wtorek, 5 lipca 2011

Matka nie jest tylko jedna

Wprost : Kiedy one rodziły razem dziecko, szpitalny personel wiedział, że są lesbijkami. Oni niespecjalnie ukrywają przed sąsiadami, że wspólnie wychowują córkę. Tak, czekają na prawo legalizujące związki partnerskie. Spokojnie.
Anka, 36 lat, zarządza funduszami unijnymi, od sześciu lat w związku z Magdą. Półtora roku temu urodziła Zuzię: – „Para kobiet szuka dawcy nasienia, NIE OJCA' – takie dałyśmy ogłoszenie. Trzeba je było powtórzyć trzy razy. Zgłaszała się masa oszołomów albo cwaniaków szukających łatwego zarobku i seksu.

Magda, 32 lata, historyk. Druga matka Zuzi: – Pisał na przykład facet, który podawał się za wybitnego profesora i chciał przekazać swoje nasienie ze względu na wyjątkowe geny. Była też masa sfrustrowanych przeciętniaków. A kryteria miałyśmy proste. Anka brała pod uwagę wykształcenie, inteligencję, wygląd i paznokcie – musiały być zadbane. A ja chciałam tylko, żeby w przyszłości nie wtrącał się w nasze życie. (Zuzia chce wejść na krzesło i wspiąć się na parapet. Podrywa się Magda).

Anka: Pan X pasował. Nie chciał ani pieniędzy, ani seksu. Miał żonę i dwoje dzieci. Mówił, że spermę rozdaje z dobroci serca, żeby pomagać ludziom. Jego żona podobno o wszystkim wie. I również chce pomagać. To układ wzajemnego zaufania. My nigdy nie pozwiemy go o alimenty, a on spotka się z Zuzką, jeśli kiedyś będzie chciała go poznać. Pan X dostaje od nas raz w roku zdjęcie Zuzki i „bilans', czyli okresowe podsumowanie stanu zdrowia dziecka.

Magda: Od początku było jasne, że to Anka zajdzie w ciążę. Jest starsza, zostało jej mniej czasu. Nasz związek trwał pięć lat, ale ja ciągle nie czułam się odpowiednią kandydatką na matkę. Dobrze, że w tym domu to Anka podejmuje kluczowe decyzje. Ja pewnie czekałabym z macierzyństwem do dziś. (Zuzia wylewa sok na kanapę). Poród był jak w amerykańskim filmie: trzymałam Ankę za rękę. Były kolorowe tapety i uprzedzająco mili ludzie… Pamiętam, że ze zdenerwowania zaczęłam czytać Ani gazetę. Jakąś absurdalną informację o przewodniczącym Buzku.

Anka: Mówiłaś: „oddychaj', a ja: „spier…”. Położne o nas wiedziały, lekarze też, ale sąsiadki na porodówce dorobiły sobie własną teorię. Jedna myślała, że jesteśmy siostrami, inna, że bardzo bliskimi przyjaciółkami. Ale żadna nie dała nam odczuć, że coś jest nie tak. (Zuzka dopiła sok, teraz chce do łazienki).

Magda: Mówi do nas obu „mamo'. Ja siedziałam z nią więcej zaraz po porodzie, kiedy Ania wróciła do pracy. Teraz tuli się bardziej do tej, której ma mniej. Co będzie, jak zacznie pytać? Nie wiem. Pewnie powiemy, że powstała z miłości. To w sumie proste.

Anka: Do żłobka Zuzka pójdzie prywatnego, integracyjnego. Tam jej będzie lepiej. Jeżeli ktoś pomyśli, że jesteśmy siostrami, nie będziemy prostować. Ale nie będziemy też kłamać, jeśli pomyśli inaczej. Sąsiadka zapytała kiedyś: „Kim jest ta pani?'. Odpowiedziałam, że drugą mamą. Od tamtej pory mam spokój. Czy czekam na ustawę o związkach partnerskich? Tak – jako potwierdzenie, że w mentalności Polaków dokonała się zmiana. Cieszyłabym się, gdyby Zuzia stworzyła w przyszłości heteroseksualny związek. Miałaby lepiej, wchodzenie w większościowy schemat jest jednak łatwiejsze.

Ja nigdy nie poznałam mojego ojca. Właściwie także dawcy spermy – tyle że nieświadomego. A matka? Homofobka, największa, jaką znam. Dziś pani profesor medycyny, po wielomiesięcznych praktykach w Stanach. Matka, nazywam ją biologiczną, i to jest ważne rozróżnienie, oddała mnie do domu dziecka, kiedy miałam kilka miesięcy. Była wtedy na trzecim roku medycyny, a ja przeszkadzałam jej w studiach. Adoptowali mnie dalsi krewni. Historia jak z telenoweli, co? Miałam normalny, fajny dom. Miałam rodziców. Zastępczych, ale dla mnie prawdziwych. Biologiczna mama przypomniała sobie o mnie, kiedy skończyłam dziewięć lat, i uparła się, by udowodnić, że jesteśmy dla siebie ważne. Zabrała mnie z tamtego domu.

Potem były lata udawania, że jestem normalna. Wiedziałam o swojej homoseksualności od 12. roku życia. Później przez lata wszystkie moje męsko-damskie relacje kończyły się w momencie, gdy chłopak zaczynał napierać na „pogłębienie relacji'. Rozstawaliśmy się i pojawiał się następny. Udawałam, że z nimi chodzę, a realizowałam się na wyjazdach. W rodzinnym mieście miałam opinię latawicy, która zmienia facetów jak rękawiczki. (Zuzka próbuje wcisnąć szarlotkę do butelki z sokiem, Anka bierze ją na kolana). Po raz ostatni spróbowałam normalności w wieku 16 lat. Przyprowadziłam do domu faceta, ale nie wyszło. Po maturze wyjechałam z rodzinnego miasta do Warszawy. Któregoś dnia podczas świąt matka zapytała wprost: „Jesteś lesbijką?”. „Jestem”. Wpadła w histerię i ta histeria trwa do dziś. Wytłumaczyła sobie, że to wszystko się wzięło z lenistwa. Bo o facetów trzeba się starać, a mnie się zwyczajnie nie chce.

Magda: Ja mam dobrą historię. Powiedziałam o wszystkim w rodzinie kilka lat temu, na weselu brata. Najpierw ojcu, wiedziałam, że z mamą będzie trudniej. Tata mnie tylko przytulił i zapytał, czy jestem szczęśliwa… Mama potrzebowała więcej czasu. Po tygodniu od wesela napisała dramatyczny list, w którym porównywała „ten cios' do śmierci dziadka. Zabolało. Nie wykonywałam żadnych ruchów, czekałam. Miesiąc później zadzwoniła z pytaniem, czy nie chodzę głodna i dlaczego się nie odzywam. Rodzice zaakceptowali Ankę i pokochali Zuzkę. Tylko sąsiadom i w pracy ciągle nie powiedzieli. Nie wiedzą jak.

Paweł, 47 lat, grafik, od 17 lat wychowuje ze swoim partnerem jego córkę Adę. Spotykamy się na czacie. Paweł nie godzi się nawet na rozmowę telefoniczną. Prosi, żeby zmienić jego imię albo używać pseudonimu Zawadowo, pod którym rozpoznają go przyjaciele. Kiedyś udzieliłem wywiadu dla pewnego portalu. Mój numer trafił w nieodpowiednie ręce i odebrałem serię obraźliwych telefonów. Już nie ryzykuję.

Ile Ada ma lat?

19. Wychowujemy ją wspólnie z Grzegorzem od drugiego roku życia. To moja pasierbica, chociaż bardzo nie lubię tego słowa. Jest takie suche. Po 17 latach mam chyba prawo o niej mówić „moja córka'.

Ona nazywa cię ojcem?

Do Grześka mówi „tato'. Do mnie raz po imieniu, a raz „tato”. Głównie wtedy, kiedy chce mi zrobić przyjemność, albo czegoś potrzebuje ;)

Nigdy nie mieszkała z mamą?

Właściwie nigdy. Sytuacja wygląda tak, że Grzegorz długo walczył ze swoją orientacją. Ożenił się z dziewczyną o 20 lat młodszą. Zaliczyli wpadkę. Ona chciała usunąć ciążę, ale on na to nie pozwolił. Ada przyszła na świat. Zajmował się nią praktycznie tylko Grzegorz. Rozwiedli się półtora roku później. Matka Ady zrzekła się wszelkich praw do niej.

 Ada od razu cię zaakceptowała?

Tak, dzieci mnie lubią. Nie minął miesiąc mojej znajomości z Grzegorzem, a już biegała za mną i krzyczała: „Paweł, Paweł, weź mnie na barana!'.

Kim jest Grzegorz?

Jest ode mnie o 14 lat starszy. Uczy polskiego w warszawskim liceum. Ma tytuł doktora. Nie chcę mówić więcej. Rozumiesz, nauczyciel GEJ.

U niego w szkole nic nie wiedzą?

Niektórzy wiedzą. On się z tym nie ukrywa, ale też nie afiszuje.

Kiedy Ada pierwszy raz zapytała o wasz związek?

Miała jakieś cztery latka, gdy zaczęła wypytywać, skąd się wzięła i dlaczego nie ma mamy. Powiedzieliśmy jej, że dzieci są owocem miłości rodziców. Także naszej. Wytłumaczyliśmy, że w sensie fizjologicznym urodziła ją ta pani, która tu czasem przychodzi, ale że ona prawdziwą mamą nie jest. Przekonywaliśmy, że to fajnie mieć dwóch ojców i że przez to gorsza na pewno nie jest.

Wystarczyło? Nie drążyła dalej?

Drążyła. Chciała wiedzieć, dlaczego ma wobec tego dwóch tatusiów, a nie np. dwie mamusie albo tatę i mamę. Powiedzieliśmy, że są różne rodziny. Nasza jest akurat taka.

Jak reagowały dzieci w szkole?

W czwartej klasie podstawówki dzieci zrozumiały, że u Ady w domu jest inaczej. To trochę nasza wina, bo chodziliśmy razem z Grzegorzem na szkolne zebrania. Wydawało nam się to naturalne, bo każdy z nas angażował się w jej szkołę. Grzegorz odrabiał z nią polski, a ja matematykę i angielski. Ale rodzice musieli o tym gadać potem w domu i przenosić swoje emocje na dzieci. Któregoś dnia w zimie dzieciaki zaczaiły się na Adę pod szkołą i natarły jej buzię zlodowaciałym śniegiem. Miała pokaleczone policzki i nos…

A nauczyciele?

Nie zareagowali. Jak ją zobaczyłem taką podrapaną i zapłakaną przed szkołą, to miałem ochotę dorwać te dzieciaki, jednak Grzegorz mi to słusznie wyperswadował. Przenieśliśmy Adę do prywatnej szkoły, baliśmy się, że takie sytuacje będą się powtarzać. W nowej szkole dzieci były jednak z lepszych rodzin, lepiej wychowane. I problemy się skończyły. Choć na zebrania Grzegorz na wszelki wypadek chodził już sam. Po podstawówce posłaliśmy Adę do prywatnego gimnazjum, ale przed liceum się zbuntowała. Koniecznie chciała iść do publicznego. Poszła i skończyła z dobrym skutkiem. Wiadomo, że czasami ktoś coś złośliwego powiedział, ale ona przez lata uodporniła się na takie zaczepki i albo zlewała, albo sama temu komuś dogadała tak, że siedział cicho.

Czy Ada nigdy sama nie szukała kontaktu z matką?

Ostatni raz matka odezwała się na jej 18. urodziny. Przysłała kartkę z życzeniami i 100 zł. Młoda stówkę oddała nam, a kartkę podarła.

Przyprowadza do domu narzeczonych?

Oj, przyprowadza, i jak każdy ojciec jestem o nią zazdrosny. Pod tym względem zrobiłem się gorszy od Grzegorza. Zamieniliśmy się trochę rolami. Kiedyś ja jej dawałem większe luzy, zabierałem na koncerty rockowe, do Jarocina, pojechała ze mną na swój pierwszy Przystanek Woodstock, a Grzegorz się złościł: „Czego ty ją uczysz?'. Odkąd weszli w grę chłopcy Ady, Grzegorz stał się bardziej liberalny, do większości nic nie ma, a ja się zrobiłem zazdrosny. A już szczególnie kiedy widzę, że kręci się koło niej jakiś chłystek bez perspektyw, co się nawet na studia nie wybiera (moja córka idzie na prawo), wtedy potrafię być wredny. Po prostu chcę ją chronić.

Czy Ada tłumaczy chłopakom, że ma nietypowy dom?

Tak, stara się mówić od razu, żeby nie było zaskoczenia. Ale chłopaki zwykle wcześniej się z nią przyjaźnią, więc wiedzą. Do tej pory tylko jeden z tego powodu zrejterował…

A czy wasze rodziny akceptują tę nietypową sytuację?

Kiedy poznałem Grzegorza, miał tylko matkę. Ojciec odszedł od nich, kiedy Grzegorz był mały. Matka Grześka w pełni mnie zaakceptowała, traktowała jak syna, a Adzie trochę zastępowała matkę. Zmarła rok temu. Moja ultrakatolicka rodzina właściwie się do mnie nie odzywa. Ojciec, jak już raczy przyjechać, to krzyczy i puka, zanim wejdzie do każdego pomieszczenia, żeby przypadkiem nie przyłapać nas na całowaniu. Za to bardziej akceptuje wnuczkę, widać, że na swój sposób ją kocha. A moja matka pojawia się u nas raz w roku, bez uprzedzenia, siedzi jakiś tydzień i próbuje nawrócić mnie na normalne życie. Katolicka dusza nie pozwoliła jej niestety zaakceptować Ady. Kiedyś zwracała się do niej per „dziewczyno', a teraz mówi „pani”.

Doświadczasz homofobii w codziennym życiu? W kontaktach z sąsiadami, ekspedientką w sklepie?

Myślę, że jest coraz lepiej. Chociaż z sąsiadami bywa różnie. Mam takich, którzy potrafią za mną krzyknąć „pedał', ale z większością jest OK. Mam taką 80-letnią sąsiadkę, która przynosi mi gar zupy i domowe ciasto, jak Grzegorz wyjeżdża, bo w naszym domu to on gotuje. Nikt nigdy nie pytał, co nas łączy. A jak się z kimś zaprzyjaźnialiśmy, to normalnie mówiliśmy, że jesteśmy razem. Raz się zdarzyło, że mieliśmy wynająć od pewnej rodziny na tydzień mieszkanie w Sopocie. Kiedy się zorientowali, że jesteśmy homo, odmówili. Przespaliśmy noc w samochodzie, a następnego dnia znaleźliśmy inny nocleg.

Czekacie na ustawę o związkach partnerskich?

Tak, głównie na korzystne zmiany podatkowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz