piątek, 5 kwietnia 2013

Pedał politycznej poprawności. Zwalczać geizm!


Ja do gejów nic nie mam, ale... Geje odgrywają dziś rolę przypisaną kiedyś Żydom. Gej indywidualny może zasługuje na tolerancję, ale gej zbiorowy stanowi zagrożenie, któremu trzeba się przeciwstawić.

„Raczej trudno uznać mnie za homofobkę” – zastrzegła na wstępie. W domu jej dziadka Jana Parandowskiego bywał przecież Jerzy Zawieyski z partnerem i nikt nie czynił mu przykrości. Nie bulwersowały też Szczepkowskiej miłosne westchnienia słane przez Jerzego Andrzejewskiego pod adresem młodego aktora, których świadkiem była w dzieciństwie. To byli jednak geje z klasą i na poziomie. Inni od współczesnych „spryciarzy ze środowisk gejowskich żonglujących słowem »tolerancja«” i zakrzykujących krytykę gromkimi oskarżeniami o homofobię”.

„Największą tragedią Żydów jest nie to, że ich antysemita nienawidzi, ale to, że łagodni i dobrzy ludzie mówią: »porządny człowiek, chociaż Żyd«” – uważał Ludwik Hirszfeld. Słowa te rozwinął kiedyś Tadeusz Mazowiecki: „Antysemityzm nie odznacza się tym, że pobudza do tropienia zła niezależnie od tego, kto jest jego nosicielem. Zamiast nazywać zło po imieniu – bez względu na to, czy jest ono udziałem ludzi żydowskiego czy nieżydowskiego pochodzenia – krytykowane zjawiska podciąga się pod ogólny żydowski symbol. Uogólnianie stanowi bowiem właściwą metodę antysemityzmu, która człowieka »łagodnego i dobrego« wprowadza w orbitę twierdzeń o Żydzie jako wszechprzyczynie i nosicielu zła”.

Wyobraźmy sobie współczesnego inteligenta, który pisze, że do Żydów ma ciepły stosunek, z dzieciństwa pamięta wizyty w domu Juliana Stryjkowskiego, z Michnikiem morze wódki wypił, więc żadnym antysemitą nie jest, ale... Ale za wielu tych Żydów siedzi w rządzie i w mediach, czas odpowiedzieć na żydowski dyktat. Dowody? Proszę bardzo. Pewien prominent żydowskiego pochodzenia powiedział inteligentowi, że go zniszczy. A pewna gazeta o wiadomych korzeniach odmówiła publikacji jego tekstu, w którym opisał mechanizmy żydowskiego lobbingu.

Jaka byłaby reakcja na takie wynurzenia – nie trzeba wyjaśniać.

Przedwojenny polski antysemityzm był jawny, deklaracje „ja, antysemita” nie należały do rzadkości. Po doświadczeniu Holokaustu już tak nie wypadało, więc postawy antysemickie ukrywano za językową dwuznacznością. Nawet w marcu 1968 r. nie atakowano Żydów jako takich, tylko ukrytych w elicie słusznej władzy niesłusznych „syjonistów”. Wedle zasady: jesteś wrogiem nie dlatego, że takim się urodziłeś, tylko reprezentujesz „określone koła powiązane z wiadomymi ośrodkami za granicą”. A że przeciętny Polak nie bardzo wiedział, kim są tajemniczy „syjoniści”, za to podzielał antyżydowskie uprzedzenia, to i marcowa propaganda padła na podatny grunt.

Odtąd schemat „nie mam nic do Żydów, ale Żydzi zanadto się panoszą” stał się obowiązujący w antysemickim nurcie, choć dzisiaj trudno byłoby komukolwiek zamydlić nim oczy. Dlaczego więc to, co już nie uchodzi wobec mniejszości żydowskiej, wciąż bywa akceptowane wobec gejów i lesbijek?

– Bo dyskurs o homoseksualizmie nie został jeszcze ustabilizowany – tłumaczy dr Karina Stasiuk-Krajewska, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Terminy pozostają niedookreślone. Jaką konotację ma słowo „homoseksualista”, a jaką „gej”? To słowo neutralne czy jakoś naznaczone? Gdy słyszymy o żydowskim lobby, już wiemy, że ten zwrot ma negatywne konotacje.

Charakterystyczne, że wypowiedź homofobiczna – podobnie jak niegdyś marcowy antysemityzm – często prowokuje uprzedzenia antyinteligenckie. Komentowała wypowiedź Szczepkowskiej jedna z blogerek: „Dość długo przebywałam w środowisku robotników, by nie poczynić pewnych spostrzeżeń. To środowisko w swej zdecydowanej większości jest wolne od homoseksualistów. (...) Nie napiszę także nic odkrywczego, jeśli powiem, że środowiska gejów opanowały głównie ludzi kultury. I to w większym stopniu VIP-ów niż średni szczebel. Właśnie z tego wynika realne zagrożenie dyktaturą środowisk homoseksualistów, ponieważ oni są przy władzy i mają duże pieniądze. To klan, który stara się podporządkować sobie społeczeństwo”.

Co jednak zrobić, gdy ochrona mniejszościowych grup przed opresją większości, stanowiąca fundament demokracji, nakłada się na żywe spory ideologiczne? Wtedy oskarżenie o homofobię traci walor obiektywnego opisu i staje się orężem w kulturowo-politycznym sporze.

– Każdy dyskurs jest ideologiczny. Określamy siebie poprzez swój język, nasz styl komunikacji powstaje w konflikcie ze stylem reprezentowanym przez przeciwną opcję – twierdzi dr Stasiuk-Krajewska. – Ciągłe mówienie o homofobii podnosi więc rangę tego zjawiska. Stanowi odreagowanie grupy znajdującej się dotąd w opresji, która teraz sama atakuje i oskarża.

A na wojnie, jak wiadomo, nie chodzi o to, kto ma rację. W bitewnym zamęcie realne problemy toną w chmurze dymu. A nie można przecież wykluczyć, że za lansowanym w masowej kulturze pozytywnym obrazem geja faktycznie skrywają się przypadki środowiskowego nepotyzmu. Jak o tym mówić, nie narażając się na zarzut homofobii?

– Wystarczy zdrowy rozsądek – podpowiada gejowski aktywista Krystian Legierski. – Na początek warto rozstrzygnąć, czy gejów w polskim teatrze faktycznie jest tak wielu, czy może po prostu bardziej rzucają się w oczy. Potem podać konkretne przykłady. I unikać zdań: nie mam nic do gejów, ale..., bo to „ale” jest właśnie głównym czynnikiem uprzedzeń.

Całość na Newsweek.pl

Sebastian Kawka, student

Mój pogląd jest następujący: homoseksualistą – nazywanym pieszczotliwie homosiem albo pedziem – można się stać, ale można się też z tą chorobą urodzić. I nie ma w tym nic złego, dopóki taka osoba się ze swoją orientacją nie afiszuje. Zupełnie co innego to geje, którzy bezwstydnie domagają się dla siebie specjalnych praw.

Jestem osobą tolerancyjną, ale obecność w Sejmie gejów i transseksualistki Anny Grodzkiej to dla mnie coś bardzo dziwnego, odbiegającego od normy. Fakt, ja też odbiegam od normy, bo na co dzień chodzę w trzyczęściowym garniturze i meloniku. Czasem zakładam też płaszcz ulster w stylu Karola Dickensa, a do ręki biorę laseczkę. Mam 20 lat, a ten strój to przejaw tęsknoty za dawnymi czasami, podoba mi się okres od powstania styczniowego do wybuchu I wojny światowej. Żałuję, że się wtedy nie urodziłem.

Paulina, historyk sztuki (prosi o niepodawanie jej nazwiska)

W ogóle nie wkurzają mnie znajomi geje, w ogóle. Natomiast nie znoszę gejów publicznych. Co więcej, mam wrażenie, że tych publicznych gejów to nawet zwykłe pedały nie lubią!

Myślę, że walka o prawa dla nich to sprawa na wskroś polityczna: homoseksualiści zastępują dziś lewicy dawny proletariat. Kiedyś uciśniona była klasa robotnicza, teraz pederaści. Więc to taka współczesna walka klas. A moim zdaniem naprawdę gejom nie dzieje się żadna krzywda. Wszystko, np. prawo do informacji czy dziedziczenia, mogą sobie załatwić u notariusza

To całe organizowanie przemarszów i skandowanie haseł wmawiających nam, że homoseksualizm jest normalny, to zwykła bezczelność, próba obniżenia poziomu wrażliwości ludzi na zachowania sprzeczne z tradycyjnymi wartościami. A przecież tylko tradycyjna rodzina gwarantuje przetrwanie naszej cywilizacji. Sam też chciałbym kiedyś założyć rodzinę, dla niej rozkręcić po studiach jakiś biznes.

Każda dewiacja prowadzi społeczeństwo do destrukcji. Dlatego w imię obrony ludzkości trzeba promocji zachowań homoseksualnych otwarcie i stanowczo mówić: Non possumus!

Zdecydowana większość (83 proc.) Polaków uznaje homoseksualizm za odstępstwo od normy – wynika z najnowszego badania CBOS. W tym 57 proc. uważa, że należy go tolerować, natomiast jedna czwarta (26 proc.), że nie powinno się go akceptować. Jedynie 12 proc. podziela opinię, że homoseksualizm jest czymś normalnym.

Niemal dwie trzecie ankietowanych (63 proc.) uważa, że osoby orientacji homoseksualnej nie powinny mieć prawa do publicznego pokazywania swojego sposobu życia. Badanie zostało przeprowadzone w dniach 31 stycznia – 6 lutego 2013 r. na 1111-osobowej próbie dorosłych Polaków.

Całość na Newsweek.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz