czwartek, 25 czerwca 2009

Bar Stonewall Inn


Zamieszki w nowojorskim barze gejowskim Stonewall Inn w czerwcową noc 1969 r. stały się aktem założycielskim amerykańskiego i światowego ruchu gejowsko-lesbijskiego
Bar Stonewall Inn przy Christopher Street, w sercu Greenwich Village, należał do nowojorskiej mafii; w owym czasie gejowskie lokale rzadko zresztą były prowadzone przez osoby o orientacji homoseksualnej.
Do Stonewall przychodzili klienci z różnych środowisk, ale raczej niezbyt zamożni: robotnicy, drobni urzędnicy, transwestyci, męskie prostytutki, młodzi bezdomni. W weekendowe wieczory na barowej ladzie tańczył chłopiec go-go. Co prawda klienci krytykowali to miejsce za brak higieny, jednak – jak pisze historyk Martin Duberman – było to miejsce przyjazne i mniej narażone na policyjne naloty; poza tym pozwalano tam mężczyznom ze sobą tańczyć.

Wszystko zaczęło się, gdy siedmiu policjantów zjawiło się w Stonewall Inn wkrótce po północy w sobotę 28 czerwca 1969 r. Przybyli z nakazem rewizji pod zarzutem nielegalnej sprzedaży alkoholu. Zwyczajowa praktyka to zamknięcie drzwi, ustawienie klientów w szeregu i wypuszczanie ich kolejno po wylegitymowaniu i spisaniu personaliów. Oddzielano też osoby wyglądające na transwestytów, by w toalecie zweryfikować ich płeć. Robiono zdjęcia i następnego dnia pojawiały się w prasie wraz z nazwiskami i nazwą miejsca pracy; rujnowało to kariery zawodowe i życie rodzinne wielu z tych, którzy nie zdołali w porę uciec tylnymi drzwiami lub wyskoczyć przez okno toalety.

Bunt w barze

Tym razem jednak zdarzenie przebiegło zupełnie inaczej. Wylegitymowani mężczyźni nie oddalili się, a inni nie chcieli okazać dowodów tożsamości. Tych aresztowano i zaczęto wyprowadzać do policyjnej suki. Niektórzy stawili opór. Tymczasem tłum na zewnątrz gęstniał, dołączali goście z okolicznych lokali i barów. Transwestyci zaczęli wznosić szydercze okrzyki pod adresem policji, w ruch poszły butelki, puszki po piwie, kamienie; na interweniujących rzucano garści monet. Aresztowani wydostali się z suki, natomiast policjanci zabarykadowali się w barze. Tłum próbował przewrócić policyjną furgonetkę. Nadjechały posiłki, zaczęto rozpraszać tłum. Kilku policjantów odniosło podobno rany.

Dlaczego właśnie tego dnia stróże prawa napotkali opór? To oczywiście zbieg okoliczności, ale często przywołuje się fakt, iż właśnie w piątek miał miejsce pogrzeb zmarłej parę dni wcześniej Judy Garland, słynnej Dorothy z filmu "Czarnoksiężnik z krainy Oz", wykonawczyni piosenki "Over the Rainbow", która stała się nieformalnym hymnem homoseksualistów. Garland zdobyła status ponadczasowej gejowskiej diwy, natomiast zwrot a friend of Dorothy – przyjaciel Dorotki – stał się kryptonimem homoseksualisty.

Zamieszki powtórzyły się w sobotę wieczór i trwały całą noc. Dopiero niedzielne popołudnie przyniosło uspokojenie; uprzątnięto pobojowisko i otwarto bar Stonewall. Jednym z pierwszych gości był słynny poeta Allan Ginsberg, jawny homoseksualista; wypowiedział wtedy często przytaczane słowa: "Faceci w barze byli tego wieczoru tacy piękni – utracili ten zraniony, uległy wyraz twarzy, jaki pedały nosiły dotychczas".

Kilkanaście lat później Craig Rodwell, działacz gejowski, uczestnik wydarzeń wokół Stonewall, założyciel Oscar Wilde Memorial Bookstore, pierwszej gejowskiej księgarni, powiedział: "Ci, którzy tam byli tego wieczoru, zrozumieli: teraz wszystko, cała przeszłość, zbiegła się w jeden punkt; to jest to, to jest właśnie to, na co wszyscy czekaliśmy!".

Szemrany bar Stonewall okazał się oto gejowską Bastylią.

Przełom kulturowy

W purytańskiej Ameryce sytuacja homoseksualistów z natury rzeczy nie mogła być dobra. W każdym stanie funkcjonowało inne prawodawstwo. Przełom nastąpi dopiero w 2003 r., gdy w wyniku głośnej sprawy skazanych pięć lat wcześniej na karę grzywny dwóch mieszkańców Houston amerykański Sąd Najwyższy orzeknie, że wszelkie prawa dotyczące stosunków homoseksualnych (czyli tzw. sodomy laws) są niekonstytucyjne.

Klimat był homoseksualistom nieprzychylny zwłaszcza w okresie tzw. polowania na czarownice w pierwszej połowie lat 50. XX w., gdy w Izbie Reprezentantów Kongresu działała aktywnie komisja śledcza do spraw działalności antyamerykańskiej, której przewodził osławiony senator Joseph McCarthy. Homoseksualizm traktowany był wówczas jako zagrożenie porównywalne do komunizmu. Automatycznie wykluczał np. karierę wojskową. Tylko w tamtym okresie wydalono z armii co najmniej 10 tys. mężczyzn i kobiet podejrzanych o skłonności homoseksualne, z tego samego powodu straciło pracę kilkuset urzędników federalnych.

Z drugiej strony, w latach 50., powstawały w Stanach tzw. organizacje homofilne; słowo homofilny miało brzmieć mniej prowokacyjnie niż homoseksualny, miało kłaść nacisk na miłość, uczucie, a nie na seks. Dwie najbardziej znane amerykańskie organizacje z tego czasu to męska Mattachine Society, działająca od 1950 r., i założona w 1955 r. lesbijska Daughters of Billitis. Ich celem nie była jednak walka o jakiekolwiek prawa; chodziło raczej o stworzenie płaszczyzny do kontaktów, zbudowanie przyjaznego środowiska dla gejów i lesbijek. Wydawano też pisma, "The Mattachine Review" i "The Ladder"; to drugie na początku lat 70. zostało przejęte przez działaczki feministyczne.

A potem było Stonewall. Była to już epoka gwałtownych przemian społecznych, obyczajowych, kulturowych. Lata 60. to apogeum ruchu antydyskryminacyjnego Afroamerykanów, ze słynnym przemówienie Martina Luthera Kinga. To czasy wojny w Wietnamie i burzliwych protestów antywojennych, jak również rozkwit kultury dzieci-kwiatów i w ogóle kultury młodzieżowej, to wreszcie okres rozluźnienia norm obyczajowych. Wcześniej był słynny 1968 r., który tak silnie zaznaczył się w wielu krajach Europy i Ameryki. To także epoka ruchów lewicowych i lewicujących na Zachodzie – w Europie Zachodniej i Ameryce. Stonewall nie pojawił się znikąd.

I już nic nie było takie samo. 2 lipca 1968 r. odbyła się w Nowym Jorku ponadpięciusetosobowa demonstracja, którą określa się jako pierwszy marsz Gay Pride, gejowskiej dumy; manifestanci starli się z policją. Natomiast w 1970 r., w tzw. siedzącym wiecu (sit in) w Central Parku uczestniczy już ok. 15 tys. osób. Te rocznicowe parady stały się znane jako Christopher Street Days (CSD) i co roku organizowane są w wielu miastach świata w czerwcu i w lipcu.

Zawiązały się radykalne organizacje, w tym ta najbardziej znana, kontrkulturowa Gay Liberation Front. Radykalni działacze domagali się już nie tyle zaprzestania dyskryminacji i równych praw, co obalenia heteroseksualnej moralności i zbudowania nowej. Mniej wojownicze Gay Activists Alliance skupiło się na żądaniach zaprzestania policyjnego nękania i zniesławiania w mediach. A w 1972 r. na konwencji Partii Demokratycznej było już dwóch otwarcie homoseksualnych delegatów – gej i lesbijka.

Następnym krokiem miało być wystawianie własnych kandydatur. Już w 1961 r. – na długo przed Stonewall – do rady miasta San Francisco kandydował José Sarria, popularny parodysta i performer słynnego baru Black Cat. Zyskał rozgłos m.in. hymnem "God Save Us Nelly Queens" (można to przetłumaczyć jako: Boże, chroń nas, cioteczki). Otrzymał 6 tys. głosów i zainspirował polityczne działania, które szesnaście lat później doprowadziły do wyboru na to stanowisko Harveya Milka (w 1977 r. został on zastrzelony wraz z urzędującym burmistrzem miasta przez prawicowego radnego; stał się pierwszym amerykańskim gejowskim męczennikiem). Natomiast pierwszymi jawnie homoseksualnymi osobami, które zostały wybrane, były dwie lesbijki; jedna z nich, działaczka społeczna Elaine Noble, w listopadzie 1974 r. weszła do Izby Reprezentantów stanu Massachusetts.

Lata 70. to także okres nasilenia agresywnego, fundamentalistycznego backlashu, najdobitniej wyrażonego w działalności Anity Bryant, ongiś królowej piękności stanu Oklahoma, a następnie królowej soku pomarańczowego; rozpoczęła kampanię pod hasłem Save Our Children (Ratujmy nasze dzieci), oskarżając homoseksualistów o molestowanie i werbunek nieletnich: "Jako matka wiem, że homoseksualiści z powodów biologicznych nie mogą mieć dzieci; tak więc muszą nasze dzieci werbować!". Inna z jej wypowiedzi: "Jeśli damy im prawa, to następnie trzeba będzie je przyznać prostytutkom, tym, którzy sypiają z psami bernardynami, oraz tym, którzy obgryzają paznokcie".

Homoseksualizm nie jest chorobą

Tymczasem w grudniu 1973 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wydało orzeczenie, że jako taki "homoseksualizm nie wyczerpuje znamion psychiatrycznego zaburzenia". Ale dopiero w styczniu 1993 r. Światowa Organizacja Zdrowia skreśliła homoseksualizm z listy chorób.

Było jeszcze tragiczne żniwo AIDS. W latach 80. działacze gejowscy zarzucali administracji Ronalda Reagana celowe lekceważenie choroby i niepodejmowanie żadnych kroków w celu jej zwalczania; w owym okresie nazywano ją rakiem homoseksualistów, a środowiska homofobiczne uważały ją za boską karę. I po części jako odpowiedź na bezczynność władz wobec epidemii AIDS powstała w 1987 r. radykalna organizacja ACT UP, która organizowała pełne dramatycznej ekspresji akcje uliczne. W 1990 r. powstała inna radykalna organizacja Queer Nation. Nazwa ta była prowokacją, podobnie zresztą jak w wypadku słowa gay, którym aktywiści epoki po Stonewall zastąpili słowo "homoseksualizm". Gay to nie tylko niewinne – "wesoły"; nawarstwiona etymologia tego słowa łączy je też z frywolnymi pieśniami trubadurów, a w późniejszym okresie z klimatami transwestytyzmu, rozwiązłości, prostytucji czy wreszcie homoseksualizmu. Natomiast słowa queer – spokrewnione z niemieckim quer (na przekór, w poprzek), a po angielsku przede wszystkim "dziwny" – zaczęto używać w XIX w. jako eufemizmu, żeby unikać słowa sodomita. Później stało się określeniem wulgarnym, odpowiednikiem polskiego – pedał.

Społeczność LGBT

Lata 90. i pierwsza dekada nowego millenium to w Ameryce dalsze rozwijanie społeczności LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści, transseksualiści). Na początku lat 90. ton nadawały wspomniane radykalne organizacje ACT UP i Queer Nation, organizując rozmaite prowokacyjne happeningi, jak np. queer-ins czy kiss-ins w centrach handlowych, parkach, restauracjach. To także obietnice Billa Clintona dotyczące zniesienia zakazu pełnienia służby wojskowej przez homoseksualistów, które ostatecznie przyjęły postać formuły don’t ask, don’t tell – nie pytaj, nie mów. To coraz liczniejsze publiczne coming outy znanych osób. To kolejne stany legalizujące związki bądź małżeństwa jednopłciowe, choć, jak to miało miejsce ubiegłej jesieni w Kalifornii, te ustawy mogą być unieważniane na przykład w drodze referendum.

A także skomplikowane przepisy regulujące adopcję dzieci przez osoby homoseksualne (samotne lub tworzące związki) i w wielu stanach w istocie taką adopcję umożliwiające. To wypracowanie pojęć hate speech i hate crime – mowy i zbrodni nienawiści; ofiarą zbrodni nienawiści padł w 1998 r. 21-letni student Matthew Shephard, zabity z powodu swej orientacji przez dwóch rówieśników.

Ukoronowaniem wszystkich zmian zapoczątkowanych wydarzeniami na Christopher Street jest ogłoszone 1 czerwca 2009 r. posłanie Baracka Obamy, wyrażające szacunek dla wkładu społeczności LGBT w działalność na rzecz praw człowieka i rozwoju Ameryki, uznające pełne prawo osób homoseksualnych do życia w godności, zgodnie ze swoją seksualną orientacją i ogłaszające czerwiec miesiącem Gay Pride – gejowskiej dumy.

źródło: polityka tygodnik

poniedziałek, 22 czerwca 2009

sobota, 20 czerwca 2009

CZY GEJ POLSKI JEST ŚWIADOMY SWEGO?

Zastanawiam się nad tym czy można być patriotą i rzucać Buzkowi kłody pod nogi w drodze do fotela przewodniczącego? Jest w nas Polakach coś takiego co każe nam promować wszystko co polskie, nawet jeśli to coś wcale nam nie pomaga, a często - szkodzi. Tak też w moim odczuciu jest z Buzkiem i jego kandydaturą na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego.

Kto powinien stać na czele?
W naszym interesie, ale też w interesie całej Unii Europejskiej jest to, by na czele unijnych instytucji stali ludzie, którzy rozumieją sens społeczeństwa funkcjonującego bez spychania kogokolwiek na margines i bez zmuszania wszystkich do uznawania jedynego słusznego światopoglądu – ludzie, którzy rozumieją sens cywilizacyjnego dorobku europejskiej wspólnoty.

Mam wątpliwości czy Buzek rozumie europejski dorobek
Mam wątpliwości czy Jerzy Buzek go rozumie. Mam też wątpliwości czy Jerzy Buzek mrugając okiem do gejów i mówiąc, że jest za poparciem dyrektywy nawołującej do wprowadzania ustaw o rejestrowanych związkach partnerskich, mówi to dlatego, że tak sądzi czy raczej dlatego, że - wbrew swoim poglądom - gra pod europejską publiczkę. Zwłaszcza, że zaraz dodaje, iż jest przeciwnikiem parad równości.
Moje wątpliwości nie znikną dopóki Stefan Niesiołowski nie przestanie głosić poglądów że, „homoseksualizm nie jest normą, najpewniej jest chorobą i należy modlić się za grzeszników i pracować na rzecz ich poprawy i nawrócenia“. Jestem przekonany, że to nie Buzek, lecz właśnie Niesiołowski i inni politycy PO odzwierciedlają prawdziwe poglądy PO.

Europejski makijaż na antypedalską twarz Buzka
Jestem też przekonany, że ci sami politycy PO mają w pamięci kazus Rocco Butiglione, ktory nie zdobył funkcji komisarza UE z powodu swoich poglądów w których uznaje homoseksalizm za grzech i wiedzą, że muszą Buzkowi przyprawić choć w części inna twarz bo prezentując tą którą ukształtowała mu rodzima partia i rodzimy elektorat może straszyć w Europie. Warto jeszcze dodać, że główny problem leży właśnie w żelaznym elektoracie PO, który homoseksualizmu nie akceptuje a w najlepszym razie nie rozumie. Otóż jestem pewien, że Tusk nawet jeśli osobiście zapałalby nagle serdecznością do gejów i lesbijek to i tak nie zrobiłby niczego dla nas ponieważ wyniki badań pokazują mu, że jeśli chce zostać prezydentem - a chce - to nie powinien pod żadnym pozorem ruszać spraw homoseksualnych. Logika jest prosta – zrobisz coś dla gejów i lesbijek to stracisz cały prawicowy elektorat, nie zrobisz dla nich nic to i tak na ciebie zagłosują. Wybór jakiego dokona Tuska nawet dla mnie wydaje się oczywisty.

Holenderski strach przed barbarzyństwem ze Wschodu
Rozmawiałem ostatnio z holenderską zieloną eurodeputowaną o tym czy nie byłoby dobrze żeby sprawy aborcji i homomałżeństw czy jak kto woli związków partnerskich wynieść na poziom unijny i tam załatwić dla wszystkich krajów UE jednym aktem prawnym. Deputowana odpowiedziała mi nie skrywając głębokiego niezrozumienia dla mojego pomysłu, żę ona nigdy się na to nie zgodzi bo nie wyobraża sobie żeby takie kraje jak Polska, Bułgaria, Rumunia, Litwa itd. zyskały prawo do decydowania w sprawach obyczajowych i światopoglądowych w skali ogólnoeuropejskiej. Ona zwyczajnie boi się tego, że kraje Europy Wschodniej z Polską na czele - zechcą narzucić całej Unii swoje pełne uprzedzeń, fobii i rozmaitego rodzaju wykluczeń rozumienie świata.

Czy potulnie zaczniemy leczyć się z homoseksualizmu?
Przyznam szczerze, że zaczynam się zastanawiać kto w Unii będzie się upominał o nasze prawa tutaj w Polsce? Sami tego robić nie potrafimy – dobitnym tego przykładem są nasze - gejów i lesbijek wybory polityczne jakich dokonujemy. W przeważającej mierze głosujemy na PO, które naszych praw w obronę nie weźmie a w zamian wystawi nam pelną miłości gębę Niesiołowskiego. Mimo to z roku na rok polscy geje i lesbijki na PO niezrażeni karnie głosują wiedząc że jak Niesiołowski czy inny Giertych gębę za bardzo wystawią to Unia palcem pogrozi a może i policzek wymierzy. Ale co zrobimy jeśli Unia obsadzona naszymi polskimi kandydatami przestanie grozić palcem? Pójdziemy za namową polityków PO leczyć się z homoseksualizmu? A może damy na mszę za zbawienie naszych grzesznych dusz?
Homofobia w każdej chwili może zdominowac Unię!
Unia nie jest organizmem, który został ukształtowany na stałych i niezmiennych wartościach. Wartości, które często dają nam nadzieje na lepsze jutro w każdej chwili mogą zostać podważone i zanegowane – to kwestia odpowiedniego wpływu politycznego. Dlatego jestem przekonany, że powinniśmy dokładnie się zastanowić wybierając między patriotyzmem polegającym na popieraniu naszego za wszelką cenę tylko dlatego że jest nasz a rzeczywistym interesem nie tylko naszym ale i całej Unii. Obawiam się żebyśmy w obronie swoiście rozumianego patriotyzmy nie wzmocnili sił które w Europie dążą do podważenia tego co przez ostatnie dziesięciolecia zostało z wielkim trudem zdobyte. Błędem jest sądzić, że to co ustami Niesiołowskiego mówi do nas PO niewątpliwie odejdzie do lamusa – sposób myślenia Niesiołowskiego i PO w każdej chwili może stać się dominującym w całej Unii jeśli będziemy bezmyślnie wierzyć, że pewnych spraw nie da się już cofnąć.

Krystian Legierski/gaylife

piątek, 19 czerwca 2009

Mark Bingham

Mark Kendall Bingham (ur. 22 maja 1970 w Phoenix, zm. 11 września 2001 w Shanksville) – amerykański specjalista w zakresie public relations, jedna z ofiar ataków terrorystycznych z 11 września 2001.
W Los Gatos, gdzie uczył się do 1988 roku, był kapitanem szkolnej drużyny rugby. Po ukończeniu szkoły w 1988 roku rozpoczął studia na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, był wówczas przewodniczącym stowarzyszenia studentów. W college'u grał w akademickiej drużynie rugby, która w tym czasie dwukrotnie zdobyła tytuł mistrzowski w 1991 i 1993 roku. Był zawodnikiem o atletycznej budowie: 193 cm i 102 kg. Uprawiał sporty ekstremalne, m.in. brał udział w biegu byków w Pamplonie i skakał do morza z hawajskich skał. Pod koniec lat 90. założył własną firmę The Bingham Group.
Zginął tragicznie w wieku 31 lat na pokładzie samolotu United Airlines, który rozbił się nieopodal Shanksville, kiedy terroryści utracili panowanie nad porwanym Boeingiem. Uważa się, że Bingham był w grupie pasażerów, którzy szturmem wtargnęli do kokpitu, aby zapobiec wykorzystaniu samolotu przez porywaczy do uderzenia w obiekt na terenie Waszyngtonu i tym samym udaremnili zamiar terrorystów. Według relacji matki Marka Binghama – Alice Hoglan – 15 minut przed tragedią syn rozmawiał z nią przez telefon komórkowy, dowiedział się, że dwa samoloty uderzyły w World Trade Center, a kolejny w Pentagon. Sam zaś przekazał matce informację o sytuacji, jaka zaistniała na pokładzie samolotu, którym leciał.
W uznaniu zasług, za czyn bezinteresownej odwagi i najwyższej ofiary, na wniosek prezydenta Stanów Zjednoczonych, Kongres Stanów Zjednoczonych odznaczył pośmiertnie Marka Binghama najwyższym cywilnym odznaczeniem nadawanym przez Kongres – Złotym Medalem Kongresu (Congressional Gold Medal.
Mark Bingham był gejem. Matka potwierdza, że syn dokonał coming outu już w 1991 roku, kiedy miała nastawienie raczej antygejowskie. Orientacja homoseksualna Binghama była komentowana w prasie na całym świecie, szczególnie w kontekście przypisywanych mu czynów. New York Times podkreślił, że Mark Bingham stał się również ikoną pośród gejów. Międzynarodowa Organizacja Gay Rugby ogłosiła, że w Dublinie będzie rozgrywany Puchar Marka Binghama. Wydarzenie to jest popierane przez Irlandzki Związek Rugby.
Pośmiertnie został wybrany człowiekiem roku 2001 pisma "The Advocate"

czwartek, 18 czerwca 2009

miłośc czy zakocham się kiedyś

Prawdziwa miłość istnieje?
czy ktoś mnie kiedyś po kocha myślę, że właśnie przeżyłem kolejny dzień, który niczego nie wniósł. Że znowu zasnę samotnie i samotnie się obudzę. Że zrobię sobie śniadanie i sam je zjem pójdę do kina ze znajomymi, którzy będą się przytulać do swoich drugich połówek a ja samotnie. Wyjdę na spacer, przejdę się wzdłuż rzeki i popatrzę na gwiazdy, wszystko po to, by znowu pomyśleć o tym, że oglądam je sam. do czego wykształcenie Po co pieniądze po co jeść i pić, po co mam kłaść się i wstawać. Przestaję rozumieć o co w tym chodzi. Nie mam przed sobą celu. A gdy nie ma gdzie iść to po co robić kolejne kroki nieraz zastanawiam się lepiej zabić się coraz częściej myślę o tym po co mam żyć i tak nikt mnie nie pokocha. Każdy szuka królewicza okłamują mnie i zdradzają mnie już nie mam sił 27 lat i być sam lepiej się zabić będzie spokój i tak nikt mnie nie pokocha prztuduli uśmiechnie do mnie poda rękę nie mam sił już walczyć i wtedy sen nie powie ci dobranoc

nie dotknie ci włosów i nie spotkasz głosów tańczących w nocnych koszulach na stole przy winie to wszystko przeminie i stanie się wiatrem krzyczącym pomiędzy deskami co straszy głowy nasze a stopy do marsza wolnego zaprosi aż zgaśnie na zawsze ten proch to życie nasze. nikt mnie w życiu nie pokochał nie doznałem miłości czas odejść może nie było zaplanowane mi miłość zniknę dziś czy jutro kończy życie moje czas odejść już i tak nikogo nie poznam każdy szuka mądrego pięknego i zdrowego chłopaka ostatnio tez choruje poważnie. Miłość nie jest dla wszystkim na pewno nie dla mnie nikt mnie nie pokocha.
Nie całuj gdy nie kochasz, Nie mów "kocham", kiedy kłamiesz. Gdy odejdziesz, ten ktoś szlocha. I nie wiesz, jak mu serce łamiesz.

ładnie było by zakochać jak oni tylko wiem nie ja

wtorek, 16 czerwca 2009

środowisko LGBT polskie bezruch nas

http://www.innastrona.pl/magazyn/podcast.phtml?pcID_akt=26
dobra audycja jacka kochanowskiego modrzę mówi podobnie myślę że większość homoseksualizm osób cicho siedzi i tylko obrażają inny nieraz zastanawiam się ze mówią np projekt przeciw nienawiści krytyczne uwagi że obrażanie do nic złego do wolność słowa a czy ta homoseksualna osoba krytykuje projekt KPH ma lepszy pomysł do nie zgłosi się do KPH i pomoże lepszy projekt napisać a nie lepiej krytykować a nic nie robić albo to krytyka z zastrości po sami nie mogą nic do trzeba krytykować inny prace którzy przygodwali projekt, jak np co stało się w studiu tvn24 Biedroń i kontra Mike ta stacja idzie w stronę konserwatyzm, w Polsce buduje się swój kapitał kto obraży homoseksualistów jest super kto nie obraża jest nikim, sprawa Krystiana sąd że może leczyć homoseksualizm, nagroda polikotowi który był właścicielem ozonu magazynu jawnie homofobistycznemu piśmie, jak jacek powiedział o tusku część z tych środowisk, szukając błahych lub pozornych haczyków prawnych, zmierza stopniowo w kierunku zrównania sytuacji prawnej związków homoseksualnych i małżeństw. Aby w końcu uznać, że związek dwóch panów jest dokładnie tym samym co związek kobiety i mężczyzny, a być może nawet czymś lepszym czy szlachetniejszym. A przecież związek mężczyzny z mężczyzną nie jest i nie może być normą."

Głosującym na PO gratuluję. tak naprawde polityk ktory powie coś progej do jest zniszczony i depiony przez inny miedzi kościół partie zieloni czy sdpl które pobierają nas do mają małe pobarcie inni patrzą co biskup powie i tak trzeba robić, coraz cieszciej widzie do u homoseksualny osób nie którzy kosciół lub PO są tak zapatrzeni że nie widzią zła.
Polskie środowisko LGBT jest leniwie i zachowuje bez myślne mówią mi jest tak dobrze nie potrzebują żadnych praw dla nie który związek to iść do darkomu i zaspokoić się i do ich związek osoby które żyją w związkach które niemnogą iść normalnie ulicą po mogą zostać pobici gdy partner jest szpitalu nie mogą go odwiedzić, ta bierność odwróci się przeciw nam będziemy większość nas nic nie robić siedzieć na dupie, kiedy będzie za późno obudzą się oj jak mi źle a coś zrobili nie czas obudzić się wstań i zrób coś

dzień z Greg Louganis

Greg Louganis, właściwie Gregory Efthimios Louganis (ur. 29 stycznia 1960 r. w El Cajon), amerykański skoczek do wody. Wielokrotny medalista olimpijski.
Ma szwedzkie i samoańskie korzenie, jednak został adoptowany przez rodzinę greckiego pochodzenia. Uchodzi za jednego z najwybitniejszych skoczków do wody w historii. Na igrzyskach debiutował w Montrealu w roku 1976, ostatni raz wystąpił w Seulu dwanaście lat później. Za każdym razem, podczas trzech startów, zdobywał medale (łącznie pięć). Pierwszy krążek – srebrny – wywalczył w skokach z wieży. W 1980 r. był wielkim faworytem, jednak Amerykanie zbojkotowali igrzyska w Moskwie. Cztery lata później zdobył złote medale w obu olimpijskich konkurencjach – skokach z wieży i platformy. W Seulu powtórzył swój wyczyn. Był także pięć razy mistrzem świata (dublet w 1982 i 1986).
Louganis jest gejem. W Seulu podczas zawodów doznał kontuzji – uderzył się w głowę i do wody skoczył z okrwawioną głową. Kontrowersje pojawiły się kilka lat później, gdy ujawnił, że już wtedy był nosicielem HIV. W 1995 roku opublikował autobiografię Breaking the Surface, później sfilmowaną.
krwawiącą raną wypłynął o własnych siłach. Szybko udzielono mu pomocy lekarskiej. Nie wiadomo było, czy skoczek wszechczasów wystąpi jeszcze na pływalni w Seulu. Louganis pojawił się jednak na wieży i trampolinie i genialnie wykonywał karkołomne ewolucje, zdobywając tytuły mistrzowskie i stając się bożyszczem tłumów.

Bomba wybuchła siedem lat później. W wywiadzie telewizyjnym dla sieci ABC Greg Louganis przyznał, że od wielu lat był nosicielem wirusa HIV. Wiedział o tym już w czasie zawodów w Seulu. Zrobił testy, gdy okazało się, że jego partner umiera na AIDS. Już w Seulu stosowałem silny lek AZT, który brałem co cztery godziny - przyznał. - Podczas wypadku miałem nadzieję, że nie zostałem ranny. Myślałem tylko o tym, by z mojej głowy nie zaczęła lać się krew i żeby nikt jej nie dotykał. Gdy zobaczyłem, że jednak to się stało, sparaliżował mnie strach - wspominał.

Na rozciętą głowę trzeba było założyć pięć szwów. Lekarz wykonał zabieg bez nieodzownych w tym wypadku rękawiczek. - Byłem zbyt przerażony, aby powiedzieć lekarzowi, który mnie opatrywał, że jestem nosicielem wirusa HIV - tłumaczył Amerykanin. - Był to najbardziej strzeżony sekret naszej ekipy.

O tym, że Louganis jest nosicielem, wiedział tylko jego trener i lekarz ekipy amerykańskiej. - Nasz sport jest absolutnie bezkontaktowy. Wydawało się, że nie było niebezpieczeństwa zarażenia - stwierdził trener Ron O'Brien.



Po zakończeniu kariery sportowej Louganis skończył szkołę teatralną i próbował sił w teatrach na Broadwayu. Grał miedzy innymi homoseksualistę próbującego odnaleźć samego siebie.

czwartek, 11 czerwca 2009

Wojtek Szot: Hiacynt dla Palikota

Nagroda Hiacynta przyznawana przez Fundację Równości ma dość krótką tradycję, ale była to tradycja chlubna i godna uznania. Tym razem do nagrody w kategorii Polityka wybrano kandydata, o którym nigdy bym nie pomyślał w kontekście takiej nagrody. Jak można przeczytać w komunikacie Fundacji: Nagroda "Hiacynt" przyznawana jest za zasługi dla rzecz tolerancji, równouprawnienia i walki z dyskryminacją. Podobnie jak w minionych latach postanowiliśmy wyróżnić osoby i instytucje, które swoją pracą i działaniami (często kontrowersyjnymi, na przekór modom i tendencjom politycznym) prowokują dyskusję, zmieniają nastawienie do osób LGBT, przyczyniają się w końcu do szerzenia tolerancji.

Podkreśliłem dla jasności dwa fragmenty, a o kogo chodzi (i do kogo nawiązuje nawias w komunikacie)? O Janusza Palikota, który dostanie Hiacynta za odwagę stawiania pytań i zmuszania do dyskusji na temat inności. Amen.

Tak więc dla odświeżenia pamięci, bo widać komuś się pomroczność jasna uruchomiła, kilka faktów. Janusz Palikot był większościowym (62 procent) udziałowcem firmy Ozon Media, która wydawała tygodnik "Ozon". Wydawano go w latach 2005-2006, a dla gejów i lesbijek nie było to medium przyjazne. Przykłady:

W lipcu 2005 roku naczelnym "Ozonu" został Grzegorz Górny, naczelny "frondowiec" Rzeczpospolitej, o jego poglądach w sprawach LGBTQ lepiej nie wspominać na homiczym portalu.

(Nie)sławna Eliza Michalik opublikowała tam tekst "Homoofensywa", w którym pisała m.in.: Tęczowi aktywiści poczynają sobie wyjątkowo bezczelnie, bo w Polsce mamy świetnie zorganizowane, prężnie działające i zasobne lobby homoseksualne. Lesbijki i geje zaś, wbrew temu, co twierdzą tęczowi działacze, nie są wcale dyskryminowani. Organizacje broniące praw homoseksualistów, dysponujące własną prasą i portalami internetowymi, wyrastają jak grzyby po deszczu. Jest ich co najmniej tyle, ile organizacji broniących praw niepełnosprawnych, samotnych matek i bezdomnych, a z pewnością więcej niż organizacji broniących praw ojców pokrzywdzonych przez sfeminizowane sądy rodzinne.

Nr 4/2006 w "Ozonie" został zilustrowany nie(sławną) okładką z tekstem "Zakaz pedałowania", ten "neonaziolski" jak go określiła Kazimiera Szczuka symbol miał promować raczej Ozon niż walkę z homofobią. Bartłomiej Lis na InnejStronie tak pisał o tej okładce:

chłopak i dziewczyna (...) z radością trzymający w ręku prymitywny emblemat, wykorzystywany przez "Młodzież Wszechpolską" i innej maści ogarniętych obsesją na punkcie homoseksualizmu ludzi. W domyśle oczywiście sportretowana para to zalążek, zdrowej, normalnej, naturalnie powołanej do funkcjonowania, polskiej, religijnej rodziny.

Lekturę tego numeru proponowała nauczycielom ulotka Przemilczane problemy homoseksualizmu wydana przez im. Ks. Piotra Skargi,w której opisywała m.in. tarzanie się w kale przez homiki.

W lipcu 2006 Terlikowski w "Ozonie" rozmawiał z Donaldem Tuskiem, chcecie fragmencik? A proszę bardzo:

Lobbyści gejowscy sugerują, że chcą oni tylko najbardziej podstawowych praw związków heteroseksualnych, których odmawianie jest dyskryminacją. Chcą po sobie dziedziczyć...
- Ależ nie ma takiego problemu. Homoseksualiści mogą po sobie dziedziczyć. A przywoływanie tego postulatu w niemal każdej rozmowie pokazuje strategię niektórych grup gejowskich. Część z tych środowisk, szukając błahych lub pozornych haczyków prawnych, zmierza stopniowo w kierunku zrównania sytuacji prawnej związków homoseksualnych i małżeństw. Aby w końcu uznać, że związek dwóch panów jest dokładnie tym samym co związek kobiety i mężczyzny, a być może nawet czymś lepszym czy szlachetniejszym. A przecież związek mężczyzny z mężczyzną nie jest i nie może być normą.

W "Ozonie" również, w wywiadzie z (nie)sławnym Terlikowskim swoje zdanie nt. związków homiczych wyraził też Lepper - wyraźnie z resztą podburzany przez redaktora T.

Takie rzeczy w swoim piśmie utrzymywał Palikot. Ale to nie koniec. Słynne pytanie, za które Fundacja Równości (czyli Tomasz Bączkowski, bo nie ukrywajmy kto tu jest pomysłodawcą) chce go nagrodzić brzmiało w wersji blogowej:

Czy Jarosław jest Jarosławą? Czy Jarosław Kaczyński jest kobietą (...)? Czy Jarosław uprawia seks?

To ja się zapytam, czy przez to, że Tomasz Bączkowski jest gejem można go nazywać Tomaszką? Czy to licuje z powagą urzędu/funkcji? Cokolwiek bym nie myślał o Kaczyńskim to takie pytanie uważam za co najmniej stereotypowe, prześmiewcze i - homofobiczne. Bo przecież Jarosław nawet będąc gejem nadal będzie Jarosławem. Mylenie transwestytyzmu z homoseksualizmem nie przystoi laureatowi Hiacynta.

Marcin Teodorczyk na portalu Homiki.pl napisał w styczniu 2009:

Janusz Palikot, choć publicznie paradował w koszulce z nadrukiem "jestem gejem" i napisał na blogu, że nie miałby nic przeciwko homoseksualizmowi Kaczyńskiego, wydaje się marnym homiczym sprzymierzeńcem. Stosując pozornie niehomofobiczne taktyki, z premedytacją żongluje stereotypami i skupia się własnych celach.

Dodajmy, co nie uszło uwadze redaktora Teodorczyka, że dla Palikota homoseksualizm miał być czymś dyskredytującym Kaczyńskiego, co sprawia, że wypowiedzi te odnoszą się do sfery zabobonności i prymitywizmu polskiej opinii publicznej, a nie - jak można powierzchownie pomyśleć - do zwalczania stereotypów. Janusz Palikot grał gejowską kartą kilka razy, jak się okazało ktoś dał się złapać. Jest to wybór skandaliczny, niszczący całą - szczytną - ideę nagród. Z resztą, jeśli o takiej nagrodzie decyduje jeden człowiek, czy fundacja pojawiająca się od wielkiego dzwonu (Parady), to nie są to nagrody "środowiska", a Fundacji Równości. I ja nie chcę mieć z takimi nagrodami nic wspólnego. Szkoda, że Maria Janion pokaże się w takim towarzystwie na uroczystej gali. Choć Palikot wydał w słowo/obraz terytoria jej książki... nie dajmy się nabrać...
żródło: http://www.innastrona.pl/magazyn/bequeer/blog-abiekt-hiacynt-palikot.phtml

Tusk o LGBT: "Część z tych środowisk, szukając błahych lub pozornych haczyków prawnych, zmierza stopniowo w kierunku zrównania sytuacji prawnej związków homoseksualnych i małżeństw. Aby w końcu uznać, że związek dwóch panów jest dokładnie tym samym co związek kobiety i mężczyzny, a być może nawet czymś lepszym czy szlachetniejszym. A przecież związek mężczyzny z mężczyzną nie jest i nie może być normą."
Głosującym na PO gratuluję :)