Oświadczenie Prezesa KPH w sprawie wypowiedzi wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego SLD Marka Wikińskiego.
Warszawa, 11 sierpnia 2011
Sz. P. Grzegorz Napieralski
Przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej
Sz. P. Katarzyna Piekarska
Wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej
Szanowni Państwo
Z zaskoczeniem i z zażenowaniem przeczytałem wypowiedź wiceprzewodniczącego klubu poselskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej Marka Wikińskiego, który odnosząc się do pytań dziennikarzy dotyczących startu w wyborach parlamentarnych Roberta Biedronia odparł: "Jestem tak taktowny wobec pana Roberta Biedronia, że aż się obawiam, żebym nie stał się obiektem adoracji z jego strony."
Pan Poseł Marek Wikiński starając się zdyskredytować swojego niedawnego kolegę partyjnego sięga po retorykę, która ma ośmieszyć Roberta Biedronia. Na szczególne potępienie zasługuje fakt, iż jest to retoryka odnosząca się do orientacji seksualnej Biedronia, co nosi znamiona homofobicznej mowy nienawiści.
Ta wypowiedź jest szczególnie niezrozumiała w kontekście działań partii, która w parlamencie składa projekt ustawy o zwalczaniu mowy nienawiści, czy ustawy o umowie związku partnerskiego.
My - lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe - oczekujemy od przedstawicieli partii lewicowej, szczególnej wrażliwości na walkę z wykluczeniem i dyskryminacją.
Zwracam się do Państwa z prośbą o interwencję w tej sprawie. Kopię niniejszego listu przesyłam do Rzecznika Dyscypliny Partyjnej SLD, licząc na właściwą reakcję.
Z poważaniem:
Tomasz Szypuła
Prezes Zarządu
Robert Biedroń ubolewał nad tym, w jaki sposób potraktował go SLD w związku ze zbliżającymi się wyborami i miejscami na listach. - Widocznie przerosłem ich intelektualnie i ideologicznie - mówił w Polsat News. Jego zdaniem Sojusz dokonał "wielkiego oszustwa", tworząc "aurę rozbudowywania się na nowe środowiska lewicowe". - Te kobiety miały spaść z tych swoich miejsc, a ja miałem wejść na ich miejsce - przekonywał Biedroń, mówiąc o swojej pozycji na liście wyborczej. Całą zaistniałą sytuację działacz uznał za "swoją osobistą tragedię".
Biedroń zrezygnował ze startu w wyborach parlamentarnych z list SLD. Działacz napisał w oświadczeniu, że jego decyzja o niekandydowaniu z list wyborczych Sojuszu została "podyktowana sposobem i wynikiem układania list wyborczych przez to ugrupowanie". Biedroń podkreślił, że SLD zaproponowało mu startowanie "z dalszych miejsc na liście, w nieznanych mu okręgach wyborczych".
Dzisiaj uściślił swoje wczorajsze oświadczenie. - Ekipa, którą otoczył się Grzegorz Napieralski jest na tyle słaba politycznie i ideologicznie, że nie jest w stanie zagospodarować pewnego elektoratu. Okopują się wokół Grzegorza Napieralskiego osoby, które są dość mierne, jeśli chodzi o doświadczenie polityczne, czy też jeśli chodzi o jakąkolwiek działalność publiczną - przekonywał Biedroń.
Jego zdaniem to co się stało "wróży bardzo zły wynik SLD". - Ja wiele lat inwestowałem w to, żeby lewica w Polsce się rozwijała i to co się stało w moim przypadku jest dla mnie na pewno jakąś tragedią osobistą, że nie udało się w Polsce zbudować tej lewicy i SLD jest jej całkowitym zaprzeczeniem - stwierdził działacz.
- Próbowano handlować ze mną miejscami, najpierw jedynka w Gdyni po zmarłej Izabeli Jarudze-Nowackiej, która została przydzielona kuriozalnie Leszkowi Millerowi, który zasłynął z takiej antykobiecej retoryki (...), później Gdańsk, aż w końcu przehandlowano miejsce dla mnie z Partią Kobiet i z Zielonymi (...). Te kobiety miały spaść z tych swoich miejsc, a ja miałem wejść na ich miejsce - mówił Biedroń.
Działacz stwierdził, że czuje się oszukany przez Sojusz, który jego kosztem "próbował także oszukać swoich partnerów". - Ja na taki styl uprawiania polityki nie daję przyzwolenia - podkreślił. Jego zdaniem najlepsze miejsca w wyborach otrzymali "działacze partyjni, znajomi i zaufani Grzegorza Napieralskiego". - Proszę zobaczyć, kto ma jedynki (...). To są osoby kompletnie nieznane z działalności publicznej - ocenił Biedroń i dodał, że przed wyborami próbowano jedynie stworzyć "aurę rozbudowywania się na nowe środowiska lewicowe". - Próbowano mamić wyborców - dodał.
Biedroń zaapelował też do polityków SLD, aby ci pamiętali o paradach równości oraz ustawie dotyczącej in vitro przez całą kadencję, a nie tylko pod sam jej koniec, tuż przed wyborami. - Ja w takim oszustwie uczestniczyć nie chcę – stwierdził działacz na antenie Polsat News.
ps: Po pierwsze w tekście Onetu jest błąd, Robert nie jest szefem KPH tylko członkiem zarządu.
Fakty TVN
Biedroń jako poseł to żart. Najbardziej interesowało by go laska marszałkowska oraz pieniądze dawać dla swej organizacji KPH.
OdpowiedzUsuńBidulek oddał się komuchom całym ciałem, a oni go wykorzystali... Widocznie doszło do nieporozumienia z tym wykorzystaniem i stąd ta jego osobista tragedia. Niech idzie do PISu tam go przyjmą. PIS nawet kochających inaczej pokocha byleby wygrać wybory
OdpowiedzUsuń