czwartek, 24 czerwca 2010

Tam geje nie mają różowego życia, Rzuć jajkiem w "pedała", fałszywa lewicowość Kaczyńskiego

Mer Moskwy Jurij Łużkow porównał niegdyś homoseksualizm do satanizmu. Takie poglądy nie należą do rzadkości w krajach byłego ZSRR. O sytuacja gejów i lesbijek w Rosji, na Białorusi i Ukrainie pisze dla Wirtualnej Polski Katarzyna Kwiatkowska.

Jurij Sołdatenko ma za sobą dwie odsiadki. W latach sześćdziesiątych spędził łącznie półtora roku w obozach pracy. Jest gejem, a w Związku Radzieckim homoseksualistom groziło do pięciu lat pozbawienia wolności. Zgodnie z wykładnią sowieckich moralistów seks miał służyć wyłącznie prokreacji, reszta była burżuazyjnym zwyrodnieniem. Jurij i tak może mówić o farcie - przeżył, bo udało mu się oszukać współwięźniów, że siedzi za chuligaństwo. Jeden z jego partnerów nie miał tyle szczęścia i nie doczekał końca wyroku. Zginął w obozie pobity na śmierć przez nieustalonych sprawców.

Dziś, Jurij jest zadbanym siedemdziesięciolatkiem - mieszka z dwadzieścia lat młodszym partnerem i chwali sobie zdobycze techniki. Dzięki internetowi poznał nową miłość. Takie możliwości nawet mu się nie śniły, gdy w wieku dwudziestu paru lat, w radzieckim Leningradzie (dziś Petersburgu) dał się uwieść swojemu pierwszemu mężczyźnie: starszemu stopniem żołnierzowi Armii Czerwonej.

Gra w rosyjską ruletkę

- W porównaniu z czasami radzieckimi rzeczywiście jest o niebo lepiej - zapewnia Stanisław Naumienko, redaktor naczelny czasopisma „Jeden z nas” z Kijowa - Jednak w postradzieckim społeczeństwie nadal dominuje homofobia.

Na urządzonej z okazji wiosny imprezie, kijowscy geje i lesbijki swobodnie wychodzą z klubu na ulicę, trzymając się za ręce. Rzecz jasna nikt nie oddala się od grupy, gdyż romantyczne spacery po stolicy mogłyby skończyć się niewesoło.

Na Ukrainie paragraf przeciw homoseksualistom zlikwidowano wraz z odzyskaniem niepodległości. Formalnie ruch LGBT ma się tu całkiem nieźle: geje i lesbijki mogą się zrzeszać, wydają swoje gazety, organizują szkolenia i konferencje, a jeden z aktywistów startował do parlamentu z ramienia partii „Raduga”, czyli tęcza. Stanowisko Kościoła nie jest dla nich problemem. Cerkiew ma mały wpływ na społeczeństwo: jest wewnętrznie rozbita, a i tak większość Ukraińców to ateiści.

Życie codzienne nie sprzyja jednak pełnej dekonspiracji. Lena i Katia mimo, że od lat żyją w lesbijskich związkach i prowadzą szkolenia o zwalczaniu wewnętrznej homofobii, w pracy udają heteroseksualne singielki. Katia, która na jesieni przenosi się do międzynarodowej korporacji rozważa ewentualny coming out. Dla Leny, która pracuje w ukraińskiej firmie, wyjście z szafy byłoby równoznaczne z pogrzebaniem szans na zawodową karierę.

- W przypadku totalnej słabości naszego wymiaru sprawiedliwości i nieegzekwowania prawa pracy, ujawnienie swoich preferencji seksualnych jest jak gra w rosyjską ruletkę. - tłumaczy Lena - Szef może mnie zwolnić w pięć minut, a sąd będzie latami rozważać mój pozew.

Sytuacja mniejszości seksualnych na Ukrainie przypomina tamtejszą demokrację, która niby jest, ale wyraźnie koślawa. Organizacje LGBT są rozproszone, a ich działacze najczęściej skłóceni między sobą. Wciąż pracuje się tu na grantach profilaktyki AIDS i miejscowi aktywiści muszą się nieźle nagimnastykować, by uzasadnić dlaczego seminarium na temat coming outu ma się przysłużyć nierozprzestrzenianiu wirusa HIV. O tęczowych paradach w Kijowie nie ma jak na razie mowy – nie palą się do nich przede wszystkim sami zainteresowani. Oliwy do ognia dodają niesforni, ukraińscy politycy.

- To właśnie oni są naszym głównym problemem - twierdzi Naumienko - swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem rozniecają nienawiść do mniejszości seksualnych.

Wśród ukraińskich mężów stanu, do dobrego tomu należy obrzucenie przeciwnika epitetem „pedał”. Dlatego kijowscy homoseksualiści docenili gest dawnego ministra spraw wewnętrznych, Jurija Łiucenko, który stwierdził publicznie, że „lepiej być gejem, niż politycznym pederastą”.

Im się poprawia

Swoje problemy z politykami przeżywają także rosyjscy aktywiści ruchu LGBT. Do klasyki zachowań homofonicznych przeszły słowa mera Moskwy, Jurija Łużkowa, który porównał homoseksualizm z satanizmem. Gdy w zeszłym roku świat obiegły zdjęcia z rozpędzenia gejowskiej parady w centrum Moskwy, Rosja urosła na największego homofoba w Europie.

W rzeczywistości nie taki wilk straszny, jak go malują. Igor Pietrow, szef rosyjskiej Sieci LGBT, zapewnia, że mimo kłopotów sytuacja gejów i lesbijek poprawia się. Co ciekawe, większość miejscowych działaczy jest przeciwna moskiewskim demonstracjom. Ich zdaniem niepotrzebnie wzniecają nienawiść, podczas gdy w Rosji sprawdza się praca organiczna.

- Kilka lat temu nawet nie byliśmy pewni, czy ruch LGBT u nas istnieje - mówi Maryja Sabunajewa z organizacji Gender-L - Dziś wiemy, że tak i to już jest dużo.

Przedstawiciele sieci twierdzą, że zamiast tracić energię na działania skierowane na zewnątrz, aktywiści w pierwszej kolejności powinni skupić się na konsolidowaniu własnych szeregów. W dorosłe życie wchodzi właśnie pokolenie, które działanie radzieckich paragrafów zna jedynie z opowieści (karę wiezienia za homoseksualny stosunek płciowy zniesiono w Rosji w 1993 r.) Młodzi są w mniejszym stopniu zarażeni wewnętrzną homofobią i coraz częściej decydują się na wyjście z szafy.

Za pracą organiczną opowiada się też manager eleganckiego sklepu dla gejów i lesbijek w Moskwie. Po każdej paradzie ktoś podpala mu drzwi. Pracujący tu chłopcy wyglądają jak z żurnala. Chwalą sobie moskiewskie rozrywki i nie narzekają na życie w Rosji.

Kołchozowa norma

Homoseksualiści z Białorusi mogą sobie tylko pomarzyć o własnym sklepie. Tu nawet z zabawą w gejowskim klubie są problemy. W najbardziej radzieckiej ze wszystkich byłych republik, Białorusi mniejszości seksualne traktuje się z siermiężną podejrzliwością. Prezydent nie lubi odchyleń od kołchozowej normy. Zorganizowana tej wiosny mini - parada w Mińsku została szybko spacyfikowana przez barczystych chłopców z OMON-u, którzy nawet jeśli lubią zabawy w stylu Toma z Finlandii (legendarny artysta ruchu gejowskiego, przedstawiający mężczyzn w niedwuznacznych pozach - red.), nigdy się do tego nie przyznają. Aktywiści LGBT nie mogą też liczyć na wsparcie opozycji. Po pierwsze dlatego, że jej przedstawiciele są w większości konserwatywni i religijnie nadgorliwi - jeden z liderów chrześcijańskiej demokracji słynie z antygejowskich odzywek.

- Rzadko zgadzam się z Łukaszenką, ale w tym wypadku ma rację - tak znajomy z organizacji „Prawy Alians” skomentował aresztowanie mińskich gejów.

Po drugie, powszechnie uważa się, że homoseksualiści to potencjalne wtyczki łukaszenkowskich służb, gdyż według opozycyjnych heteryków, są aż nadto łatwym celem dla werbunku.

Gorzej tylko w islamie

Gorzej niż na Białorusi mają już tylko mniejszości seksualne z byłych republik radzieckich, gdzie większość mieszkańców wyznaje islam. W Azerbejdżanie jednopłciowe związki nie są akceptowane. Do powszechnej praktyki należy zawieranie „papierowych małżeństw” przez gejów i lesbijki. Czasami młodzi rozstają się zaraz po ślubie. Czasem jednak, gdy ich rodziny mieszkają niedaleko, decydują się żyć pod jednym dachem jako białe małżeństwo. Specjalnie zakamuflowane ogłoszenia można podobno znaleźć w każdej miejscowej gazecie. Aktywistka ruchu LGBT z Baku poprosiła, żebym nie wymieniała jej imienia. Choć tekst ukaże się po polsku - ona woli dmuchać na zimne.

W sąsiedniej Gruzji homoseksualizm też jest tematem tabu. Tam nie chodzi o islam, ale o archetyp prawdziwego mężczyzny, jurnego kaukaskiego górala - dżygita - który swymi wdziękami może obdzielać jedynie kobiety. Najlepiej młodsze. Przykład idzie z samej góry.

Prezydent Saakaszwili nie jest przyjacielem gejów - twierdzi Eka Aghdgomelnszwili z Inclusive Foundation. - Od czasów rewolucji róż sytuacja mniejszości seksualnych niewiele się poprawiła - dodaje.

Jedno pociesza: gruzińscy homoseksualiści mogą dość swobodnie czuć się na ulicach. W tym górzystym kraju mężczyźni publicznie okazują sobie cielesną bliskość. Prawdziwych dżygitów nikt bowiem nie posądzi o brak męskości.

wp.pl

To ty osób homoseksualny i nie tylko, którzy pobierają i głosują za Kaczyńskiego, fałszywa lewicowość Kaczyńskiego głupi polak wierzy w jego słowa, przeciwko karcie po dla niego zagraża Polsce suwerenność i homoseksualizm, In vitro przeciw, parytety przeciw, gdy wygra znowu będzie polowanie na czarownice, kłótnie kto ma reprezentować kraj o samolot..., do za czasów Kaczyńskiego były polowanie w szkole na homoseksualistów, tragedia smoleńska do wina tez Kaczyński próżność ich, gdy nie pozwolili lądować Rosjanie do byłby afera, PIS by oskarżałby że nie puszczono prezydenta by mówili by mgła do nie problem, ich już za dużo ofiar było, zginęli ludzie z próżności Kaczyński, po wygranej Kaczyńskiego będzie znowu wojna polsko polska. Już czas pokoju, może nie jest Komorowski super dobry ale lepszy, mniejsze zło.
więcej informacji na Gazeta Wyborcza 

To hasło happeningu, którym organizatorzy Europride 2010 rozpoczynają akcję społeczną pod hasłem "Nie lękajcie się". To odpowiedź na apel Fundacji Mamy i Taty o zakaz "parady homoseksualistów na Trakcie Królewskim". Europride 2010 - organizowany co roku w innym europejskim mieście festiwal kulturalny mniejszości seksualnych - 17 lipca ma przejść ulicami Warszawy. Akcję przeciw niemu podjęła miesiąc temu Fundacja Mamy i Taty. Twierdzi, że parada ma doprowadzić do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, co byłoby wbrew dobru dzieci. Pod apelem "Cała Polska chroni dzieci" (w którym wzywa polityków do niepopierania takich zmian w prawie, a potencjalnych sponsorów o niewspieranie Europride) zebrała kilkadziesiąt podpisów znanych osób, m.in. naukowców i artystów. Kilka dni temu fundacja zaapelowała do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, by "wykorzystując możliwości prawne, swój autorytet i siłę przekonywania, zrobiła wszystko, by Trakt Królewski nie stał się miejscem przemarszu europejskiej parady homoseksualistów". Powołała się na własny sondaż, z którego wynika, że 79 proc. ludzi "przyjęłoby z niechęcią fakt przejścia homoseksualnej parady przez miejsce o tak emocjonalnym znaczeniu dla Polski i Polaków". Organizatorzy Europride 2010 w odpowiedzi ogłoszą dziś inaugurację kampanii społecznej pod hasłem "Nie lękajcie się". Ma zachęcić do udziału w paradzie. Otworzy ją performance pod hasłem "rzuć w pedała po raz ostatni", w którym udział wezmą m.in.: Katarzyna Figura, Maria Peszek, Maria Sadowska, Magdalena Środa, Ewa Wanat, Ryszard Kalisz i Kuba Wojewódzki. Organizatorzy określają paradę jako "milowy krok w dziejach Europy i symboliczne wydarzenie dla miasta, w którym jeszcze pięć lat temu Parada Równości przeszła nielegalnie, bo urzędujący prezydent Warszawy Lech Kaczyński jej zakazał". I powołują się na badania "Newsweeka", że 7 proc. warszawiaków deklaruje udział w Europride 2010.
Gazeta Wyborcza

1 komentarz:

  1. PiS to najlepsza partia polityczna od 46 lat. Mam naddzieje, ze PiS wygra te wybory i bedzie rzadzil samoistnie w naszym kraju.

    Kaczyński zakaże homoseksualistom pracować w szkołach , bo według niego gej czy lesbijka nie może być nauczycielem i jak się weźmie za tę sprawę to ze stołków poleci wiele osób.

    OdpowiedzUsuń