu. Jak informuje The West Londoner, doszło także do rozjechania dwóch osób przez samochód prowadzony przez rozsierdzonego mieszkańca. To jedna ze skrajności.
Też wśród bandytów są z skrajnej prawicy dochodzi do ataków na tle rasowy, miedzy innymi zakatowano autobus z czarnoskórymi chcieli ich pobić.
Gazeta.pl: Jej zdjęcie trafiło we wtorek na pierwsze strony pięciu największych brytyjskich gazet i stało się szeroko znane w świecie. Ta kobieta, która wyskoczyła z okna pierwszego piętra płonącego domu wprost w ręce przyjaciół, jest Polką - donosi dziś "Guardian".
Na budzącym grozę zdjęciu widać buchające w niebo płomienie i ciemną sylwetkę kobiety skaczącej w stronę ludzi z wyciągniętymi rękoma. Fotografia tego dramatycznego wydarzenia była we wtorek w największych gazetach, jako ilustracja dramatycznych sytuacji, do jakich dochodziło podczas zamieszek w stolicy.
"Guardian" ustalił, że to 32-letnia Polka Monika, przebywająca w Londynie od marca br. Mieszkała na piętrze domu znajdującego się w bliskiej odległości od magazynu meblarskiego Reeves w dzielnicy Croydon w płd. Londynie.
Pożar, który w szybkim tempie doszczętnie strawił magazyn, rozprzestrzenił się na sąsiednie domy mieszkalne, także ten, w którym mieszkała Polka. Odcięta w płonącym domu kobieta wołała z okna o ratunek. Przyjaciele wbrew nakazom policji przedarli się przez gęsty dym i rozpostarli na ziemi poduszki i materace, by kobieta mogła na nie skoczyć. Okazały się niepotrzebne, ponieważ Polkę złapał w locie jej sąsiad Rumun imieniem Adrian.
Polka nie zdążyła uratować się ucieczką schodami przeciwpożarowymi, ponieważ budynek bardzo szybko wypełnił się czarnym, gęstym dymem. Po wyskoczeniu z okna rozpłakała się ze szczęścia. Nie wymagała leczenia szpitalnego. Narzeczony odwiózł ją do siostry. Polka pracowała w pobliskim supermarkecie Poundland. Na razie jest w szoku i z nikim nie rozmawia. "Guardian" sądzi, że może zmienić zdanie, gdy uświadomi sobie, w jak nieoczekiwany sposób stała się znana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz