sobota, 9 maja 2009

życie geja

Gdy mówię o homoseksualności więcej niż 2-3 zdania, odczuwam zmianę spojrzenia i jakieś domysły. Że mówi o gejach bo się tłumaczy, no bo jaki normalny człowiek poruszałby taki temat ? Ludzie nie chcą o tym mówić i nie chcą dawać się przekonać. Dla grubej większości homoseksualność albo nie istnieje, albo jest obleśną straszną chorobą, a do tego świadomie wybraną, za którą każdego kto się przyzna należy skreślić jako człowieka, przestać się witać, trzymać się od niej z daleka. Wczoraj pomógł Ci się nauczyć do zaliczenia, przedwczoraj pożyczył kasę, tydzień temu pocieszał w trudnej sytuacji...ALE DZIŚ JEST GEJEM! JAK ON MOŻE ?! Czy on szalał ?

Mówię - przecież ja kocham, naprawdę, przysięgam ! Ja KOCHAM. Ja chcę być wierny, ja chcę dawać siebie. Słyszę odpowiedź "Przestań bo zaraz zwymiotuję"..
W świadomości ludzi homoseksualność nie jest naturą psychoseksualną, lecz jakimś lifestylem, hobby, jakimś wybranym przez siebie stanem, jak kibicowanie i lanie w ryja kibiców przeciwnej drużyny i wykrzykiwanie dwuwierszy idąc po ulicy. Ogólnie nie postrzega się homo jako ludzi. Ludzi w pełnym tego słowa znaczeniu. Uważa się za jakieś hybrydy, błędy natury, jakieś istoty niższego rzędu, które wszystkie co do jednej przede wszystkim są zwyrodniali pod względem realizowania popędu seksualnego, ogólnie gej to nie człowiek tylko ktoś, kto uprawia seks w taki czy inny sposób. SEKS. To pierwsza, jeśli nie jedyna rzecz, która przychodzi do głowy.

Nie mogę nikomu powiedzieć bez wstydu i przygotowania o tym kim jestem. Nie mogę opowiedzieć, że podoba mi się ten czy ten chłopak, nie mogę się dzielić uczuciami. Na zajęciach z języków obcych muszę układać teksty o mojej wymarzonej dziewczynie. Gdybym ułożył o chłopaku, zapewne nie zaliczyłbym przedmiotu. Wszak pani magister jest zagorzałą katoliczką od dziada pradziada i pewnie na następne dziesięć pokoleń. Ze znajomymi sytuacja wygląda podobnie - mówiąc, że jestem homoseksualny zaraz z człowieka zamieniłbym się w zwierzę do uprawiania seksu, obleśnego i pozbawionego uczuć. Kiedy ma się w domu zwierzątko, załóżmy kotkę, to czasem przyprowadza się do niej samca i się patrzy co będzie.... podobnie jest z nami. "Poznamy Cię z kolegą X, on jest taki jak Ty, on jest z Twojego środowiska". Tak jak z tą kotką, do której przyprowadza się kota...i jest wydarzenie. Może ktoś zrozumie tą aluzję, choć nie są one moją najmocniejszą stroną.
Czy mogę powiedzieć rodzicom ? Lepiej nie próbować. Mama choć przestała się śmiać z tych stworków łączących się w stada i robiących parady, to dalej modli się codziennie, żeby jej podejrzenia się nie sprawdziły. Widzę, czuję i wiem, że byłby to dla niej cios....bo okazałoby się że urodziła coś, nie kogoś... Z kolei starsza osoba, u której mieszkam i którą się opiekuję (dziadek 96 lat) ciągle mi mówi, że trzeba 'przyprowadzać samicę i spać'. Wiem, że sami często to słyszycie, jednak ja słyszę ciągle i ciągle muszę uciekać od tematu. Wciskał mi już nawet Playboya żebym zobaczył 'jakie ładne szpary'... kiedy ktoś tak bardzo naciska, jest to już co innego niż zwykłe pytanie o dziewczynę. Czuje się prześladowany z tymi zdjęciami i opowiadaniami o tym, co on robił w moim wieku i co ja 'też powinienem'.

Jadę tramwajem na uczelnię i muszę uważać w jaki sposób i jak długo na kogoś patrzę. Nie podejdę i nie nawinę luźnej gadki, by poznać tego kogoś bliżej. Nagle on patrzy na mnie... ale z tego dalej nic nie wynika, bo on też w strachu przed wyjściem na chorego zboczeńca i psychopatę nie odezwie się do mnie. Wychodzę z tramwaju albo wychodzi on i oboje myślimy o tym, że kurwa znowu nic z tego.

Odwołałem wyjazd, by spróbować go jeszcze zobaczyć. Snułem się godzinami po pustych korytarzach uczelni i marnowałem chusteczki jedna za drugą. Wyjechałem, ale myślałem o nim codziennie. Modliłem się o niego...o nas. Z myślą o nim zaliczyłem sesję. Wypatrzyłem z jakiego jest wydziału i szukając przez pół nocy znalazłem go na naszej klasie. Płaczę przy jego zdjęciu. Piszę list. O wszystkim, o uczuciach i tęsknotach, o tym, że mógłbym jak pies spać u jego stóp i być najszczęśliwszy na świecie... odpisał, że dobrze mówię, że u stóp, bo "wyżej nie sięgniesz PEDALE".

Wchodzę na fellow... i odpisuję na maile z propozycjami seksu, prosząc o uważne czytanie opisu... wiedząc, że to i tak nic nie zmieni. Włączam porno...i zamykam. Czuję, że nawet na moment nie zmieni mej sytuacji. Już mnie nawet przestało przyciągać.


Wracam do domu, włączam TV i widzę setki reklam, w których para heteroseksualna bierze kredyt, czy jedzie na wakacje, pierze ubrania nowym proszkiem, pije Costę czy
Tymbarka.... ona się wysmarowała nowym kremem, on się wije wokół niej i wącha jej pośladki. Albo on nakłada wypraną Vizirem koszulę i daje jej buziaka za to, że się świetnie spisała...i oboje są szczęśliwi.

A któregoś dnia banda facetów w śmieszych czapkach i długich zielono-złocistych sukienkach występuje w telewizji czy radiu i mówi o tradycyjnych wartościach i rodzinie i o piekłach, siekierach i czortach, którzy czekają na takich jak my, i o tym, że kochający Bóg który tak ukochał człowieka że (...) nagle zamieni się w sadystę i kata.

Cytuję znajomym Biblię, pokazuję inne interpretacje, które są za aprobowaniem odmienności i pokazują Bożą Miłość i dowody o patrzeniu przez Boga na treść, nie formę...ale i tak wszystko się sprowadza do tego, że to mężczyzna i kobieta stają się jednym ciałem... i koleżanka z triumfującym spojrzeniem mówi "no widzisz ?!" .. a kolega pyta "PO CO Ty poruszasz ten temat? I po co Ci te interpretacje ? W jakim celu ? Żeby intrepretować pisma trzeba być natchnionym, tak jak PAPIEŻ." I znowu czuję że ONI mają prawdziwą Miłość. ONI naprawdę kochają. ONI są do tego stworzeni. ONI. ICH jest więcej. ONI są normalnością i w oparciu o nich powstały kultura, wartości, tradycja i wszelkie wyobrażenia. Nie w oparciu o takich jak my.

A potem wyłączywszy światło siadam w kącie i palę jedną fajkę za drugą...pytam się co tu robię i czy moja skromna egzystencja jest komukolwiek potrzebna. Słucham smutnej dołującej muzyki ("Wrony" Comy czy "Sowy" Hey'a naprawdę nic nie przebije) i myślę, że właśnie przeżyłem kolejny dzień, który niczego nie wniósł. Że znowu zasnę samotnie i samotnie się obudzę. Że ugotuję sobie śniadanie i sam je zjem...że kupię ładny ciuch i będzie mi w nim do twarzy...a potem się podrze i kupię inny. I że pójdę na grilla czy do kina ze znajomymi, którzy będą się przytulać do swoich drugich połówek... i prosić, żebym zrobił im zdjęcie. Przed całym światem muszę nakładać maskę, a gdy wieczorem ją zdejmuję ... nikt na mnie nie patrzy. Wyjdę na spacer, przejdę się wzdłuż rzeki i popatrzę na gwiazdy, wszystko po to, by znowu pomyśleć o tym, że oglądam je sam. I znowu zapalę fajkę...i puszczę jakąś smutną nutę w odtwarzaczu. Chociażby 'Zatańcz ze mną' Edyty czy 'A to co mam' Kowalskiej .. Do czego te studia i do czego wykształcenie ? Po co pieniądze ... po co jeść i pić, po co mam kłaść się i wstawać. Przestaję rozumieć o co w tym chodzi. Nie mam przed sobą celu. A gdy nie ma gdzie iść to po co robić kolejne kroki ?

tekst pochodzi z strony jednej dla gejów nie jest moim ale podobnie mysle jak ten autor tekgo listu