piątek, 20 stycznia 2012

Znów nici z związków partnerskich obawę ataku kościoła katolickiego

Gazeta Wyborcza: Im dalej od wyborów, tym wyraźniej widać, że rewolucji obyczajowej raczej nie będzie, bo PO obawia się wewnątrzpartyjnych waśni i walki z Kościołem o in vitro i związki partnerskie

Świadczą o tym m.in. środowe obrady zarządu PO. Premier Donald Tusk oświadczył, że priorytetem na najbliższe miesiące będą zapowiedziane w exposé reformy. Przypominał, że przewaga koalicji nad opozycją jest mała. PO i PSL mają zaledwie 234 głosy na 460 posłów, a do tego ludowcy zgłaszają zastrzeżenia do niektórych zmian, np. zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, a także podniesienia go do 67 lat. Dlatego - apelował Tusk - w Platformie musi być jedność i mobilizacja wokół reform. Szefowie regionów mają pilnować frekwencji na posiedzeniach Sejmu. Z naszych informacji wynika, że o in vitro czy związkach partnerskich Tusk nie wspomniał ani słowem.

 To tematy, po które rządząca PO chętnie sięga w kampanii wyborczej, gdy potrzebuje głosów liberalno-lewicowego elektoratu. A po wyborach szybko o nich zapomina.

Jeszcze w kampanii prezydenckiej w 2010 r. Tusk obiecał regulację in vitro, a nawet finansowanie zabiegów z budżetu. Ale nie uchwalono tego do dziś. W ostatniej kampanii pytany o projekt SLD o wprowadzeniu związków partnerskich, Tusk oświadczył, że ''polskie społeczeństwo i Sejm dojrzały do uchwalenia związków partnerskich''. I zadeklarował, że projekt SLD ''można będzie wziąć na tapetę jako jeden z pierwszych po wyborach''.

Ważniejsze są: kryzys finansowy, ograniczanie deficytu, wiek emerytalny. Dla przeciętnego Polaka bezpieczeństwo jego emerytury czy zatrudnienia jest ważniejsze niż związki partnerskie czy in vitro - mówi Tomasz Lenz, wiceszef klubu PO. Zlecono co prawda jednemu z posłów Platformy przygotowanie projektu ustawy o związkach partnerskich, ale - jak słyszymy od PO - zgody na jej uchwalenie nie będzie.

W dodatku obie sprawy grożą wewnętrznym konfliktem w PO. Konserwatyści, szacowani w partii Tuska na około 60 głosów, już się szykują na moment, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska z lewego skrzydła ponownie zgłosi liberalny projekt w sprawie in vitro, zezwalający na wytwarzanie i mrożenie dodatkowych zarodków. Wtedy zamierzają złożyć kontrprojekt Jarosława Gowina z poprzedniej kadencji zakazujący mrożenia zarodków. W ten sposób chcą zablokować prace nad in vitro albo znacznie je spowolnić, jak w poprzednim Sejmie.

Problem leży bowiem w tym, że konserwatywna część Platformy razem z PiS i ziobrystami z Solidarnej Polski mają około 217 głosów. To tyle samo co PO razem z Ruchem Palikota i SLD. PSL jest podzielone równo. W tej sytuacji - podobnie jak w poprzedniej kadencji - kierownictwo PO może zablokować prace nad in vitro w obawie, że zostanie uchwalony projekt, który utrudni wykonywanie zabiegów w Polsce. PiS znów zamierza patronować ustawie zakazującej in vitro i wprowadzającej kary więzienia za jego stosowanie.

Konserwatyści z PO są też przeciwni związkom partnerskim. Jarosław Gowin i Stefan Niesiołowski deklarują, że są przeciw, bo to ''wprowadzanie tylnymi drzwiami małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez gejów''. - Tak było w całej Europie, najpierw związki partnerskie, a potem adopcja dzieci. No pasaran! - mówi nam jeden z liderów tego skrzydła.

Tyle że straszenie małżeństwami gejowskimi czy spadkiem liczby małżeństw hetero jest nadużyciem. Związki partnerskie nie dotyczą tylko gejów. We Francji zaledwie 30 proc. zawieranych związków to umowy o związkach partnerskich, tzw. PACS-y, z czego związki jednopłciowe stanowią zaledwie 5 proc. U nas pewnie byłoby podobnie. Związki partnerskie byłyby raczej odpowiedzią na postulaty wielu par heteroseksualnych, które nie chcą zawierać małżeństw. Dotyczy to zwłaszcza mieszkańców wielkich miast (a to elektorat PO). Jednak w Platformie słychać, że teraz, gdy w związku z reformami liczy się każdy głos, Tusk wolałby uniknąć wewnętrznych waśni.

Poza tym niektórzy politycy obawiają się, że in vitro i związki partnerskie będą kosztować PO utratę sympatii konserwatywnego elektoratu i konflikt z Kościołem. Część biskupów grozili ekskomuniką posłom, którzy zagłosują za in vitro. Kościelni hierarchowie często przypominają swoje stanowisko. Abp Stanisław Nowak, otwierając we wtorek przychodnię naprotechnologii w Częstochowie, mówił, że Kościół nigdy nie zaakceptuje in vitro. - Władze Częstochowy wyrwały się, że jako pierwsze będą finansować to niby-dawanie życia. W gruncie rzeczy to przecież marnowanie, zabijanie ludzkich istnień. Niegodne człowieka poczęcie, dobór nasienia. Co to za metoda? Co to za moralność? Morderstwo i manipulacja! - grzmiał Nowak.

Metodą akceptowaną przez Kościół jest naprotechnologia, która polega na diagnozowaniu i wspieraniu płodności przez obserwację organizmu kobiety, przede wszystkim śluzu z pochwy.

Część naszych rozmówców z PO przyznaje, że projekty dotyczące in vitro czy związków partnerskich mogą zostać przesłane do komisji i utknąć tam na wiele miesięcy. Problem w tym, że jesteśmy jedynym krajem w Europie, który nie ma żadnych regulacji w sprawie sztucznego zapłodnienia. A co piąte małżeństwo ma problemy z zajściem w ciążę. Biorąc pod uwagę problemy z demografią, które wiszą nad Polską, in vitro może być skuteczną metodą wspierania dzietności.

Tak więc również w tym Sejmie, który z początku wydawał się mniej konserwatywny, uchwalenie in vitro czy związków partnerskich będzie trudne. Chyba że PO będzie potrzebowała do reform ekonomicznych głosów Ruchu Palikota, czy SLD. Wtedy te postulaty mogą stać się kartą przetargową.

*
Tak to jest kiedy kościół katolicki ma siłę dużo i robi co chce, kościół co ostatnio robi trzeba wreszcie wyrzucić z koryta. Nawet ekstremiści katolicy chcą założyć partie katolicką, chcą bronić katolików po w Polsce są prześladowani.

 Kłamstwa że są prześladowani to chore najgorsze głupi lud w to wierzy, widać co robi kościół katolicki w inny krajach gdzie wprowadzono związki partnerskie czy małżeństwa obrzydliwe kłamstwa, ataki obrzydliwe u nas zaczyna co jakiś czas na msza krzyczą o zagrożeniu rodziny przez lesbijki i gejów.

 Źle się dzieje że kościół zamiast podawać rękę tak kłamstwa i oszczerstwa do drugiego człowieka, łamie przykazania Boże. Później krzyczą katolicy są poniżani do oni wywołali wojnę zaczęli kłamać, a nie my.Tylko kto wierzy nam, ale większości jesteśmy zboczeńcami. Kościół katolicki nie pierwszy raz pokazał że ma nas serdecznie w dupie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz