Przez queerową społeczność regularnie przetaczają się mniejsze lub większe wichury, których źródłem jest ważne pytanie: co muszą zrobić osoby LGBT+, aby zasłużyć na równe prawa? Odpowiedź jest od zawsze taka sama: nic.
Aktualnie wiatr moralnej dyscypliny wieje w stronę Grupy Stonewall, która opublikowała motyw graficzny tegorocznego Pride’u - gołębia w BDSM-owej uprzęży. Wśród reakcji wiele uwag, że nie zdobędzie to aprobaty hetero większości. Tylko dlaczego wszystko, co robimy, miałoby być pod tym kątem analizowane?
Ta dyskusja nie zaczęła się wczoraj. Pierwszy raz uderzyła mnie w twarz, gdy Grupa Stonewall opublikowała kalendarz na rok 2017. Znalazły się w nim zdjęcia, które zdaniem wielu osób “powielały stereotypy”. Z podobnymi zarzutami mierzy się od wielu lat krakowski Queerowy Maj, który nigdy nie bał się nawiązań do kinku i seksualności.
Pamiętam post Miłość nie wyklucza o Tom of Finland - duma Finów i rysunkowe penisy oburzyły wiele osób LGBT+. Był też post dotyczący niemieckiej wystawy o seksie w publicznych toaletach i najpopularniejszy komentarz pod nim – „w jaki świetle stawia nas to w oczach normalnych hetero?”
Kultura queerowej samodyscypliny dociera nawet na portale randkowe. Pamiętam wiadomość od zaniepokojonego chłopaka, który upomniał mnie za roznegliżowane zdjęcie. “Reprezentant społeczności nie powinien się tak pokazywać”. Aktywizm i seks wykluczają się.
Wiele jest w tym wszystkim do rozpakowania. Duża część polskiej społeczności jest w gruncie rzeczy dość pruderyjna i konserwatywna, przynajmniej w sferze deklaracji. Mamy tu również poczciwy kink-shaming, bo wiele osób nadal używa słów “fetysz” i “dewiacja” wymiennie, albo średnio orientuje się, czym jest tak naprawdę BDSM. Wreszcie - niezbyt wiele osób zna historię ruchu LGBT+ i wie o tym, że kink i fetysze są częścią kultury queer od bardzo, bardzo dawna.
Przede wszystkim mamy tu jednak wpadanie w pułapkę udowadniania, że jesteśmy “normalni” - przy czym nie do końca wiadomo, co ta normalność miałaby oznaczać. Nas obowiązuje standard pilnowania norm i nakazów - innych niekoniecznie. To jest pielęgnowanie chorego stanu rzeczy, w którym wszystko, co robi osoba LGBT+, jest argumentem za lub przeciwko naszym postulatom.
To tak, jakby ktoś nam kiedyś obiecał, że jeśli osiągniemy określony poziom “normalności” to nasze marzenia zostaną spełnione. To przerzucanie odpowiedzialności za opresję na grupę, która jest jej poddawana. O tym, jak mało skuteczna to strategia wie każda osoba, która oglądała reportaże TVP o LGBT+.
Marsze Równości nie są dla innych - są dla nas. To wyraz solidarności, wspólnoty, celebrowania queeru we wszystkich jego odcieniach. To nie błaganie o równość, to żądanie jej.
Tworzenie abstrakcyjnej kategorii “normalności” to groźna strategia. Kto decyduje o tym, co jest “normalne”? Co będzie, jeśli to Ty nie zmieścisz się w czyichś kategoriach “normalności”? Sądzisz, że jeśli jutro wszystkie osoby LGBT+ założą habity i ogłoszą życie w ascezie, to pojutrze będziemy mieli równość małżeńską? To tak nie działa.
Nie mam problemu z tym, że komuś nowy motyw Pride’u może się nie podobać - tak po prostu. Ale nie ma we mnie zgody na używanie argumentu o utracie czyjejś aprobaty. Szczególnie, że mówimy o grupie, która sama nigdy do podobnych standardów się nie stosowała. Dlaczego więc my mamy je sobie narzucać?
Na tęczowych internetach rozgorzały dwie gorące dyskusje. Jedna na temat PinkMMA - tęczowej federacji, która organizuje pierwsze show. Druga na temat loga PrideWeek w Poznaniu - że gołąbek pokoju niosacy tęczową gałązkę oliwną jest ubrany w harnessy - taki gadżet fetyszowy.
No i jak to bywa, powstał spór, czy dobrze to czy nie dobrze. I jak to bywa, podniosły się głosy, że to niedobrze dla społeczności, że szkodzi, że zbyt odjechane, że heteronormatywni będą się krzywo patrzeć, a przecież my tak staramy się, żeby jednak patrzyli się na nas prosto, czyli straight.
Matko Bosko Tęczosko, Orędowniczko LGBTów! Już myślałem, że takich dyskusji nie ma. A jednak są. Bo mi to tam w ogole nie przeszkadza ani to, że ktoś chce się lać po mordach pod tęczową flagą, ani to, że ktoś chce to oglądać, ani to, że gołąbek pokoju jest fetyszystą.
Bo czemu gołąbek pokoju miałby nie fruwać harrnesach albo w lateksie? Toż to tylko konwencja, w naszych głowach, w naszych schematach - że gołąbek pokoju nie może być fetuszystą. Otóż może. Bo każdy może. I nikt nie musi. Bo i wśród hetero i nieheteronormatywnych są rożnej maści fetyszyści. I fajnie że są. Sam ostatnio zastanawiałem się nad kupnem harnessów. Bo fajne są. Ilu ludzi w tygodniu biegających w garniturach, w piątek wieczorem wyjmuje z szafy harnessy. I super. Jak sprawia im to przyjemność, to niech się bawią. No tak, ale nasza potrzeba sprowadzania rzeczywiatosci do tabu musi być dokarmiona. Zupełnie nie rozumiem dlaczego musimy to sprowadzać do wielkiej tajemnicy i robić z tego jakieś nie wiem co. Dlaczego musimy tak karmić tę swoją pruderyjną hipokryzję.
Nie, nie musimy mieć normatywnej nieheteronormatywności. Według czyjej normy? Kto ma wyznaczyć ”standardy” dla osób nieheteronormatywnych? Może jakaś tęczowa komisja ds. norm nieheteronormatywnych. My naprawdę nie żyjemy po to, żeby przełamywać uprzedzenia. Żyjemy po to, żeby zyć swoim życiem. Życie osób nieheteronormatywnych, to nie jest jakaś nieustanna pieprzona misja. Każdy ma swoje życie, ma do niego zupełne prawo i zupełną wyłączność. Jak ktoś sobie wymyśli, że będzie się prał po pysku w ramach show, to niech się pierze. Jak ktoś inny będzie robił wysoką kulturę, to niech robi. A inny_a niech będzie „zwykłym” gejem, lesbijką, osobą bi, trans, niebinarną. My naprawdę nie mamy do siebie żadnych praw i nie mamy wobec siebie żadnych obowiązków. Bo na podstawie czego mielibyśmy mieć? Toż chodzi nam wszystkim o wolność. Chcemy być wolni, wolni w przeżywaniu siebie i w wyrażaniu siebie. Ani to się komuś musi podobać, ani ktoś to musi uznawać.
Na tym między innymi polega piękno bycia częścią nienormatywnej społeczności, że nie trzeba być normatywnym, nie trzeba wpisywać się w schemat, odpowiadać na czyjeś oczekiwania. A jak ktoś tego nie rozumie, to ma problem. Bo nie rozumie różnorodności. Bo ma swoje normy, w które chciałby wsadzać innych. Bogactwem społeczności nieheteronormatywnej jest jej różnorodność. Różnorodność, w której mieszczą się przeróżne osoby, potrzeby, style, itp.
źródło aktywista Grupy Stonewall/Lambdy Szczecin - Łukasz Jurewicz