niedziela, 24 lipca 2011

Dom Chłopców / House of Boys

Jest rok 1984. Frank ma 18 lat. Ucieka z domu i wyjeżdża do legendarnego Amsterdamu. Zatrudnia się w klubie ze striptizem. Trafia na niekończącą się imprezę z doskonałą muzyką, dużą ilością alkoholu, namiętnego tańca i seksu. W Domu chłopców poznaje przyjaciół, jak z filmów Almodovara: Angelo, który odkłada kasę na operację zmiany płci, przystojnego graficiarza i punka Deana, cze wreszcie właściciela klubu Madame. Wśród nich jest też Jake, dla którego Frank kompletnie traci głowę. Tymczasem do Europy dociera nieznana wcześniej, przerażająca choroba -- AIDS...

Dobrymi intencjami, jak wiadomo, piekło jest wybrukowane. W przypadku "Domu chłopców" dobre intencje to chęć opowiedzenia o początkach epidemii AIDS, piekłem – a właściwie skromnym piekiełkiem, w którym tak naprawdę nikomu krzywda się nie dzieje – jest tytułowy Dom chłopców, czyli amsterdamski przybytek w dzielnicy czerwonych latarni. Łączy on cechy domu publicznego i przytułku dla młodych zagubionych. Część artystyczna, czyli występy drag queen i mocno wystylizowany męski striptiz, odbywają się tu równocześnie z zabawianiem gości na sali i (to już raczej w domyśle, poza kadrem) dalszymi zabawami w zaciszu domostwa. Pracownicy domu w wolnym czasie, w beztroskiej atmosferze niczym z akademika, zawiązują przyjaźnie i miłości. Albo po prostu uprawiają seks. Nad wszystkim pieczę sprawuje wycofana, tajemnicza Madame – najciekawsza postać filmu, grana przez Udo Kiera – alfons, który z jednej strony troszczy się o swoich podopiecznych, ale z drugiej – dba przede wszystkim o to, by interes dobrze funkcjonował. Główny bohater trafia do niego po słabo umotywowanej ucieczce od swojej zwyczajnej, drobnomieszczańskiej rodziny w Luksemburgu. Szybko (właściwie od jednego spojrzenia na efebowate półnagie ciało) zakochuje się w swoim współlokatorze. I w tym samym czasie z funkcji pomocy barowej awansuje do bardziej tu cenionej pracy striptizera i prostytutki.

Jednak ta opowieść o dojrzewaniu (w zamierzeniu i tylko w zamierzeniu – kolorowa i nostalgiczna) zamienia się w pewnej chwili w dramat o chorobie i sile miłości, która potrafi przemóc wszystkie przeciwności. Ani jedna, ani druga narracja mnie nie przekonują, bo w efekcie film sprawia wrażenie, jakby jego autor chciał jedynie pokazać kilku atrakcyjnych chłopców – ich drobne dramaty i radości, ale niestety, nagle przypomniało mu się, że miał powstać obraz z przesłaniem: opowiadający o tym, jaki szok w pierwszych nosicielach i ich otoczeniu wywołał atak AIDS. Niestety, przemiana głównego bohatera wypadła niewiarygodnie – nie widzimy jego motywacji, dla których z beztroskiego chłopca nagle staje się wytrwale czuwającym przy łóżku ukochanego dojrzałym mężczyzną. Nie dopadają go momenty zwątpienia, jest niezachwianym posągiem, który po prostu wie, że musi wytrwać do końca. Jeśli to fabularne załamanie i niekonsekwencja miały być eksperymentem, to ten eksperyment się nie udał.

Choć śmiem przypuszczać, że wyniknęło ono po prostu z nieumiejętności poprowadzenia opowieści. W całym "Domu chłopców" widać entuzjazm scenarzysty i reżysera debiutanta: każdy, nawet najbanalniejszy element historii przedstawiają nam na ekranie dokładnie i łopatologicznie, jak wujostwo, które po powrocie z wakacji opowiada o nich w najdrobniejszych szczegółach. Twórca wplata w historię również wątek retrospektywny, pytanie: po co? Puenta jest przez to jeszcze banalniejsza. Film usprawiedliwiałyby jedynie świetna realizacja i wykonanie aktorskie. Ale w "Domu chłopców" na profesjonalne wykonanie możemy liczyć tylko w kwestii striptizu.
(filmweb.pl)
Na film  jest dobry  akcja kręci wokół AIDS, miłości, życiu, śmierci.
Zwiastun filmu:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz