wtorek, 31 stycznia 2012

Nudziarstwo, czyli geje i lesbijki jako rodzice


 Magazyn Dziecko: Dwa smutne pingwiny, podrzucone im jajo, cudny pisklaczek, wielka miłość i rodzinna sielanka - oto w wielkim skrócie fabuła wydanej parę lat temu w Polsce książeczki "Z Tango jest nas troje", która ma oswoić dzieci z ideą nieheteroseksualnej rodziny.

Historia jest oparta na faktach - w nowojorskim ZOO naprawdę doszło do udanej gejowskiej adopcji, a pingwinia homo-rodzina przetrwała długo, bo sześć lat. Staś lubi pingwiny, ale średnio interesuje go fakt, że Tango ma dwóch tatusiów. Ma to ma, widać tak też bywa. Dużo istotniejsze jest to, że jajo robi TRRRAACH i pięknie pęka, z czego wszyscy bardzo się cieszą. Stasio też się cieszy i mówi, że jajo pochodzi od kury, mleko od krowy, a kakałko to chyba od misia (Staś nie jest do końca pewien).

Nabywam młodemu książkę o rolnictwie, ze szczególnym uwzględnieniem mleczarstwa i hodowli kurczaków, sama zaś dalej zgłębiam kwestię gejowskiej adopcji. Temat jest wybuchowy. Homofobia ma w Polsce niejedną twarz, ale nic bardziej obrońców tradycji nie rozjusza niż perspektywa homo-rodzicielstwa jako dopuszczalnej kulturowo opcji. "Zboczeńcy powinni być z mocy prawa pozbawiani możliwości demoralizacji dzieci." - to jeden z najłagodniejszych wpisów na portalu "Wyborczej" pod tekstem o tym, jak się w Polsce żyje "tęczowym" rodzinom.

Otóż żyje im się trudno. Wychowują dzieci w izolacji od własnych rodziców, którzy najczęściej odcinają się od córki-lesbijki czy syna-geja i nie chcą mieć nic wspólnego z wnukami. Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog, który prowadził na ten temat badania, twierdzi, że najostrzej szykanowane są przez rodziny młode lesbijki. Homofobów zajmuje wizja inwazji gejów na ośrodki adopcyjne, tymczasem w realu nie chodzi o dzieci adoptowane, lecz o własne, urodzone w heteroseksualnym związku, kochane i zaopiekowane. Dramatem jest nie tyle brak dostępu do adopcji, co ryzyko, że zostanie się pozbawionym praw rodzicielskich do własnych, biologicznych dzieci.

Nie wiem, jak się w Polsce sprzedaje książeczka o Tango, ale grupa docelowa jest spora. Dzieci żyjących w rodzinach nieheteroseksualnych jest u nas od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy (to dane z raportu Kampanii przeciw Homofobii). Wobec ryzyka, że sąd potraktuje ich rodziców jak przestępców i odbierze im dzieci, trudno się dziwić,że się ukrywają, a organizacje walczące o prawa mniejszości chodzą wokół kwestii prawa do adopcji na paluszkach: że ten-tego, kiedyś tak, ale może jeszcze nie pora.

Na moje oko kochająca się rodzina lesbijska czy gejowska jest dla malucha o niebo lepsza niż wędrówka po rodzinach zastępczych i bidulach. Choroba sieroca to nie przelewki, napatrzyłam się i swoje wiem. A co z dziećmi "zboczeńców"? Otóż na miejscu sądu nękałabym nie mamę-lesbijkę, ale wredną babcię, którą bardziej od szczęścia wnuka interesuje, z kim sypia jej córka. Dzieci chcą być kochane, od orientacji seksualnej rodziców większe znaczenie ma częstotliwość przytulania i regularność posiłków.

Póki co, zajrzyjmy do odległej krainy, gdzie „Tango” jest bestsellerem, a książeczka o małej Heather, co ma dwie mamusie, należy do zleżałej klasyki. Otóż homorodzicielstwo jest w Stanach tematem... nudnym. Na dręczące konserwatystów pytanie, jaki to ma wpływ na dzieci??? - odpowiedź psychologów brzmi: żaden. Nie uczą się ani lepiej, ani gorzej. Nie mają ani większej, ani mniejszej skłonności do depresji. Poziom pewności siebie mają przeciętny. A jeśli chodzi o orientację seksualną, to rozkład jest taki sam, jak wśród dzieci wychowanych przez heteryków. Z badań wynika tylko jedna istotna różnica: ludzkie odpowiedniki puchatego Tango w nieco mniejszym stopniu przyswajają sobie stereotypy płciowe.

W poszukiwaniu sensacji zaglądam do miesięcznika dla nieheteroseksualnych rodziców. Spotyka mnie zawód. "Gay Parenting" zajmuje się mniej więcej tym, co "Dziecko": uczy, jak karmić, jak dyscyplinować, podaje adresy fajnych przedszkoli i szkół, reklamuje wózki i nosidełka. Jedyny niestandardowy temat to porady, jak wyjaśnić dziecku, że jego rodzice to geje lub lesbijki. I tu wracamy do punktu wyjścia, czyli takich książeczek, jak "Tango". Przy kolejnej lekturze Staś pyta, czy jajka kurze robią TRRRACH tak samo, czy może głośniej niż jaja pingwinie. I skoro są jaja, to czy mamy szanse na małego pingwina w lodówce. Ja zaś się zastanawiam, czy doczekam czasów, gdy temat orientacji seksualnej stanie się w Polsce nudny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz