piątek, 4 listopada 2011

Gość Niedzielny: Nie da się zmienić płci

Gość Niedzielny na temat transseksualizmu, nic nowego dla nich grzech. Kościół proponuje rozwiązania prawdziwe tylko i miłuje wszytki, ble ble tak miłuje że nie dopuszcza do praw LGBT i poniża osoby homoseksualne oraz leczy homoseksualizm. Dla nich homoseksualizm coś obrzydliwego, ale pedofilia jest ok. Moralność po katolicku.

"Mało kto wie, że transseksualizm nie jest grzechem. Grzechem jest dopiero, gdy osoba z problemem transseksualnym poddaje się operacji tzw. zmiany płci.

Wielu z nas zetknęło się z takimi ludźmi. Z dziewczyną, która ubiera się po męsku, ukrywa piersi, trzyma się przy kolegach, a gardzi towarzystwem koleżanek. Albo z chłopakiem, któremu wydaje się, że znalazł się w męskim ciele przez jakąś tragiczną pomyłkę Pana Boga. Czasem cierpienie prowadzi ich do stymulacji hormonami przeciwnej płci, a potem na stół operacyjny. Tam lekarze formują kobietom penisy z innych tkanek lub stymulują do wzrostu łechtaczki. Mężczyznom formują pochwy. Prawdziwe organy płciowe wycinają.

Transseksualistą jest najbardziej obecnie znany w świecie, po Lechu Wałęsie, polski polityk: Anna Grodzka. Głosi poglądy rażąco sprzeczne z nauką Kościoła. Warto jednak pamiętać, że do „zmiany płci” pchnęło go cierpienie. Być może nie znalazł się w jego otoczeniu nikt, kto by mu pomógł. Choć dzisiejszy poseł nosił imię Krzysztof, miał żonę i syna, to w chwili małżeńskiego kryzysu zwątpił w swoją męskość i wrócił do marzeń z okresu nastoletniego, by być kobietą. Okaleczeni zmianą płci

Wydaje się, że wystąpieniu transseksualizmu sprzyjają różne czynniki, np. zaburzenia hormonalne w czasie życia płodowego. Dziś, gdy wiele kobiet zażywa hormonalne środki antykoncepcyjne, ten problem może więc się nasilać. Według ks. dr. Marka Dziewieckiego, psychologa z UKSW, zawsze jest jednak coś jeszcze: bolesne przeżycia z dzieciństwa lub młodości.

– To mogą być zaburzone relacje między rodzicami, jakieś traumatyczne przejścia, krzywdy doznane od rówieśników w szkole czy coś innego, co odbiera radość życia – mówi ks. Dziewiecki. – Znam mężczyznę z tym problemem, który jako nastolatek nie umiał grać w piłkę. Koledzy z niego kpili, a dziewczyny mu współczuły. Tak się do nich zbliżył, że zaczął myśleć: „Może też jestem dziewczyną? Bo chłopaki to chyba nie mój świat” – relacjonuje ksiądz psycholog. Opowiada też o dziewczynie, która była, co zaskakujące, bardzo dziewczęca i delikatna. W szkole pechowo trafiła na tak prymitywne koleżanki, że bardzo się co do kobiecości rozczarowała. – A ponieważ jednocześnie miała fajnych kolegów, zaczęła z czasem myśleć: „Chłopcy są tacy konkretni, rzeczowi, można spotkać chłopaków szlachetnych”. I zaczęła marzyć o tym, by stać się chłopakiem – dodaje.

Dlaczego Kościół nie uznaje twierdzenia niektórych lekarzy, że transseksualizm „leczy się przez operację zmiany płci”? – Bo płeć to nie jest jakiś dodatek do naszej osobowości. To, że jesteśmy mężczyznami albo kobietami, to jest ważny element nas samych – tłumaczy ks. dr hab. Antoni Bartoszek z Uniwersytetu Śląskiego, teolog moralny. –

Próba leczenia psychiki za pomocą ingerencji w ciało nie przynosi pełnej wewnętrznej harmonii. Wszelkie ingerencje w samo życie (in vitro, aborcja, eutanazja) oraz w tożsamość płciową mają charakter moralnie niegodziwy – mówi.

Kilka osób po takiej operacji mówiło ks. Dziewieckiemu, że pogorszyła się ich sytuacja. Na przykład mężczyźnie po operacji „zmiany płci” koledzy dali do zrozumienia, że nie chcą z nim kontaktu. – A w nowym środowisku osób drugiej płci też nie znalazł akceptacji. Choć koleżanki traktują go poprawnie, to nie ma mowy o jakimś bliższym kontakcie, zwierzaniu się. Ci ludzie po dokonaniu manipulacji na własnym ciele stali się jeszcze bardziej samotni – uważa ks. Dziewiecki.
Odbuduj radość życia

– Gdzie ludzie z problemem transseksualnym mają szukać pomocy? Czy jako Kościół nie zostawiamy ich samych sobie? Skąd oni mają wiedzieć, jak szukać psychologa, który kieruje się nauką Kościoła? – bombarduję pytaniami kościelnych specjalistów od psychologii i teologii moralnej. – Nam się wydaje, że psycholog musi wszystko rozwiązać. Tymczasem potężnym wsparciem jest tu kierownictwo duchowe, najlepiej ze strony dobrego kapłana – podpowiada ks. Bartoszek.

To samo radzi ks. Dziewiecki, choć sam jest psychologiem. – To nie jest praca dla seksuologa ani nawet dla psychologa, bo przyczyny tkwią głębiej. Oczywiście psycholog powinien się włączyć, jeśli problemowi towarzyszą np. myśli samobójcze. Jednak transseksualistom jest potrzebny przede wszystkim świadek Bożej miłości. Ktoś, kto pomoże im zbudować w sobie radość życia na sposób tej płci, jaką rzeczywiście mają. Ktoś, kto dobrze zna Ewangelię i realistyczną antropologię – podkreśla. Sam pomagał takim ludziom.

– Czworo z nich poważnie myślało o zmianie płci. Mówili: „Ponieważ nie czuję satysfakcji z życia, to zmienię płeć i będzie mi się żyło lepiej”. Tymczasem oni mają problem z całym sobą, a nie tylko z kawałkiem siebie, jakim jest płeć czy seksualność. U podstaw transseksualizmu zawsze leżą zaburzone kontakty międzyludzkie. I to te kontakty trzeba poprawiać, a nie ciało – wskazuje.

– Poza tym operacja zmiany płci nie jest możliwa. Lekarze powinni informować, że mogą tylko zmodyfikować zewnętrzne oznaki płci. Nie zmienią natomiast płci chromosomalnej (genetycznej) ani gonadalnej (gruczoły płciowe) – wyjaśnia ks. Dziewiecki. Obojnactwo Z transseksualizmem, który jest problemem psychiki, nie należy mylić obojnactwa (hermafrodytyzmu). Ludzie nim dotknięci mają zarówno męskie, jak i żeńskie organy płciowe. Choć w metryce ktoś taki figuruje np. jako kobieta, może mieć gruby głos i potężnie zbudowane ciało. To zaburzenie miała słynna polska lekkoatletka Stanisława Walasiewicz: przy sekcji zwłok w 1980 r. okazało się, że oprócz żeńskich ma nie w pełni rozwinięte organy męskie. Dziś lekarze często już w niemowlęctwie ustalają płeć chromosomalną dziecka i usuwają mu albo męskie, albo żeńskie organy płciowe. Kościół na to pozwala, bo to leczenie defektów organizmu.

Niestety, czasem lekarze pomylą się co do rzeczywistej płci. Czy wtedy Kościół zgadza się na powtórną operację? – Tak. Jednak to nie jest „zmiana płci”, lecz naprawa błędu lekarskiego i POWRÓT do płci, którą człowiek rzeczywiście ma – podkreśla ks. Dziewiecki.

Osoba transseksualna po „zmianie płci” nie może zawrzeć sakramentu małżeństwa, „ponieważ znaczyłoby to, iż poślubiłaby osobę biologicznie przynależną do tej samej płci” – tak oświadczyła watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Ślub w Kościele po podobnej operacji może jednak wziąć człowiek dotknięty obojnactwem. Nawet, jeśli w księdze chrztów wpisano go jako Tomasza i pod tym imieniem znaliśmy go w szkole, a teraz nosi imię Ewa. – Tu decyduje jego płeć prawdziwa: chromosomalna, genetyczna. Taka osoba przed ślubem powinna przedstawić w parafii wyniki swoich badań – mówi ks. Dziewiecki.

Ksiądz Dziewiecki obawia się, że obecne reklamowanie transseksualizmu w mediach może wpędzić w problemy wielu nastolatków. – Większość z nich ma jakieś kłopoty, kompleksy, nie akceptuje w pełni swojego wyglądu. Jeśli im ktoś w tym wieku powie: „Gdy jeśli jesteś niezadowolony ze swojej płci, możesz ją zmienić”, niektórzy mogą w to naiwnie uwierzyć. Dopiero po latach zorientują się, że to ślepa uliczka – ostrzega. – Ten świat podpowiada ludziom z problemem transseksualnym rozwiązania łatwe. Kościół proponuje rozwiązania prawdziwe – mówi."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz