sobota, 14 lutego 2009

ellen i portia

miłość


Na początek dwie retrospekcje. I. W czerwcu 2008 zjawiłem się w Polsce, dosłownie na parę dni. Z chłopakiem, z którym od ponad 3 miesięcy korespondowałem, poszliśmy na kawę. Centrum Warszawy, miły lokal (nota bene uważany za dość homikowy), ludzi całkiem sporo. Nie przeczę, byliśmy sobą zainteresowani i w pewnym momencie musnąłem jego twarz, on zaś osadził mnie w miejscu mówiąc 'Tu jest Warszawa, a nie Amsterdam'. O co mu chodzi? - pomyślałem. Widzę, że to nie A'dam, gdyż społeczeństwo jest potwornie białe a spora część mężczyzn wygląda na troglodytów i mydło to ostatni raz widziała jakoś w grudniu. Dla mnie dotknięcie drugiego chłopaka w miejscu publicznym było/jest czymś całkowicie naturalnym, gdyż, jeszcze gdy mieszkałem w PL, z ex małżonkiem zachowywaliśmy się jak pary hetero.II. W październiku pojawiłem się w PL po raz kolejny. Tym razem pobyt miał być dłuższy, bo co najmniej dwutygodniowy, więc na pewnym portalu zmieniłem sobie lokalizację na Polen. Męża - jako zawieszony między A'damem a Warszawą nie szukałem, na seks- przygodach zależało mi bardzo średnio, ale miło by było spotkać się z kimś nowym ot tak, i pogadać. Lokalizację zatem zmieniłem, a że profil miałem po niderlandzko-angielsku, więc dość szybko się mną zainteresowano. Niestety, większość odwiedzających mnie mężczyzn miała wpisane coś takiego: szukam konkretnego, spoza środowiska, męskiego, nieprzegiętego, nieafiszującego się spoko kolesia. Dodatkowo część z moich gości uważała za stosowne dopisać, że ów potencjalny partner ma być pogodzony ze swoją orientacją, ale nieujawniający się. Profile wręcz ociekały takimi obostrzeniami.Zastanawiam się, gdzie w Polsce podziali się geje, skoro tu wszyscy są spoza środowiska, męscy, nieafiszujący się, etc. Wyjechali, tak jak ja? Przeszli na heteroseksualizm? Jest to dla mnie tym bardziej dziwne, że przez kilka lat w Niderlandach nie spotkałem się na homo- portalach z taką ilością bzdur i hipokryzji.Nie mam pojęcia, co to znaczy konkretny. Za nazwanie mnie przegiętym - jeśli już tak się trafi - nigdy się nie obraziłem. Nie wiem, czy jestem męski, ale dochodzę do wniosku, że męskość to coś, z czym polskie homiki mają straszny problem, skoro tak swoją męskość podkreślają. Temat-rzeka i mam wrażenie, że jeśli nie habilitować, to przynajmniej doktoryzować się z tego można; ja jednak, jako ograniczony miejscem, odniosę się tylko do tych pogodzonych ze swoją orientacją, ale nieujawniających się, spoza środowiska i nieafiszujących się.Pogodzony z orientacją... Jak dla mnie taka osoba doskonale zdaje sobie sprawę, że jest homo. Pociągają ją mężczyźni (lub kobiety, w zależności od jej własnej płci); wie, że uzyskuje satysfakcję seksualną właśnie z nimi, szuka z nimi związku/seksu/kontaktu, etc. Jej orientacja nie jest dla niej w żaden sposób problemem; nie traktuje tego w kategoriach kary za grzechy i dopustu bożego - Ach, czemuż Pan Zastępów tak mnie doświadcza?! Uważa, że nie jest z tego względu gorsza od heteroseksualnej części społeczeństwa; że ma te same prawa i obowiązki, jako jego część. Stwierdzenia 'jestem homo' nie traktuje jako przyznania się do winy, tylko stwierdzenia faktu, który w żaden sposób jej nie ogranicza. Dla mnie tyle wystarczy. ....ale nieujawniający się.... To teraz, skoro już pogodziliśmy się ze swoją orientacją przejdźmy do nie ujawniania się. Jak Wam się, moi drodzy wydaje, kto tak naprawdę wie, że jesteście homo? Załóżmy, że nikomu nie powiedzieliście. Jestem w stanie zrozumieć np. 22-letniego chłopaka, studenta, który jest w jakiś tam sposób od rodziców zależny, zatem - gdyby po ujawnieniu się poszło coś nie tak - nie dałby rady się utrzymać. Nie chce się outować, studiuje w innym mieście, w domu bywa rzadko, więc kamuflowanie się przychodzi mu dość łatwo. Zgoda - argument materialny przemawia do mnie, jak żaden inny. Co jednak zrobić z 30-letnim facetem? Czy jemu się naprawdę wydaje, że nikt się nie domyśla? Wybaczcie, ale ja nie byłbym w stanie uważać moich znajomych/rodziców/sąsiadów/kolegów z pracy za takich idiotów. Czyli co? W moim życiu i rozmowach nie pojawia się kobieta, nikt mnie nigdy z kobietą nie widział, mieszkam z mężczyzną (lub mężczyzna/i u mnie bywa). Jak długo mogę mówić, że mieszkam z bratem a ci wszyscy bywający u mnie kolesie to kuzyni? Naprawdę Wam się wydaje, że Wasi rodzice, których syn zbliża się do trzydziestki żyją w błogiej nieświadomości i sądzą, że ich kochane dziecko nie spotkało jeszcze odpowiedniej kobiety? A Wasi koledzy/koleżanki z pracy? Jasne, mówiąc o swoim facecie możecie zmieniać zaimki na żeńskie. Długo tak pociągniecie? A jeśli zaproszą Was jako parę? Pójdziecie z koleżanką a Wasz mężczyzna będzie w tym czasie na piwie w jakiejś pedalni? Skoro jesteście pogodzeni z orientacją, to czemu nikt o Was nie wie....?... spoza środowiska... Co to, k*rwa, znaczy: spoza środowiska? Mam nie chodzić do homo-knajp? Mam nie mieć kolegów-gejów i koleżanek-lesbijek? Mam nie iść na Paradę? Mam nie działać w organizacjach LGBT? Mam nie mieć fotki na profilu? W imię czego? Przecież jestem pogodzony ze swoim homoseksualizmem. Dlaczego mam się nie pojawić w homolokalu? Bo ktoś cię zobaczy! Jego problem, bo jeszcze się potem przyśnię. Mam się nie zadawać koleżeńsko z innymi homikami? A niby dlaczego? Bo ktoś pomyśli, że jesteś homo! A, przepraszam, nie jestem? Idąc za tym doskonałym wywodem myślowym powinienem przebywać tylko w towarzystwie heteryków, którzy, rzecz jasna, o mnie nie wiedzą (ale opowiadają pocieszne dowcipy o pedałach a ja zaśmiewam się razem z nimi), udawać, że mam dziewczynę (albo, że jeszcze nie spotkałem tej jedynej) itp., itd., etc. Jak długo? Wyjaśnijcie mi, bo ja tego nie umiem, nie rozumiem, nie widzę.... nieafiszujący się. To jest chyba najlepsze. Ileż ja razy słyszałem wypowiedzi w stylu 'moja orientacja to moja prywatna sprawa, nikt nie musi o tym wiedzieć'. Ciekawa rzecz, że słyszałem je tylko w Polsce i tylko od homików. Heterycy jakoś nie mają problemu z wzięciem się za ręce na ulicy, pocałowaniem w miejscu publicznym, spontanicznym okazaniem sobie uczuć. Dla nich to nie jest afiszowanie się. Dla geja natomiast jest to jego prywatna sprawa. W sumie, faktycznie, to jego sprawa, nie moja, ale....co ja miałbym robić z chłopakiem, który nie jest w stanie wziąć mnie za rękę na ulicy? Który nie powie mi w towarzystwie, co do mnie czuje? Który będzie szedł w bezpiecznej odległości, bo ktoś sobie coś pomyśli? Który nie przedstawi mnie swoim rodzicom, bo przecież oni nie wiedzą, ani nie pokaże się moim? Choćby był najseksowniejszym, najmądrzejszym, najwspanialszym facetem, to, pomimo tego, że jest pogodzony ze swoim homoseksualizmem, nie moglibyśmy być dla siebie nikim więcej, jak tylko kolegami.Ponieważ zbliżają się Walentynki, więc tym z Was, którzy to święto obchodzą, życzę, żebyście spotkali na swej drodze takich chłopaków, jakich sobie wymarzycie. Nawet, jeśli będą spoza środowiska, nieafiszujący się, konkretni, męscy, etc. W tym wypadku macie przynajmniej pewność, że nie będę to ja.

Konrad Kowalczyk/innastrona